(12 grudzień 2021)
„Często mówimy o radości
tworzenia, a czy smutek tworzenia to jest jakiś gorszy?” – dzieli się swoją zaskakującą
łamiącą stereotyp, wartą zapamiętania refleksją Jerzy Bednarski, artysta
fotografik z Kielc.
Wypowiada się ze
szczególnego powodu – właśnie wydał „Pheromones” – imponujący album składający
się z części zdjęć, które ten zasłużony i znany w naszym regionie artysta tworzył
przez długie lata.
Rzeczywiście zamieszczone
w publikacji akty utrzymane są w większości przypadków - w atmosferze
nostalgii, smutku i nieuchronnego przemijania.
Ich twórca osobiście dokonał
wyboru zdjęć. Nie pomaga też odbiorcy w ich „odczytaniu” - akty są pozbawione kontekstów, np.
informacji o czasie kiedy powstały… Ba… artysta nawet w swojej książce nie
numeruje stron. Biorąc pod uwagę, że modelki na zdjęciach występują nieubrane, trudno
nawet studiując szczątkowe części kobiecej garderoby, które możemy zauważyć na fotografiach,
dociekać na podstawie trendów w modzie czasu ich powstania. Jakby artysta
chciał powiedzieć „coś” o zataczającym kole historii, metaforze tak
charakterystycznej w myśleniu o przemijaniu w naszym kręgu kulturowym.
Akt, czyli ukazanie
ludzkiego ciała, zwłaszcza kobiecego, to jeden z najbardziej nośnych tematów w
malarstwie i fotografii. Sięgało po niego wielu, także w kieleckim środowisku
fotografików, ale nielicznym w kraju udało się coś istotnego na ten temat pokazać.
Do tego grona można zaliczyć fotografie Jerzego Bednarskiego, który jak się to
mawia wypracował - swój idiom.
Artysta
podzielił swoje prace w albumie na grupy, którym nadał tytuły, a może raczej
hasła, słowa wywołujące pewne asocjacje. Np. pierwsza część zdjęć poprzedzona
jest zwrotem „Dyskretne trwanie”. Dla mnie ten zwrot brzmi tutaj akurat przekornie.
Bo w tym miejscu znajdziemy czarno-białe zdjęcia nagich kobiet jakby uwięzionych
w pół przeźroczystych tkaninach (kojarzące mi się ze współczesną wersją całunów,
albo artystyczną reperkusją tego co znaleziono pod gruzami Pompejów). Często są
to kobiety pozbawione twarzy, z wyeksponowanymi intymnymi częściami ciała. Te młode
osoby nie wzbudzają jednak dreszczyku erotycznych emocji u odbiorcy, ale
niepokój, o to - że np. łatwo mogą stać się ofiarami nadużycia. Są jakby
zatrzymane w nieczasie i być może dopiero po uwolnieniu („wylarwieniu?) rozpoczną
swoje nowe i na dodatek to właściwe życie. Tę część albumu kończy zdjęcie kilku
kobiet jakby zapakowanych do poziomych półek w szafie. Oczekują na „swoją
kolej” w istnieniu? Zwłaszcza w dobie fałszywej pandemii i na jej bazie
wprowadzanemu krok po krok, (chciałoby się powiedzieć - półka po półce, przy
bierności większości „prawych” i „lewych” ludzi) – totalitaryzmowi tak bezczelnemu
i tak potężnemu, że po tym „wszystkim” Auschwitz będziemy wspominali tylko jako
lokalną zbrodnię – te zdjęcia jakby prowokują do zadania pytania
– kto się bawi naszym życiem? Kto? Kto nie pozwala nam spokojnie żyć i zgodnie
z naturą oddychać? Kto nas tak bezwzględnie okrada z naszych własności? Kto gwałci
nasze prawa? Bednarski bowiem jakby wiedziony prekognicją – pokazuje także i zdjęcia
na których kilka pięknych kobiet ma zakręcony ciasno woal wokół twarzy, poddanych
jakby procesowi duszenia i zagłady.
Kolejna partia zdjęć nosi
tytuł „Harmony”. Tutaj mamy do czynienia z nagimi kobietami leniwie
przeciągającymi się na morskim piasku (ulubione miejsce pracy Bednarskiego to
był letni Hel), czy ogrodowym fotelu. Ale wiele i z tych nawet budzi u odbiorcy
jakiś bliżej nieokreślony niepokój. Proces bowiem został uruchomiony – nasz
świat się właśnie kończy.
Reasumując. Jednak ile
bym się nie naprodukował na ten temat, jak długo bym nie przekodowywał – to nic
nie zastąpi osobistego spojrzenia na te zdjęcia. Do czego zachęcam.
„Wschód piersi/ Gdy dłoń
nieba dotyka/ I przełęcz świetlista/ włosów/ to niebo kochać chce/ i
Człowieka”. To jeden z tekstów poetyckich, które towarzyszą zdjęciom, jakie
powstały z inspiracji pracami Bednarskiego. Ich autorką jest poetka Magdalena
Szczykutowicz. Teksty te są w dwóch wersjach polskiej i angielskiej. Na ten
drugi język przysposobiła je specjalista od przekładoznawstwa doktor Agnieszka
Majcher.
Jerzy Bednarski
powiedział, że tym albumem żegna się już z fotografią. „Swoje już zrobiłem”
powiedział. Twierdzi, że teraz zostało mu już tylko posprzątanie pracowni.
Miejmy nadzieję, że to
jednak nie koniec, że np. ktoś jeszcze temu zasłużonemu artyście zorganizuje, w
jakimś godnym jego talentu miejscu, wystawę tych zdjęć. Pewnie w dużych
formatach tym bardziej ujawnią swoje niepokojące umykające słowu piękno. Tak
piękno. Bo Jerzy Bednarski przez długie lata w swojej w twórczości tropił i
kreował piękno i je nam pokazywał.
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz