Wspomnę, że prekursorzy
postępu zmienili nazwisko mojej babci, ale bez jej zgody, bo „wiedzieli lepiej”, Stanisławy
Sowińskiej na numer 46499. Zmienili także jej ciało do wagi małego dziecka,
przyznam jednak, że osiągnęli to klasyczną metodą redukcji kalorii. I w związku
z tym mam prawo być nieufny do wszelkich ideologicznych nowinek.
W 2019 roku pojawiła się
książka Jacka Dukaja pt. „Po piśmie”, ale… rozpoczęła się wkrótce po jej
wydaniu tzw. pandemia i publikacja umknęła uwadze zwykłego czytelnika. A szkoda.
M. in. dlatego, że to pasjonująca opowieść erudyty o tym jak widzi on naszą
teraźniejszość, która stała się już (co wielu z nas jeszcze nie dostrzega)
przyszłością.
Możemy się także
przekonać, że nawet umysł tego kalibru „pięknie” nie przewidział, że już tak
szybko (nie w odległej, bliżej nie określonej przyszłości) pod pretekstem
„pandemii”, przy pomocy technologii zamiast dobrobytu, zdrowia i wolności „dla
każdego”, można wprowadzić dyktaturę sanitarną i globalny obóz internowania.
Najpierw kilka zdań o
autorze „Po piśmie”. Dla miłośników fantastyki jest postacią niezwykle ważną.
Bo to najczęściej nagradzany polski pisarz w swoim gatunku literackim, którego
utwory są tłumaczone na wiele języków. M.in. „Ruch Generała”, także fragmenty „Katedry”
zostały przetłumaczone na angielski przez Michaela Kandela, głównego tłumacza
Stanisława Lema (dziesięciu pozycji). Ale jak dotychczas nie opublikowano tego
rezultatów.
Szerzej konsumenci
kultury poznali Dukaja dopiero wtedy, kiedy „Katedra”, film animowany Tomasza
Bagińskiego na podstawie opowiadania autora „Po piśmie” został nominowany do
Oscara (2003) . Wspomnijmy, oprócz „Imperium chmur” i pierwszego wydania „Xavrasa
Wyżryna”, okładki wszystkich książek Dukaja są właśnie autorstwa Bagińskiego.
– „Katedra”. Opowiadanie
niezłe. Ale wtórne do „Solaris” – podpowiada mi z sąsiedniego pokoju Agnieszka Majcher,
autorka obszernej dysertacji doktorskiej zatytułowanej „Stanisław Lem w anglojęzycznym
obszarze kulturowym”.
Mnie jednak (przyznam, że
do niedawna nie doceniałem produkcji science ficition tak literackiej, jak i
filmowej, uważając to za wytwory kultury drugiego rzędu, nie zauważając ich
m.in. roli predykcji), bardziej od utworów Dukaja interesują jego wypowiedzi
filozoficzne właśnie takie jak te zawarte w „Po piśmie”.
Ta rzecz, to zbiór tekstów
pisanych przez szereg lat. Ich autor podejmuje w nich m.in. zagadnienie
przekazu informacji przy użyciu słowa. Analizuję to zjawisko od czasów Platona
do dzisiejszych. Zastanawia go w jaki sposób pisarz „odpowiada za swoje
książki”? Pyta Dukaj – szerzej – o
granice, a także warstwy („w intuicji-matrioszce”) ludzkiej podmiotowości. Po
przeżyciu, które pojawia się po lekturze tekstu pisanego, kieruje się ku
„przeżyciu oryginalnemu, przedjęzykowemu”. W tym momencie jest bliski
postrzeganiu świata jakie oferuję tradycja buddyzmu zen. Medytujemy w niej, nie
po to, żeby lewitować, czy żeby czuć się bardziej komfortowo, ale po to, żeby
dostrzec iluzje wytwarzane poprzez język, po to, żeby dostrzec matryce metafor
i implikowanym przez nie naszym zachowaniom. Bo jak spointował te rozważania
Shoma Morita, psychiatra zenista – nie mamy wpływu na nasze myśli, ale mamy
wpływ na nasze działania.
Eseje Dukaja są okazją do
jego autoanalizy jako pisarza i narzędzi jakim się posługuje – jego języka i
struktury zdań. W końcu autor dochodzi do wniosku (nie jest w tym prekursorem),
mówiąc o jednym z utworów: „Nie ja go napisałem; napisał się mną”. Ale co
istotniejsze, dostrzega, że rolę literatury przejmują coraz doskonalsze (jeśli
chodzi o iluzję realnego uczestnictwa) np. gry „komputerowe”. Rezultatem tego
są powszechne u ludzi uzależnienia od technologii. Już są kliniki
„deprogramingu”, których celem jest skłonienie pacjenta do powrotu… do własnego
ciała.
Wiemy to. Nie oszukujmy
się. Są elity pieniądza i władzy, które mając wszystko chcą nieśmiertelności i żywią
m.in. nadzieję, że przyniesie im to technologia, że osiągną np. nieśmiertelność
cyfrową. Dukaj nazywa to „przesiadką Umysłu Ciała w Cyfrę”.
Postęp ludzkości jest
zagwarantowany przez prawo Moore’a, według którego nieustannie podwaja się moc
procesorów. Pojawia się zatem pokusa (?) podłączenia technologicznych implantów
bezpośrednio do ludzkich mózgów, by je „wzmocnić”. A wszystko po to, żeby
„poprawić kondycję człowieka”.
Przypomnijmy. W roku 1966
futurysta F.M. Esfandiary nazwał się „transczłowiekiem” (transhuman – skrót od
transitory human, „przejściowa forma człowieka”) zmienił nazwisko na FM-2030. (Wspomnę, że inni prekursorzy postępu zmienili nazwisko
mojej babci, ale bez jej zgody, bo
„wiedzieli lepiej”, Stanisławy Sowińskiej na 46499, zmienili także jej ciało do
rozmiarów dziecka, przyznam jednak, że osiągnęli to klasyczną metodą redukcji
kalorii, i w związku z tym mam prawo być nieufny do wszelkich ideologicznych
nowinek). Transludzie mają być według niego „istotami pośrednimi między
człowiekiem a postczłowiekiem, które przyswajają sobie najnowsze technologie,
style życia i poglądy na świat”. O tych poglądach mówił niegdyś (1970) ideolog szeregu
ludzi globalnej władzy Zbigniew Brzeziński – elit przyszłości nie będą
krępowały w ich decyzjach tradycyjne poglądy etyczne.
„Transhumanizm różni się
od humanizmu przez przyzwolenie (a nawet oczekiwanie) na radykalne zmiany w
naszej naturze i dostępnych nam możliwościach oferowanych przez różne nauki i
technologie – dopowiada filozof Max More („Transhumanism Towards a Futurist Philosophy”, 2015).
Generalnie panuje
przekonania (także jak sądzę podziela je Dukaj w „Po piśmie”), że dzięki
transhumanizmowi (zdobyczom takim jak: nanotechnologia, biotechnologia,
technologia informacyjna, kognitywistyka czy sztuczna inteligencja) polepszymy życie człowieka. Co najważniejsze
dla Dukaja – będziemy mogli dokonać bezpośredniego transferu przeżyć. Pierwszą
technologią transferu była fotografia – mówi polski pisarz za Susan Sontag. Później
fonograf, radio. Teraz mamy internet, smartfony, tablety, Virtual Reality,
neuroczytniki, neuroindukcje. Będziemy mogli np. zdobywać obszerną wiedzę w „jednej
chwili”, bez żmudnego procesu uczenia się, poprawimy słabości naszego ciała,
nasze ułomne geny i etc. I to wszystko będzie dla dobra „ludzkości”!
W 2015 roku Zuckerberg
zapowiadał: „Będziesz w stanie zarejestrować myśl – co sobie akurat myślisz
czujesz co czujesz w swojej głowie – jakby w doskonałej formie – i następnie
podzielić się tą myślą ze światem w formie dostępnej dla wszystkich”. Po prostu
nieograniczona niczym wolność dla każdego!
A jak wygląda
rzeczywistość parę lat po tej deklaracji? Smartfony to dziś urządzenia pomagające
w stałej inwigilacji każdego z nas. A na fb projekt bezpośredniego transferu pt.
„podziel się każda myślą!” zakończył się wszechobecną cenzurą i stygmatyzacją myślących nie tak jak życzą są
globalni liderzy „postępu”. Coraz więcej naukowców dostrzega, że wraz z coraz
większą z roku na rok serwowaną ludziom ilością farmaceutyków… spada średnia
inteligencja. Warto także odnotować, że przy pomocy „szczepionki” pod pretekstem
walki z wirusami, realizowano w 21 wieku „w biednych krajach” programy
sterylizacyjne.
Coraz mocniej wyłania się
taki oto taki obraz – ludzkość dzieli się na dwie różne rasy (być może trzy,
trzecia to służba pierwszej) – pierwsza nieliczna, korzysta ze zdobyczy nauki –
żyje w komforcie, bezboleśnie. Niepokojona tylko myślą o śmierci. Dzięki
technologii osiąga wiek „biblijny”. Dla tych
drugich wydaje się nieśmiertelna. Elity pilnują, żeby ta druga grupa –
mniejsza, dychawiczna, umysłowo zapóźniona, osadzona w gettach nie
zużywała zbyt wiele zasobów planety i w
rozsądnych ilościach się rozmnażała. A dla buntowników ma sprawdzone
izolatoria.
W prozie pt. „Starość aksolotla”
Dukaj pokazuje świat w którym po katastrofie ludzie przenieśli swoje umysły do
sieci, ale nie są szczęśliwi za wszelką cenę chcą jednak odbudować organiczne
życie.
Kończę zatem apelem -
odzyskajmy normalną normalność zanim na to nie stanie się za późno.
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz