środa, 23 marca 2022

Kołacze się duch Goebbelsa

 


„Nie ma czegoś takiego jak posłuszeństwo

w sprawach moralnych i politycznych”.

Hannah Arendt

Niedawno filharmonia w Kielcach, za przykładem kilku instytucji kultury w Polsce ogłosiła, że nie będzie grać utworów rosyjskich kompozytorów. Patrzeć tylko jak jakieś kierownictwo znaczącej w regionie biblioteki zacznie publicznie palić książki: Dostojewskiego, Tołstoja, Bułhakowa, czy Sołżenicyna, a uniwersytety likwidować wydziały rusycystyki.

Jak widać nasza cywilizacja personalistyczna znowu przegrywa z kolektywistycznymi (nota bene „Putin” także reprezentuje kolektywistyczną). I w rezultacie te drugie wprowadzają obcą nam, sprzeczną z Prawami człowieka - odpowiedzialność zbiorową.

Żeby kogoś potraktować „nie po ludzku”, większość z nas musi najpierw tego kogoś odczłowieczyć, sprowadzić przynajmniej do roli gospodarskiego zwierzęcia (np. nazwać „bydłem”, albo przynajmniej „antyszczepionkowcem”), w najgorszym - przedmiotu. Później tempo przemocy wobec „wroga” może już bez problemu nabrać „przemysłowego” rozmachu. Pisała o tym dziś już w archetypicznym „Eichmannie w Jerozolimie: rzeczy o banalności zła” (1963) żydowska filozofka Hannah Arendt. Wydaje się jednak że na próżno. Ci bowiem co czytali nie wyciągnęli z tej lektury wniosków, albo nie chcieli wyciągnąć, a ci co nie czytali dają się wciągać w powtórkę z historii.

Ustalmy jeszcze jedno - o wojnach decydują światowe elity, a nie przysłowiowi „Janusze” z konkurujących ze sobą stron. „A na wojnie świszczą kule,/ Lud się wali jako snopy,/ A najdzielniej biją króle,/ A najgęściej giną chłopy” – zauważyła już w 1885 roku Maria Konopnicka. Beneficjentami i tej niewątpliwie będą współcześni „króle” czyli - globalne elity.

Nie oszukujmy się – TA, to to tzw. wojna hybrydowa, w której m.in. „lenników” napuszcza się na wielkiego konkurenta. Ledwo i my parę dni temu wy-MiG-aliśmy się (na jak długo?) z losu przypisanego Ukrainie. Przypomnijmy - administracje UK i USA namawiały „nas” do przekazania stronie ukraińskiej dziewięciu wojskowych odrzutowców, same zaś nie chciały tego zrobić żeby się nie narazić na odwet… „Putina”!

Zorkiestrowane media właśnie rysują obraz świata porządku prawnego i „demokracji”, walczącego z rosyjskim imperium „zła”. Nagle z dnia na dzień przywódca państwa oligarchicznego, o czym nie raz mówiły massmedia, stał się demokratą. A przywódca Rosji przestał być człowiekiem „dialogu” i teraz stał się „chorym psychicznie”. Zaś skompromitowane do dna WHO, w cieniu toczącej się wojny, na bazie prognozowanych kolejnych „pandemii” kontynuujące tworzenie globalnego rządu, nadal niezmiennie produkujące cyfrowe-kajdany paszportów „kowidowych”, uzurpujące sobie prawo do decydowania o naszym zdrowiu i życiu, w tym jego długości - znowu jest godną zaufania instytucją reprezentującą świat „demokracji” i „wolności”. A rząd w Polsce, który wdrażał łamiący Konstytucję sanitaryzm, ten totalitaryzm XXI wieku… tylko zyskał na popularności! Czy czasem „Putin” nie spadł im jak z nieba?

Teraz te same media, które już dwa lata wbijają nam goebbelsowskim młotkiem w głowy fałszywe propandemiczne narracje, „zapomniały” o nich (z „obostrzeń” jednak rząd nie zrezygnował, nawet wobec 1.5 milionowej do Polski emigracji) – i w niekończącej się serii produkują dla nas, dla naszego użytku, odczłowieczające „wrogów” stygmaty. A kto się nie godzi na to - jest obrzucany prymitywnymi inwektywami typu „ruska onuca”. Bowiem nie wystarcza mediom tylko potępienie wojny. I dziwnie jakoś te nie nawołują do jak najszybszego porozumienia wrogów.

„Bez względu na rodzaj reżimu totalitarnego[…] żadna odmiana nie mogłaby zdobyć władzy, a na pewno tej władzy utrzymać w krótszym lub dłuższym czasie bez wykreowania w przestrzeni publicznej przysłowiowej figury wroga. […] Dlatego też „produkowanie” obrazów wroga należy zaliczyć do jednego z podstawowych zadań propagandy […]” – wyjaśnia Jacek Wojsław w publikacji „Figura wroga w ideologii propagandzie XX-wiecznych totalitaryzmów”.

„W „Mein Kampf” niemiecki dyktator pisał o potrzebie ujęcia sylwetki wroga w taki sposób, by „przeciwników, nawet bardzo różniących się od siebie, sprowadzić do jednego mianownika” – wyjaśnia E.C. Król („Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu”). Współczesna propaganda idąc tą drogą, np. imputuje społeczeństwom, że ci, którzy mają jakiejś wątpliwości co do interpretacji dziejących się wydarzeń są na pewno „proputino-antyszczepionkowcami”.

Właśnie filharmonia w Kielcach ogłosiła, że nie będzie grać utworów rosyjskich kompozytorów. Patrzeć tylko jak jakieś kierownictwo znaczącej w regionie biblioteki zacznie publicznie palić książki: Dostojewskiego, Tołstoja, Bułhakowa, czy Sołżenicyna, a uniwersytety w Polsce likwidować wydziały rusycystyki. Media przyklaskują!

Właśnie „Polsat” z powodu agresji na Ukrainę „Putina”, uniemożliwia oglądanie (na płatnym kanale) występów wybitnych rosyjskich pięściarzy, czy zawodników MMA (nota bene są to imprezy odbywające się w USA). Zwróćmy jeszcze uwagę, że większość z nich od lat mieszka np. w USA, i są to często ludzie (MMA)… pochodzenia czeczeńskiego. A przecież - wiemy to - ci sportowcy mają taki wpływ na decyzje „Putina”, jak ja na działania np. pana Morawieckiego - na którego zresztą nigdy nie głosowałem i nigdy bym nie zagłosował! W sumie – nikt z wyborców PiS go nie wybierał! A jednak ten jest u władzy i rządzi!

„[…] w wielu krajach funkcjonują nadal, a dzięki coraz większej perfekcji technologicznej mass mediów wręcz rozwijają się w najlepsze praktyki wykorzystujące i doskonalące wzorce, metody i techniki propagandy totalnej. Można więc bez ryzyka wielkiej przesady stwierdzić, że po gabinetach szefów współczesnych agencji PR, marketingu, promocji i reklamy kołacze się duch Goebbelsa, nakłaniając do coraz większych uproszczeń, hałaśliwych nagonek i kłamliwych kampanii” – przestrzega Król. Zdaje się nadaremnie.

Krzysztof Sowiński

PS. Z ostatniej chwili. „Użytkownicy Facebooka i Instagrama z niektórych krajów, m.in. z Ukrainy, Polski i Rosji, mogą - ale tylko w postach dotyczących inwazji Rosji na Ukrainę - nawoływać do przemocy wobec rosyjskich żołnierzy czy nawet życzyć śmierci Władimirowi Putinowi” - informuje WP Wiadomości. Niestety, nie przyłączę się do tego chóru – nikomu nie potrafię życzyć śmierci, nawet politycznym wrogom (nie potrafię też życzyć powodzenia oprawcom, nawet tym stojącym po stronie „sprawiedliwej wojny”). Wolałbym raczej im odebrać raz i na zawsze władzę, którą dzierżą i postawić takich przed niezależnym sądem.

Krzysztof Sowiński

wtorek, 8 marca 2022

„Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie”

 


„36 forteli” (2020) Piotra Plebaniaka to znakomity międzykulturowy, okraszony dziesiątkami anegdot almanach psychologii konfliktu, w którym chiński dorobek opisany jest językiem Zachodu, a dorobek zachodni językiem starożytnych Chin” -  twierdzi geopolityk młodego pokolenia dr Jacek Bartosiak.

Publikacja szczegółowo opisuje jak można oszukać wroga, także własny naród. Polecam tę książkę, która może trochę rozjaśni Państwu istotę geopolityki, bo widzę, że znowu pełną parą propaganda, która odegrała tak haniebną rolę w implementowaniu narracji o fałszywej pandemii, teraz programuje nasz „słuszny gniew” skierowany przeciwko „bandycie Putinowi”. A ludzie słuchają tego jak zahipnotyzowani.

Miałem pisać o tzw. sygnalistach, czyli haniebnym zarządzeniu dzięki któremu powstaje oficjalna struktura umożliwiająca donoszenie na kolegów w pracy, które przyjęły także wbrew ustawie zasadniczej - placówki kultury w Polsce. Ale tymczasem niedaleko naszych granic wybuchła tzw. wojna i jest to temat teraz ważniejszy. I… nagle widzę, że ta sama maszyna propagandowa sprzężona z tą ponadnarodową, która wyprodukowała w Polsce bezobjawowa pandemię, w jednej chwili zaczęła produkować sceny wojenne, przypominające już po nawet krótkiej analizie model przekonywania społeczeństw określany teraz symbolicznie jako „ciężarówki z Bergamo”.

Te same co wcześniej media produkują także na trzy zmiany słuszny gniew naszego ludu, a najgłośniej swój sprzeciw przeciwko Putinowi, tak jak wczoraj jeszcze przeciwko „antyszczepionkowcom” wyrażają jak zwykle „lewicujący” aktorzy i tzw. artyści!

Zadaję zatem sobie pytanie – co powoduje, że zawsze „najgłupszymi” i najbardziej naiwnymi grupami zawodowymi w przeważającej swojej części, są właśnie ci ludzie? Przypomnę, że jeszcze „wczoraj” nie można było ich dynamitem oderwać od komputerów i telewizorów przed którymi samotnie siedzieli od miesięcy w maseczkach, bo tak się bardzo bali zarażenia „kowidem”, że jeszcze przedwczoraj żądali rozszerzenia sanitaryzmu! A tu nagle „dziś” w swojej większości masowo, z wymalowanymi na twarzach flagami Ukrainy, wyszli na rynki miast w których żyją - by potępić złowrogiego dyktatora!

Patrzyć tylko jak jakiś teatr, być może nawet kielecki – wyprodukuje sztukę, która będzie konsolidować słuszny gniew oburzonego ludu! A może jakby przeczytali refleksję Nicolo Machiavellego: „Cel uświęca środki”, albo „Ludzie tak są prości i tak naginają się do chwilowych konieczności, że ten, kto oszukuje, znajdzie zawsze takiego, który da się oszukać”– zastanowiliby się chociaż przez chwilę?

A wystarczy „poklikać” pięć minut, zerknąć na mapę, żeby zgadnąć co się dzieje. „W lipcu 2021 roku Ukraina pod przywództwem Wołodymyra Zełenskiego podpisała z Chinami porozumienie o budowie infrastruktury a przywódca naszego wschodniego sąsiada w rozmowie z Xi Jingpingiem oznajmił, że Ukraina może stać się „mostem do Europy” dla chińskich inwestycji” („Jak Amerykanie i Rosjanie Chińczyków z Ukrainy przepędzają” (22.02.2022, salon24).  Takie porozumienie na pewno nie może się podobać rządzącym elitom w Rosji i w USA. Tulsi Gabbard, lewicowa kandydatka na prezydenta USA wprost mówi (22.02.22, Fox News): „Amerykańskie władze chcą wojny Rosji z Ukrainą” (m.in. przemysł zbrojeniowy USA potrzebuje na gwałt nowych zamówień). Warto wspomnieć, że Chiny tworzą teraz Nowy Jedwabny Szlak, którego istotne nici wiodą właśnie przez Ukrainę na Zachód Europy. Ten szlak stanowi ogromne zagrożenie dla interesów dominującego imperium morskiego - jakim są nadal USA. Dla Rosji inicjatywa Ukrainy, też jest zabójcza - szlak bowiem omija ten kraj. Warto też przypomnieć, że gra toczy się także o ogromne zasoby tytanu, (które znajdują się na terenie Ukrainy) tak potrzebnego np. do budowy nowoczesnych samolotów bojowych, i w tej chwili „rękę” na nich trzyma „USA” (ten kraj nie ma swoich zasobów tego metalu).

Widzimy zatem, że wojna o którą „nasi” aktorzy oskarżają „psychopatycznego bandytę” ma wiele wątków (może nawet jest rezultatem umowy między „USA” i „Rosją”. Jest rodzajem spektaklu dla miliardów widzów?). I mocno się różni od wizji historii widzianej, jako walki „dobra” ze „złem”. (Nota bene jak można wierzyć, że np. „nasz” rząd odpowiedzialny za 200 tysięcy ponadnormatywnych śmierci w Polsce, za co nie poniósł żadnej odpowiedzialności – jest teraz nagle „dobry”? Jak?). Historii postrzeganej niczym scenariusz telenowel, które są (wychodzi na to) źródłem geopolitycznej wiedzy dla większości naszych artystów.

Może by nawet ta sprawa nie była warta uwagi, gdyby nie fakt, że także „nasz” rząd, „nasza” klasa polityczna prze do wojny z „Putinem”, a działania „naszych” liderów znowu legitymizują głosy nierozsądnych ludzi, głosy nazywane opinią publiczną.

„Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie” – pisał przed wiekami Sun Zi o wojnie. Pora żeby te słowa poczytali i tzw. artyści. Na większość bowiem polityków już od dawna nie liczę.

Krzysztof Sowiński

 

 

 

środa, 23 lutego 2022

"Największą teorią spiskową jest przekonanie milionów o „dobroci” swoich władców"

 (Luty 2022)

Kiedyś zapytano Stanisława Lema, wybitnego polskiego pisarza jaką książkę by ze sobą zabrał na bezludną wyspę, ten odpowiedział, że wziąłby „Dzieje zachodniej filozofii” (1945), autorstwa Bernarda Russella.

Jest teraz szansa właśnie zakupić tę pozycję w cenie papieru na którym ją wydrukowano. Możemy skorzystać z tzw. promocji i nabyć tę ponad 1000 stronicową księgę, która doczekała się drugiego polskiego wydania (2020), (pierwsze – 2000) i zobaczyć co cenił w tej pracy niewątpliwy geniusz, autor – proroczego, a chyba raczej predykcyjnego wynikającego z refleksji opartej na naukowych wzorach – „Kongresu futurologicznego”. (Kto nie zna „Kongresu…” natychmiast powinien go przeczytać).

Teraz mała odskocznia… Co jakiś czas widzimy w mediach akcję, która odbywa się pod stygmatyzującym i dzielącym nas, skonstruowanym według matrycy „pedagogiki wstydu” hasłem – „Nie bądź statystycznym Polakiem, czytaj książki!”. (Wspomnijmy… Czyta tylko nieco ponad 40 proc. i większość z nich sięga tylko po jedną książkę rocznie. Nie odbiegamy jednak w tej dziedzinie jakoś rażąco od „zachodniej” normy. Bowiem nieczytanie jest globalnym trendem naszych czasów). Jej autorzy swoje refleksje opatrują jakimś cytatem autorytetu zachwalającego tę czynność, typu – „Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła” (Wisława Szymborska). Także często posługują się wypisem pióra Mikołaja Gogola – „Bardzo wiele książek należy przeczytać po to, aby sobie uświadomić, jak mało się wie”.

Jak  widzimy poetka w ujęciu postmodernistycznym cel w czytaniu książek widzi w „zabawie”, czy „rozkoszy czytania” – jak mawiają twórcy, „objawiciele” i uczniowie opowieści o śmierci wielkich narracji. Natomiast Gogol widział w tym czytaniu głównie cel edukacyjny. Dyrektor Biblioteki Narodowej Tomasz Makowski twierdzi, jak sądzę w duchu tzw. filozofii dialogu (według mnie z gruntu manipulacyjnej) – że trzeba czytać, żeby pozbyć się strachu przed „innym”. Bo jak wiadomo wśród sobie równych, dziś najrówniejszy jest na świecie „inny”. Współcześni literaturoznawcy w swojej większości twierdzą że warto czytać, żeby dobrze… pisać. Pewnie prof. Bralczyk, czy Miodek – powiedzieliby, żeby „ładnie mówić”.

Tylko konia z rzędem temu, albo „teslę” kto mi odpowie, czy akurat współczesnemu człowiekowi najbardziej są właśnie potrzebne te umiejętności?

Według mnie tzw. pandemia uświadomiła, że wielu z nas nie potrafi… logicznie myśleć! Dowód? A chociażby… Iluż to z nas np. „uwierzyło”, że nieszczepieni są zagrożeni przez niezaszczepionych!

Zatem najbardziej czego potrzebujemy to edukacji! Dr Magdalena Wielomska-Ziętek aktualnie, a przed nią znany cybernetyk Józef Kosecki dowiedli, że właśnie usunięcie z programów nauczania m.in. logiki i filozofii – spowodowało, że aż tylu ludzi nie potrafi samodzielnie myśleć. W rezultacie dziś aż tak wielu poddało się propandemicznej propagandzie, skądinąd dość prymitywnej – opartej na starych Goebbelsowskich wzorach. W rezultacie aż tak ogromna część społeczeństwa m.in. zgodziła się na poświęcenie wielu z naszych seniorów (niekowidowych pacjentów) przed którymi służba zdrowia już dwa lata zamyka swoje drzwi. Obojętna też jest na los dzieci i młodzieży wobec których łamie się od miesięcy fundamentalną zasadę humanistycznej medycyny – primum non nocere.

W tym zagubieniu pomocna może być… filozofia. Powrót do dorobku intelektualnego tych, którzy byli przed nami. O tym gdzie się są korzenie logicznego myślenia, którego teraz nam tak bardzo brakuje, wskazuje także w swojej pracy ten wybitny matematyk i filozof jakim był Russell. Jak zauważa, to twórczej krytyce logiki Arystotelesa zawdzięczamy rozwój logiki nowożytnej.

Warto też sięgnąć do jego autorstwa rozdziału o Machiavellim (ten żył na przełomie XV i XVI wieku), żeby w końcu wyzbyć się dziecięcej iluzji, że jakiś władca, premier, prezydent, albo szef jakiejś międzynarodowej organizacji typu WHO, czy właściciel firmy farmaceutycznej – jest  naszym zastępczym ojcem, czy matką i dba o nasz dobrostan. „W „Księciu” całkiem otwarcie odrzuca się ogólnie przyjęte nakazy moralne, którymi musi kierować się w swoim postępowaniu władca […]” – referuje Russel konstatacje Machiavelliego, które tak skrupulatnie przyswoił przez minione wieki cały „cywilizowany” zachodni świat.

Jak powiedziała dr Agnieszka Majcher – największą bowiem teorią spiskową jest właśnie przekonanie milionów ludzi o „dobroci” swoich władców.

Filozof wspomina też Dawida Hume’a i przypomina, że to właśnie ten zerwał połączenie między wiarą, a wiedzą, które tak nam się mylą w XXI wieku cyfryzacji. Zatem od przeszło 250 lat nie mamy żadnego racjonalnego powodu, że by np. „wierzyć w medycynę” do czego od dwóch lat przekonują nas politycy i main streamowe media. Hume też ostrzegał, żeby nie wyciągać zbyt pochopnych konkluzji i przytacza obserwacje zaczerpnięte z doświadczeń jego epoki także z dziedziny medycyny. Dowodził, że fakt, że jakaś grupa ludzi poddana terapii wyzdrowiała nie oznacza, że jest to rezultat skuteczności lekarstwa, którym w czasach Hume’a jakże często to bywało, była oszukańczo serwowana… woda z mąką. Słowem – nie mamy też żadnego powodu, żeby wierzyć i lekarzom.

„W zamęcie ścierających się fanatyzmów jedną z niewielu sił jednoczących jest naukowa wierność prawdzie” – to jedno z ostatnich zdań kończących tę gigantyczną pracę jakiej się podjął Russel. Dodał, że cnotę tę jego szkoła filozoficzna (analityczna) pragnęła wprowadzić do filozofii. Niestety jego nadzieje okazały się nieuzasadnione, już za jego życia pojawił się ruch umysłowy (być może niesłusznie) nazywany postmodernizmem, który istnieniu obiektywnej prawdy zaprzeczał. Niestety ruch został  wykorzystany przez współczesnych władców do sterowania społecznego, w tym totalitarnej kontroli ludzi, a i zapewne otworzył drogę do nowych form ludobójstwa.

I już na koniec. Coś mi się zdaje, że ja też będę statystycznym Polakiem i będę czytał tylko jedną książkę przez cały ten rok i będą to „Dzieje zachodniej filozofii”.

Krzysztof Sowiński

Przywrócić rozumienie rzeczywistości w epoce irracjonalności

 

(Styczeń 2022)

„Imperium Klausa Schwaba. Jedna planeta, jedna ludzkość, jeden zarząd” (2022), to jeszcze pachnąca drukarską farbą książka filozof, specjalistki od sterowania społecznego Magdaleny Ziętek-Wielomskiej.

To jest pierwsza publikacja, która w szerszym kontekście pozwala nam zrozumieć, to co się dzieje we współczesnym świecie przez ostatnie blisko dwa lata, które my nazywamy czasem „pandemii”. Okresie który odebrał nam pod pretekstem nieweryfikowalnej w kategoriach nauki „walki” z wirusem – najbardziej istotne prawa obywatelskie i z takim trudem, i za taką straszną cenę wywalczone przez naszych przodków prawa człowieka. Czasie w którym dokonano skutecznego ataku także na nasze dobra materialne.

„Jako osobę zajmującą się sterowaniem społecznym interesuje mnie kwestia tego, gdzie kryją się ośrodki realnie sprawujące władzę w świecie. Kwestią oczywistą jest to, że piastowanie określonego stanowiska nie oznacza posiadania władzy. Co więcej, większość współczesnych politycznych stanowisk to atrapy, za którymi mogą ukrywać się globalistyczne ośrodki władzy. Zaczęłam badać, co dokładnie robi Schwab i co się dzieje w Davos – mówi w jednym z wywiadów autorka.

Kim jest tytułowy Klaus Szwab? To założyciel Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, człowiek który w 2020 roku ogłosił Wielki Reset. Warto wspomnieć, że historię ludzkości  ten ekonomista-ideolog podzielił na tę „After Christ” i „After Coronavirus” – sygnalizując swoje ambicje nie tylko światowego lidera w dziedzinie ekonomii. Zatem z punktu antropologii nowym mitem ludzi – już to obserwujemy od lat - jest Mit Matki Ziemi, a jego kapłanami są globaliści. Szwab to także autor wpływowych książek – „COVID-19: The Great Reset” i „Czwarta rewolucja przemysłowa”. Wyraził w nich pogląd, że nasz dotychczasowy świat trzeba przebudować od podstaw. A nowe technologie połączą ten fizyczny, cyfrowy i biologiczny – w wyniku czego powstanie „nowy człowiek”. (W istocie zamysł ten - to skuteczny atak na cywilizację łacińską – opartą na greckiej logice, rzymskim prawie i chrześcijańskiej etyce - sprzeczną z marzeniami o dominacji „Szwabów”).

Tzw. Nowy ład zaproponowany na bazie „pandemii” stanowi początek świata zaplanowanego w kręgu tego niemieckiego ideologa. Trzeba od razu zauważyć, że to niebezpieczna wizja, w której wąskie grono globalistów dzięki technologii sprawuje absolutną władzę nad resztą społeczeństwa, kontrolując każdy ich aspekt życia, a nawet tego życia długość. (O takim świecie marzył jeden z poprzedników Szwaba – także rzecznik stworzenia „społeczeństwa stabilnego”, filozof Bertrand Russell (1872-1970). Dowodził, że m.in. dzięki nowym technologiom w przyszłości „bunt owiec przeciwko wilkom nie będzie możliwy”). Mamy już tę technologię i już dziś czujemy tego przedsmak - widać jak można nie tylko utrudnić, ale i uniemożliwić życie „nieposłusznym” (wg globalistów) obywatelom.

Wielomska-Ziętek w swojej pracy na bazie ogólnie dostępnych dokumentów, wyjaśnia źródła inicjatyw Szwaba i szeroko niebezpieczeństwa, które nam z tego tytułu grożą.

„Celem tej i kolejnych publikacji jest przywrócenie rozumienia rzeczywistości w epoce dominacji irracjonalności, która stanowi prawdziwą esencję Nowego Mitu - wyjaśnia filozofka.

To na bazie tej „nieracjonalności” (prekursorem tego nurtu był m.in. religioznawca Frederic Spiegelberg, który postanowił obalić „tyranię abstrakcyjnego rozumu”) – globaliści zbudowali wewnętrznie sprzeczną narrację o „pandemii”. Te opowieści przekazywane przez zorkiestrowane mass media ponad 50 proc. zarządzanych strachem obywateli w każdym z „demokratycznych” społeczeństw przyjęło, wbrew faktom za rzeczywistość. Ale tylko kilka procent otwarcie mówi temu swoje „NIE!”.

Ta nowa rzeczywistość, to świat w którym każdy może być chory i poddany terapii wbrew swojej woli. A o tym kto jest chory nie decydują już objawy (pojawiło się bowiem pojęcie chorego bezobjawowo), ale niediagnostyczny test i urzędnik orzekający na tej bazie o losie konkretnego człowieka. Świat w którym noszący stygmat „zakażonego” są utożsamiani  z chorymi. Świat w którym przy pomocy techniki cyfrowej oznacza się i dzieli całe grupy ludzi, poddaje się ich także nieracjonalnej i sprzecznej z zasadami nauki o medycynie izolacji, a co najgorsze łamiąc prawo – inwigilacji. Świat w którym „niezaszczepiony” jest stygmatyzowany i oskarżany za to, że jakoby zagraża „zaszczepionemu”. Świat w którym już niektórzy politycy śmiało mówią o fizycznej likwidacji opornych.

Jak podpowiada Magdalena Wielomska-Ziętek jeszcze nie przegraliśmy walki z globalistami. Jeszcze możemy przeciwdziałać naszemu uprzedmiotowieniu – a skutecznym narzędziem jest do tego edukacja. A najważniejszym teraz celem jest przerwanie narracji globalistów powołujących się na pseudonaukę reprezentowaną teraz w mass media przez funkcjonariuszy Nowego ładu i wskazanie prawdy.

Jest jeszcze jedno szczególne niebezpieczeństwo które grozi tylko Polakom – jasno je formułuje filozofka. „Klaus Schwab, […] do tej skomplikowanej układanki wnosi jeszcze jeden element: niemieckie koncepcje imperialne i gospodarcze, które wyrastają z niemieckiej tradycji potępiającej indywidualizm i liberalizm. Pod ich sztandarami Adolf Hitler rozpoczął w 1933 r. swój własny Wielki Reset, który wtedy przegrał z liberalizmem i komunizmem”.

Krzysztof Sowiński

środa, 16 lutego 2022

„Edith Piaf” - kielecka premiera

(Styczeń 2022)

Wiele „dostatnio”, chciałoby się powiedzieć na modłę neodrobnomieszczańską, żyjących  z pieniędzy podatników tzw. lewicowych teatrów w Polsce, stręczy nam właśnie łamiący godność i  prawa człowieka sanitaryzm. W tym samym czasie teatr Tetatet, którego działalność głównie zależna jest od darczyńców - znowu przygotował dla nas mieszkańców Kielc noworoczną niespodziankę - recital (ja bym to nazwał raczej spektaklem) zatytułowany „Edith Piaf”. Rzecz przypominającą o tkwiącym w większości nas - pragnieniu miłości i wolności.

Na tę propozycję składają się piosenki Edith Piaf (1915-1963), ikony kultury francuskiej, uważanej przez krytykę muzyczną za jedną najwybitniejszych piosenkarek XX wieku. Przypomnijmy. Artystka ta wykonywała z wielką ekspresją specjalnie pisane dla niej utwory. Jej niskiego, mocnego, chropowatego głosu – słuchaliśmy i my także Polacy, w czasach kiedy piosenki anglojęzyczne jeszcze zupełnie nie zdominowały przestrzeni medialnej. (W „Trójce nawet w l. 80 była audycja zatytułowana „Dachy Paryża”, propagująca kulturę Francji). Docierały do nas także informacje o wielu aspektach życia Piaf – traumatycznym dzieciństwie i dramatach życiowych, w tym miłosnych. Słyszeliśmy także o jej uzależnieniu od alkoholu i narkotyków.

Po śmierci Piaf jej piosenki cieszyły się nadal popularnością. Po te utwory sięgali m.in. tacy artyści jak: Josephine Baker, Louis Armstrong, Marlene Dietrich, Liza Minnelli, Serge Gainsbourg, czy Johnny Hallyday.

Dokonania Edith Piaf wracają do nas co jakiś czas. Obecnie w Kielcach w interpretacji Małgorzaty Pruchnik – Chołki, związanej z rzeszowskim Teatrem im. W. Siemaszkowej. Aktorka wykonała na scenie KCK w polskim tłumaczeniu (Andrzeja Ozgi i Wojciecha Młynarskiego) m.in. takie utwory jak: „Milord", "Brawo dla Clowna", ”Akordeonista”, ”La vie en Rose”, „Pod niebem Paryża”, „Padam Padam”.

Joanna Warmuzińska‑Rogóż z Uniwersytetu Śląskiego, popełniła esej pt. „Fenomen piosenki francuskiej w Polsce, czyli Piaf wiecznie żywa” (2013). Napisała m.in. tak: „Można domniemywać, że właśnie przeniesienie „ducha” piosenki stanowi dla Młynarskiego dominantę translatorską, czyli element, który powinien subiektywnie pozostać bez zmian w przekładzie”. Przypomnijmy, że jedną z najważniejszych cech piosenki francuskiej jest właśnie jej warstwa literacka. Ta „literackość” była obecna nie tylko w wielu tłumaczeniach, ale i w rodzimych produkcjach, jak choćby w twórczości Agnieszki Osieckiej. Bardziej wyrafinowane osoby tęsknią za tym nieobecnym już dziś kunsztem.

Bowiem kiedyś tego typu piosenki korespondowały z naszym życiem, w syntetycznej formie ukazywały losy różnych bliskich nam figur. Ich tematem była często miłość, także ta nieodwzajemniona, również inne ludzkie dramaty. Nuciliśmy te utwory, przy pomocy ich słów wyrażaliśmy zawirowania w naszym życiu. Nagle i boleśnie o tym, że to już przeszłość przypomniała nam o tym opowieść w wykonaniu aktorki z Rzeszowa.

Małgorzata Pruchnik – Chołka nie tylko śpiewała, ale także opowiadała o życiu Edith Piaf, o swoich fascynacjach tą artystką, a nawet swoich osobistych emocjach. Mieszało się to co zaplanowane, z tym co prywatne. Życie z fikcją. Pragnienie komunikacji międzyludzkiej, z lękiem przed kontaktem z innym odbiorcą recitalu, który także pod wpływem fałszywych opowieści o „pandemii”, „zarządzany strachem” założył na swoją twarz maseczkę przeciwślinową i wyczyniał dziwne pląsy mijając takiego samego człowieka jak on, albo sztywno siedział koło „innego” na sąsiednim fotelu. Mamy do czynienia ze społecznym dramatem!

Na scenie aktorce towarzyszyli Wojciech Front (kontrabas) i Dariusz Kot (akordeon). Na szczęście byli bez masek – o których nawet izraelskie władze sanitarne powiedziały, że nie zatrzymują, ani nie ograniczają transmisji żadnego wirusa, a są tylko symbolem „edukacji”. A według wielu z nas zwykłych ludzi – tylko symbolem tresury.

Aktorka nieco upodobniła się do słynnej artystki – założyła jak tamta czarną sukienkę, nawet namalowała sobie brwi takie jakie miała Edith Piaf. Być może wiedziony tym obrazem i spodziewając się że będzie także w śpiewaniu naśladowała Piaf, po pierwszej piosence Małgorzaty Pruchnik - Chołki, zawiedziony pomyślałem sobie, że to jednak nie Edith Piaf!

Ale po tej pierwszej reakcji słuchając kolejnych utworów zrozumiałem, że aktora nie naśladuje francuskiej piosenkarki, ale dokonuje nie tyle interpretacji jej piosenek, ile zabiera głos w procesie polskiej recepcji twórczości Piaf. I trzeba powiedzieć, że jest to głos znaczący.

Krzysztof Sowiński

Teatry na rzecz totalitaryzmu...

 (Grudzień 2021)

Krąży opinia o tym, że aby zatriumfowało zło wystarczy milczenie zwykłych ludzi, ale to refleksja połowiczna. Do usankcjonowania masowej strukturalnej przemocy  – potrzeba jeszcze tych, którzy gorliwie będą realizować łamiące prawa człowieka „rozporządzenia” reżimu.

Właśnie teraz tzw. teatry lewicowe na co dzień niby stojące po stronie „wykluczonych” - przystąpiły jako pierwsze do wprowadzania w swoich siedzibach łamiących Powszechną Deklaracje Praw Człowieka, także Konstytucję – „sanitarnych rozporządzeń” rządu.

Te „rozporządzenia” są w istocie bezprawnym dzieleniem ludzi na „zaszczepionych” i „niezaszczepionych”. Przy czym ci drudzy będą od teraz stygmatyzowani także w teatrach, będą widzami drugiej kategorii. Z czasem pewnie nie będą mogli w ogóle do nich wejść. Oczywiście motywowane jest to rządową antynaukową narracją, o tym że „niezaszczepieni”, MOGĄ [magiczne słowo używane w manipulacji społecznej] zarażać „zaszczepionych” i „ta pandemia” – jak mawiają propagandyści „z tego powodu nigdy się nie skończy”. (Czyli po raz pierwszy w dziejach medycyny – jak zauważyło wielu logicznie myślących ludzi - za nieskuteczność leku, oskarżono tych, którzy go nie przyjęli).

Absurd tego twierdzenia podważający w ogóle sens szczepień (po co to robić, skoro nie chronią?), jest ukuty w istocie wg wzorów propagandy hitlerowskiej – która zastraszonemu „ludowi” przekazała opowieść o nieempatycznych Żydach, którzy roznoszą tyfus, a sami „zarażający” chorują na tę chorobę „bezobjawowo”. Jaką te nonsensy uruchomiły spiralę zbrodni to już wiemy z historii II wojny światowej.

Wracając do teatrów… Najpierw na stronie fb Teatru Żeromskiego ukazała się informacja, że widz, który się świeżo zaszczepił, dostanie darmowy bilet na spektakl. Kiedy mieszkańcy Kielc mocno przeciwko tej segregacji zaprotestowali – „teatr” zrobił to co potrafi nie źle robić od lat, sięgnął po narzędzie cenzury – kazał usunąć natychmiast liczne głosy protestu. Zostały tylko nieliczne aprobaty. Następnie jako jeden z pierwszych „teatr” zaakceptował narzucony przez rząd w istocie totalitarny model podziału społeczeństwa i gorliwie podzielił widownię na tę dla „zaszczepionych” i „niezaszczepionych”.

Dzisiejsza rzeczywistość jest bardzo dynamiczna – w niewoli już jesteśmy po dwudziestu miesiącach. Tak szybko m.in. dzięki małym lokalnym pomocnikom, także takim jak Teatr Żeromskiego.

Ten ponad rok temu zaczął od promowania noszenia tzw. maseczek- narzędzia tresury społecznej. Następnie „teatr” poszedł krok dalej – w czasach absurdalnych lockdownów, kiedy tysiące Polaków traciło swoje biznesy, popadało w spiralę długów, a niektórzy tracili życie z powodu zamkniętych drzwi służby zdrowia przed „niekowidowymi” pacjentami – „teatr” wypłacał, ale tylko bliskim mu ludziom ze swojego środowiska 100 procent honorariów nawet za spektakle, które nigdy ze względu na tzw. lockdown nie odbyły się! Były tylko w planach. Ja uważam to działanie przynajmniej za nietyczne. A dzieje się to wszystko i nabiera tempa, tylko dlatego, że  wytresowano nas aby nie mówić niegrzecznego „NIE!”.

Krzysztof Sowiński

Przedtakt…

 

(Paźdzernik 2021)

Widowisko taneczno-muzyczne Kieleckiego Teatru Tańca pt. „Ballady bez Romansów. Mickiewicz wzruszony”, powstało w ramach programu Ministerstwa Kultury Dziedzictwa Narodowego i Sportu „Przestrzenie Sztuki”. I nie ma co rozpatrywać tego spektaklu w całości jako wydarzenia artystycznego.

Jak mówi bowiem dyrektor KTT Elżbieta Pańtak: „Intencją spektaklu jest wielopłaszczyznowa integracja lokalnych środowisk artystycznych z twórcami światowego formatu”.

Ta propozycja jest zbudowana na kanwie „Ballad i romansów” (1822) Adama Mickiewicza. (Wielu badaczy literatury zgadza się, że te teksty są pierwszymi balladami w języku polskim, stanowią manifest polskiego romantyzmu. Romantyzmu w Polsce nieco spóźnionego do tego Zachodniego będącego odpowiedzią na mechanistyczne oświecenie). Zbiór ten (pierwsza część „Poezyj”), składa się z 14 ballad. W kieleckim wydarzeniu fabułę wyznaczają: „Lilije”, „Świtezianka”, „Romantyczność” i „Dudarz”.

Spektakl otwierają recytacje tekstów Mickiewicza wykonane przez seniorów (grupa ze Świętokrzyskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku) biorących udział w przedstawieniu. To nieco nużący, ale ze względu na formułę projektu konieczny fragment. Po tym widz i słuchacz już obcuje z wydarzeniem na wysokim poziomie artystycznym – zapierającym dech (u wielu widzów w tzw. maseczkach, których absurd używania dowiedziono już w setkach randominiozowanych badań)  - występem tancerzy KTT, znakomitej choreografii  wyłonionych w drodze konkursu i wartych zapamiętania Katarzyny Myrdy („Lilije”, „Romantyczność”) i Dawida Pieroga („Świtezianka”, „Dudarz”). Klimatu dopełnia łamiąca konwencje ballady muzyka w wykonaniu Zespołu Trzy Dni Później (powstała na specjalne zamówienie KTT, jej autorką jest Joanna Piwowar-Antosiewicz, liderka zespołu) i niezawodnej kieleckiej Fermaty. Onirycznego klimatu widowisku dodaje scenografia Luigi Scoglio i znakomite projekcje multimedialne Karoliny Jacewicz.

W przyszłym roku przypada dwusetna rocznica powstania „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza. Spektakl prezentowany w Kielcach jest – jak to określają jego organizatorzy - przedtaktem do roku jubileuszowego, w którym widowisko zostanie rozbudowane dramaturgicznie.

„Spotkanie różnych pokoleń i wspólna próba odczytania przełomowego dzieła polskiej literatury romantycznej jest wyzwaniem, które wymaga połączenia środków ekspresji takich jak taniec, aktorstwo, multimedia i …prawda. Tylko w ten sposób pokażemy aktualne tematy poruszone przez Mickiewicza 200 lat temu. Mądrość i doświadczenie seniorów, skontrastowane ze świeżym spojrzeniem młodych choreografów w ruchu scenicznym pozwoli znaleźć nowy język, który może dotrzeć do dzisiejszej publiczności. Zbudujemy światy, które łączą rzeczywistość z rytuałem, literaturę z ruchem scenicznym, poezję z codziennością” – mówił przed premierą reżyser widowiska Michał Znaniecki. Ten znany twórca ma już duże doświadczenie w pracy  z tzw. wykluczonymi, których na scenie w Kielcach reprezentują seniorzy.

A jak wygląda ten „nowy język” i czy przypadnie Państwu taka formuła do gustu – już musicie doświadczyć tego sami.

Ja osobiście nie lubię sięgania po „wykluczonych” w jakiejkolwiek dziedzinie nie tylko sztuki. A sama sztuka jest niedemokratyczna i niesprawiedliwa, nie dzieli się na profesjonalną i nieprofesjonalną tylko taką, która porusza lub czyni obojętnym, a żeby zachwycić musi najpierw dzielić. I wolę żeby tak pozostało. Bowiem tworzenie parytetów zawsze się kończy tym samym – beneficjentami upowszechniania są upowszechniacze, łączenia „łącznicy”, a „wykluczeni” i artyści zostają z kieszeniami pełnymi satysfakcji.

Krzysztof Sowiński