środa, 16 lutego 2022

O smutku tworzenia i tworzenia końcu…

 

(12 grudzień 2021)

„Często mówimy o radości tworzenia, a czy smutek tworzenia to jest jakiś gorszy?” – dzieli się swoją zaskakującą łamiącą stereotyp, wartą zapamiętania refleksją Jerzy Bednarski, artysta fotografik z Kielc.

Wypowiada się ze szczególnego powodu – właśnie wydał „Pheromones” – imponujący album składający się z części zdjęć, które ten zasłużony i znany w naszym regionie artysta tworzył przez długie lata.

Rzeczywiście zamieszczone w publikacji akty utrzymane są w większości przypadków - w atmosferze nostalgii, smutku i nieuchronnego przemijania.

Ich twórca osobiście dokonał wyboru zdjęć. Nie pomaga też odbiorcy w ich „odczytaniu”  - akty są pozbawione kontekstów, np. informacji o czasie kiedy powstały… Ba… artysta nawet w swojej książce nie numeruje stron. Biorąc pod uwagę, że modelki na zdjęciach występują nieubrane, trudno nawet studiując szczątkowe części kobiecej garderoby, które możemy zauważyć na fotografiach, dociekać na podstawie trendów w modzie czasu ich powstania. Jakby artysta chciał powiedzieć „coś” o zataczającym kole historii, metaforze tak charakterystycznej w myśleniu o przemijaniu w naszym kręgu kulturowym.

Akt, czyli ukazanie ludzkiego ciała, zwłaszcza kobiecego, to jeden z najbardziej nośnych tematów w malarstwie i fotografii. Sięgało po niego wielu, także w kieleckim środowisku fotografików, ale nielicznym w kraju udało się coś istotnego na ten temat pokazać. Do tego grona można zaliczyć fotografie Jerzego Bednarskiego, który jak się to mawia wypracował - swój idiom.

Artysta podzielił swoje prace w albumie na grupy, którym nadał tytuły, a może raczej hasła, słowa wywołujące pewne asocjacje. Np. pierwsza część zdjęć poprzedzona jest zwrotem „Dyskretne trwanie”. Dla mnie ten zwrot brzmi tutaj akurat przekornie. Bo w tym miejscu znajdziemy czarno-białe zdjęcia nagich kobiet jakby uwięzionych w pół przeźroczystych tkaninach (kojarzące mi się ze współczesną wersją całunów, albo artystyczną reperkusją tego co znaleziono pod gruzami Pompejów). Często są to kobiety pozbawione twarzy, z wyeksponowanymi intymnymi częściami ciała. Te młode osoby nie wzbudzają jednak dreszczyku erotycznych emocji u odbiorcy, ale niepokój, o to - że np. łatwo mogą stać się ofiarami nadużycia. Są jakby zatrzymane w nieczasie i być może dopiero po uwolnieniu („wylarwieniu?) rozpoczną swoje nowe i na dodatek to właściwe życie. Tę część albumu kończy zdjęcie kilku kobiet jakby zapakowanych do poziomych półek w szafie. Oczekują na „swoją kolej” w istnieniu? Zwłaszcza w dobie fałszywej pandemii i na jej bazie wprowadzanemu krok po krok, (chciałoby się powiedzieć - półka po półce, przy bierności większości „prawych” i „lewych” ludzi) – totalitaryzmowi tak bezczelnemu i tak potężnemu, że po tym „wszystkim” Auschwitz będziemy wspominali tylko jako lokalną zbrodnię   te zdjęcia jakby prowokują do zadania pytania – kto się bawi naszym życiem? Kto? Kto nie pozwala nam spokojnie żyć i zgodnie z naturą oddychać? Kto nas tak bezwzględnie okrada z naszych własności? Kto gwałci nasze prawa? Bednarski bowiem jakby wiedziony prekognicją – pokazuje także i zdjęcia na których kilka pięknych kobiet ma zakręcony ciasno woal wokół twarzy, poddanych jakby procesowi duszenia i zagłady.

Kolejna partia zdjęć nosi tytuł „Harmony”. Tutaj mamy do czynienia z nagimi kobietami leniwie przeciągającymi się na morskim piasku (ulubione miejsce pracy Bednarskiego to był letni Hel), czy ogrodowym fotelu. Ale wiele i z tych nawet budzi u odbiorcy jakiś bliżej nieokreślony niepokój. Proces bowiem został uruchomiony – nasz świat się właśnie kończy.

Reasumując. Jednak ile bym się nie naprodukował na ten temat, jak długo bym nie przekodowywał – to nic nie zastąpi osobistego spojrzenia na te zdjęcia. Do czego zachęcam.

„Wschód piersi/ Gdy dłoń nieba dotyka/ I przełęcz świetlista/ włosów/ to niebo kochać chce/ i Człowieka”. To jeden z tekstów poetyckich, które towarzyszą zdjęciom, jakie powstały z inspiracji pracami Bednarskiego. Ich autorką jest poetka Magdalena Szczykutowicz. Teksty te są w dwóch wersjach polskiej i angielskiej. Na ten drugi język przysposobiła je specjalista od przekładoznawstwa doktor Agnieszka Majcher.

Jerzy Bednarski powiedział, że tym albumem żegna się już z fotografią. „Swoje już zrobiłem” powiedział. Twierdzi, że teraz zostało mu już tylko posprzątanie pracowni.

Miejmy nadzieję, że to jednak nie koniec, że np. ktoś jeszcze temu zasłużonemu artyście zorganizuje, w jakimś godnym jego talentu miejscu, wystawę tych zdjęć. Pewnie w dużych formatach tym bardziej ujawnią swoje niepokojące umykające słowu piękno. Tak piękno. Bo Jerzy Bednarski przez długie lata w swojej w twórczości tropił i kreował piękno i je nam pokazywał.

Krzysztof Sowiński

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz