(Styczeń 2022)
Wiele „dostatnio”,
chciałoby się powiedzieć na modłę neodrobnomieszczańską, żyjących z pieniędzy podatników tzw. lewicowych teatrów
w Polsce, stręczy nam właśnie łamiący godność i
prawa człowieka sanitaryzm. W tym samym czasie teatr Tetatet, którego
działalność głównie zależna jest od darczyńców - znowu przygotował dla nas mieszkańców
Kielc noworoczną niespodziankę - recital (ja bym to nazwał raczej spektaklem) zatytułowany
„Edith Piaf”. Rzecz przypominającą o tkwiącym w większości nas - pragnieniu
miłości i wolności.
Na
tę propozycję składają się piosenki Edith Piaf (1915-1963), ikony kultury francuskiej,
uważanej przez krytykę muzyczną za jedną najwybitniejszych piosenkarek XX
wieku. Przypomnijmy. Artystka ta wykonywała z wielką ekspresją specjalnie
pisane dla niej utwory. Jej niskiego, mocnego, chropowatego głosu – słuchaliśmy
i my także Polacy, w czasach kiedy piosenki anglojęzyczne jeszcze zupełnie nie
zdominowały przestrzeni medialnej. (W „Trójce nawet w l. 80 była audycja zatytułowana
„Dachy Paryża”, propagująca kulturę Francji). Docierały do nas także informacje
o wielu aspektach życia Piaf – traumatycznym dzieciństwie i dramatach
życiowych, w tym miłosnych. Słyszeliśmy także o jej uzależnieniu od alkoholu i
narkotyków.
Po
śmierci Piaf jej piosenki cieszyły się nadal popularnością. Po te utwory
sięgali m.in. tacy artyści jak: Josephine Baker, Louis Armstrong, Marlene
Dietrich, Liza Minnelli, Serge Gainsbourg, czy Johnny Hallyday.
Dokonania
Edith Piaf wracają do nas co jakiś czas. Obecnie w Kielcach w interpretacji Małgorzaty
Pruchnik – Chołki, związanej z rzeszowskim Teatrem im. W. Siemaszkowej. Aktorka
wykonała na scenie KCK w polskim tłumaczeniu (Andrzeja Ozgi i Wojciecha
Młynarskiego) m.in. takie utwory jak: „Milord", "Brawo dla
Clowna", ”Akordeonista”, ”La vie en Rose”, „Pod niebem Paryża”, „Padam Padam”.
Joanna
Warmuzińska‑Rogóż z Uniwersytetu Śląskiego, popełniła esej pt. „Fenomen
piosenki francuskiej w Polsce, czyli Piaf wiecznie żywa” (2013). Napisała m.in.
tak: „Można domniemywać, że właśnie przeniesienie „ducha” piosenki stanowi dla
Młynarskiego dominantę translatorską, czyli element, który powinien
subiektywnie pozostać bez zmian w przekładzie”. Przypomnijmy, że jedną z
najważniejszych cech piosenki francuskiej jest właśnie jej warstwa literacka. Ta
„literackość” była obecna nie tylko w wielu tłumaczeniach, ale i w rodzimych
produkcjach, jak choćby w twórczości Agnieszki Osieckiej. Bardziej wyrafinowane
osoby tęsknią za tym nieobecnym już dziś kunsztem.
Bowiem
kiedyś tego typu piosenki korespondowały z naszym życiem, w syntetycznej formie
ukazywały losy różnych bliskich nam figur. Ich tematem była często miłość,
także ta nieodwzajemniona, również inne ludzkie dramaty. Nuciliśmy te utwory,
przy pomocy ich słów wyrażaliśmy zawirowania w naszym życiu. Nagle i boleśnie o
tym, że to już przeszłość przypomniała nam o tym opowieść w wykonaniu aktorki z
Rzeszowa.
Małgorzata Pruchnik – Chołka
nie tylko śpiewała, ale także opowiadała o życiu Edith Piaf, o swoich
fascynacjach tą artystką, a nawet swoich osobistych emocjach. Mieszało się to
co zaplanowane, z tym co prywatne. Życie z fikcją. Pragnienie komunikacji
międzyludzkiej, z lękiem przed kontaktem z innym odbiorcą recitalu, który także
pod wpływem fałszywych opowieści o „pandemii”, „zarządzany strachem” założył na
swoją twarz maseczkę przeciwślinową i wyczyniał dziwne pląsy mijając takiego
samego człowieka jak on, albo sztywno siedział koło „innego” na sąsiednim
fotelu. Mamy do czynienia ze społecznym dramatem!
Na
scenie aktorce towarzyszyli Wojciech Front (kontrabas) i Dariusz Kot (akordeon).
Na szczęście byli bez masek – o których nawet izraelskie władze sanitarne
powiedziały, że nie zatrzymują, ani nie ograniczają transmisji żadnego wirusa,
a są tylko symbolem „edukacji”. A według wielu z nas zwykłych ludzi – tylko symbolem
tresury.
Aktorka
nieco upodobniła się do słynnej artystki – założyła jak tamta czarną sukienkę, nawet
namalowała sobie brwi takie jakie miała Edith Piaf. Być może wiedziony tym obrazem
i spodziewając się że będzie także w śpiewaniu naśladowała Piaf, po pierwszej
piosence Małgorzaty Pruchnik - Chołki, zawiedziony pomyślałem sobie, że to jednak
nie Edith Piaf!
Ale
po tej pierwszej reakcji słuchając kolejnych utworów zrozumiałem, że aktora nie
naśladuje francuskiej piosenkarki, ale dokonuje nie tyle interpretacji jej
piosenek, ile zabiera głos w procesie polskiej recepcji twórczości Piaf. I
trzeba powiedzieć, że jest to głos znaczący.
Krzysztof
Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz