środa, 5 maja 2021

Odzyskajmy normalną normalność!


Wspomnę, że prekursorzy postępu zmienili nazwisko mojej babci, ale bez jej  zgody, bo „wiedzieli lepiej”, Stanisławy Sowińskiej na numer 46499. Zmienili także jej ciało do wagi małego dziecka, przyznam jednak, że osiągnęli to klasyczną metodą redukcji kalorii. I w związku z tym mam prawo być nieufny do wszelkich ideologicznych nowinek.

W 2019 roku pojawiła się książka Jacka Dukaja pt. „Po piśmie”, ale… rozpoczęła się wkrótce po jej wydaniu tzw. pandemia i publikacja umknęła uwadze zwykłego czytelnika. A szkoda. M. in. dlatego, że to pasjonująca opowieść erudyty o tym jak widzi on naszą teraźniejszość, która stała się już (co wielu z nas jeszcze nie dostrzega) przyszłością.

Możemy się także przekonać, że nawet umysł tego kalibru „pięknie” nie przewidział, że już tak szybko (nie w odległej, bliżej nie określonej przyszłości) pod pretekstem „pandemii”, przy pomocy technologii zamiast dobrobytu, zdrowia i wolności „dla każdego”, można wprowadzić dyktaturę sanitarną i globalny obóz internowania.

Najpierw kilka zdań o autorze „Po piśmie”. Dla miłośników fantastyki jest postacią niezwykle ważną. Bo to najczęściej nagradzany polski pisarz w swoim gatunku literackim, którego utwory są tłumaczone na wiele języków. M.in. „Ruch Generała”, także fragmenty „Katedry” zostały przetłumaczone na angielski przez Michaela Kandela, głównego tłumacza Stanisława Lema (dziesięciu pozycji). Ale jak dotychczas nie opublikowano tego rezultatów.

Szerzej konsumenci kultury poznali Dukaja dopiero wtedy, kiedy „Katedra”, film animowany Tomasza Bagińskiego na podstawie opowiadania autora „Po piśmie” został nominowany do Oscara (2003) . Wspomnijmy, oprócz „Imperium chmur” i pierwszego wydania „Xavrasa Wyżryna”, okładki wszystkich książek Dukaja są właśnie autorstwa Bagińskiego.

– „Katedra”. Opowiadanie niezłe. Ale wtórne do „Solaris” – podpowiada mi z sąsiedniego pokoju Agnieszka Majcher, autorka obszernej dysertacji doktorskiej zatytułowanej „Stanisław Lem w anglojęzycznym obszarze kulturowym”.

Mnie jednak (przyznam, że do niedawna nie doceniałem produkcji science ficition tak literackiej, jak i filmowej, uważając to za wytwory kultury drugiego rzędu, nie zauważając ich m.in. roli predykcji), bardziej od utworów Dukaja interesują jego wypowiedzi filozoficzne właśnie takie jak te zawarte w „Po piśmie”.

Ta rzecz, to zbiór tekstów pisanych przez szereg lat. Ich autor podejmuje w nich m.in. zagadnienie przekazu informacji przy użyciu słowa. Analizuję to zjawisko od czasów Platona do dzisiejszych. Zastanawia go w jaki sposób pisarz „odpowiada za swoje książki”?  Pyta Dukaj – szerzej – o granice, a także warstwy („w intuicji-matrioszce”) ludzkiej podmiotowości. Po przeżyciu, które pojawia się po lekturze tekstu pisanego, kieruje się ku „przeżyciu oryginalnemu, przedjęzykowemu”. W tym momencie jest bliski postrzeganiu świata jakie oferuję tradycja buddyzmu zen. Medytujemy w niej, nie po to, żeby lewitować, czy żeby czuć się bardziej komfortowo, ale po to, żeby dostrzec iluzje wytwarzane poprzez język, po to, żeby dostrzec matryce metafor i implikowanym przez nie naszym zachowaniom. Bo jak spointował te rozważania Shoma Morita, psychiatra zenista – nie mamy wpływu na nasze myśli, ale mamy wpływ na nasze działania.

Eseje Dukaja są okazją do jego autoanalizy jako pisarza i narzędzi jakim się posługuje – jego języka i struktury zdań. W końcu autor dochodzi do wniosku (nie jest w tym prekursorem), mówiąc o jednym z utworów: „Nie ja go napisałem; napisał się mną”. Ale co istotniejsze, dostrzega, że rolę literatury przejmują coraz doskonalsze (jeśli chodzi o iluzję realnego uczestnictwa) np. gry „komputerowe”. Rezultatem tego są powszechne u ludzi uzależnienia od technologii. Już są kliniki „deprogramingu”, których celem jest skłonienie pacjenta do powrotu… do własnego ciała.

Wiemy to. Nie oszukujmy się. Są elity pieniądza i władzy, które mając wszystko chcą nieśmiertelności i żywią m.in. nadzieję, że przyniesie im to technologia, że osiągną np. nieśmiertelność cyfrową. Dukaj nazywa to „przesiadką Umysłu Ciała w Cyfrę”.

Postęp ludzkości jest zagwarantowany przez prawo Moore’a, według którego nieustannie podwaja się moc procesorów. Pojawia się zatem pokusa (?) podłączenia technologicznych implantów bezpośrednio do ludzkich mózgów, by je „wzmocnić”. A wszystko po to, żeby „poprawić kondycję człowieka”.

Przypomnijmy. W roku 1966 futurysta F.M. Esfandiary nazwał się „transczłowiekiem” (transhuman – skrót od transitory human, „przejściowa forma człowieka”) zmienił nazwisko na FM-2030. (Wspomnę, że inni prekursorzy postępu zmienili nazwisko mojej babci, ale bez jej  zgody, bo „wiedzieli lepiej”, Stanisławy Sowińskiej na 46499, zmienili także jej ciało do rozmiarów dziecka, przyznam jednak, że osiągnęli to klasyczną metodą redukcji kalorii, i w związku z tym mam prawo być nieufny do wszelkich ideologicznych nowinek). Transludzie mają być według niego „istotami pośrednimi między człowiekiem a postczłowiekiem, które przyswajają sobie najnowsze technologie, style życia i poglądy na świat”. O tych poglądach mówił niegdyś (1970) ideolog szeregu ludzi globalnej władzy Zbigniew Brzeziński – elit przyszłości nie będą krępowały w ich decyzjach tradycyjne poglądy etyczne.

„Transhumanizm różni się od humanizmu przez przyzwolenie (a nawet oczekiwanie) na radykalne zmiany w naszej naturze i dostępnych nam możliwościach oferowanych przez różne nauki i technologie – dopowiada filozof Max More („Transhumanism  Towards a Futurist Philosophy”, 2015).

Generalnie panuje przekonania (także jak sądzę podziela je Dukaj w „Po piśmie”), że dzięki transhumanizmowi (zdobyczom takim jak: nanotechnologia, biotechnologia, technologia informacyjna, kognitywistyka czy sztuczna inteligencja)  polepszymy życie człowieka. Co najważniejsze dla Dukaja – będziemy mogli dokonać bezpośredniego transferu przeżyć. Pierwszą technologią transferu była fotografia – mówi polski pisarz za Susan Sontag. Później fonograf, radio. Teraz mamy internet, smartfony, tablety, Virtual Reality, neuroczytniki, neuroindukcje. Będziemy mogli np. zdobywać obszerną wiedzę w „jednej chwili”, bez żmudnego procesu uczenia się, poprawimy słabości naszego ciała, nasze ułomne geny i etc. I to wszystko będzie dla dobra „ludzkości”!

W 2015 roku Zuckerberg zapowiadał: „Będziesz w stanie zarejestrować myśl – co sobie akurat myślisz czujesz co czujesz w swojej głowie – jakby w doskonałej formie – i następnie podzielić się tą myślą ze światem w formie dostępnej dla wszystkich”. Po prostu nieograniczona niczym wolność dla każdego!

A jak wygląda rzeczywistość parę lat po tej deklaracji? Smartfony to dziś urządzenia pomagające w stałej inwigilacji każdego z nas. A na fb projekt bezpośredniego transferu pt. „podziel się każda myślą!” zakończył się wszechobecną cenzurą i  stygmatyzacją myślących nie tak jak życzą są globalni liderzy „postępu”. Coraz więcej naukowców dostrzega, że wraz z coraz większą z roku na rok serwowaną ludziom ilością farmaceutyków… spada średnia inteligencja. Warto także odnotować, że przy pomocy „szczepionki” pod pretekstem walki z wirusami, realizowano w 21 wieku „w biednych krajach” programy sterylizacyjne.

Coraz mocniej wyłania się taki oto taki obraz – ludzkość dzieli się na dwie różne rasy (być może trzy, trzecia to służba pierwszej) – pierwsza nieliczna, korzysta ze zdobyczy nauki – żyje w komforcie, bezboleśnie. Niepokojona tylko myślą o śmierci. Dzięki technologii osiąga  wiek „biblijny”. Dla tych drugich wydaje się nieśmiertelna. Elity pilnują, żeby ta druga grupa – mniejsza, dychawiczna, umysłowo zapóźniona, osadzona w gettach nie zużywała  zbyt wiele zasobów planety i w rozsądnych ilościach się rozmnażała. A dla buntowników ma sprawdzone izolatoria.

W prozie pt. „Starość aksolotla” Dukaj pokazuje świat w którym po katastrofie ludzie przenieśli swoje umysły do sieci, ale nie są szczęśliwi za wszelką cenę chcą jednak odbudować organiczne życie.

Kończę zatem apelem - odzyskajmy normalną normalność zanim na to nie stanie się za późno.

Krzysztof Sowiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz