wtorek, 13 kwietnia 2021

„Trudno oprzeć się uczuciu wstydu, że się do takiego pokolenia należy”

 


Pojęcia, którym powinniśmy się teraz szczególnie dokładnie przyjrzeć to m.in.: autorytet, bełkot, dziennikarz, nauka. Bowiem parafrazując Bocheńskiego - „wypada raz wreszcie z tym skończyć, odróżnić hipotezę naukową od widzimisię demagoga, naukę od propagandy, uczciwy wysiłek filozoficzny od pustej gadaniny.

A to tym bardziej, że owa gadanina miewa, niestety, tragiczne skutki: wystarczy pomyśleć o dialektyce Hegla i o mordach, jakich w jej imię dokonano”, czy współcześnie - o zabiciu dziesiątków tysięcy niekowidowych pacjentów, w celu ratowania domniemanych ofiar wirusa.

Jak wielu zauważyło ten „pandemiczny” kryzys, który się zaczął nieco ponad roku temu i według ministra zdrowia Niedzielskiego nie skończy się już nigdy, to nie kryzys medyczny, ale edukacyjny. Także wielu zadaje pytania – jak z tego kryzysu wybrnąć? Jedni wołają – rzucić na rynek jeszcze więcej (niediagnostycznych)  testów, trzeba nam jeszcze więcej kwarantanny, lockdownów i szczepień – czyli gasić ogień benzyną. Ale garstka postuluje powrót  do normalności, w tym reformy edukacji, powrót do sprawdzonych publikacji, które szeroko niosą mądrość. Oddzielają plew od ziarna. Do takich zaliczam w swoim prywatnym rankingu „100 zabobonów”, autorstwa światowej sławy logika i filozofa Józefa Marii Bocheńskiego.

Już sam J. M. Bocheński (1902 -1995), autor książki  miał wątpliwości, (z perspektywy czasu pierwsze wydanie 1987, drugie 1992 - okazało się, że jak najbardziej słusznie), kiedy mówił: „nie jestem pewny, czy to słowo zostało wybrane trafnie - może byłoby poprawniej mówić o przesądach, a nawet o błędach”. Rzeczywiście lepiej byłoby mówić o błędach.

„Mój słownik pokazuje, że w naszym świecie panuje aż tyle zabobonów i jakich zabobonów! Nie potrzeba być wyznawcą zabobonu o stałym Postępie Ludzkości, aby przecież ufać, że ludzie XX wieku są choć trochę przytomniejsi, choć trochę rozumniejsi od troglodytów. A tymczasem lista zabobonów wyznawanych przez miliony w Londynie, Nowym Jorku i Paryżu zadaje kłam tej pobożnej nadziei. Trudno oprzeć się uczuciu wstydu, że się do takiego pokolenia należy. Jeśli o mnie chodzi, przykrość jest tym większa, że, jak wspomniałem, byłem sam ślepym zwolennikiem wielu spośród wymienionych tutaj zabobonów” – wyjaśniał w przedmowie filozof.

Przyjrzyjmy się pierwszemu z wymienionych przez mnie pojęć – autorytet. Logik wyjaśnia: „Istnieją dwa rodzaje autorytetu: autorytet znawcy, specjalisty, nazywany uczenie “epistemicznym” i autorytet przełożonego, szefa, zwany autorytetem deontycznym”. Jak widzimy we współczesnym nam świecie, także w Polsce, właśnie autorytet „epistemiczny” został wyparty, przez ten drugi oparty na wydawaniu rozkazów.  Nie byłoby większych problemów gdyby te rozkazy wyrażane na rządowych konferencjach prasowych, miały jeszcze jakiś sens, jakby to były autorytety nazywane przez Bocheńskiego „autorytetami solidarności”, czyli wydający rozkazy i społeczeństwo mieliby taki sam cel. Niestety. Mamy bowiem do czynienia z „autorytetem sankcji”. Rozkazy rządu są wykonywane przez większą część społeczeństwa tylko „z obawy kary”.

Codziennie jesteśmy przez media bombardowani  sprzecznymi wewnętrznie informacjami. Mają one wspólną cechę, która można zaobserwować od pierwszych komunikatów o „wybuchu pandemii” - odwołują się do emocji, nie rozumu. „[…] jest całkowicie wykluczone, aby bełkot mógł przekazać jakąkolwiek informację przedmiotową, o czymkolwiek różnym od przedmiotu. Stąd bełkot jest najzupełniej bezużyteczny tam, gdzie chodzi o przekazanie informacji przedmiotowych, a więc w szczególności w nauce” – konkluduje takie zjawiska Bocheński. Bełkot to – jego zdaniem – „mowa ludzka pozbawiona sensu”. Oczywiście nadawca „bełkotu” może specjalnie przy pomocy takiego, a nie innego  komunikatu, który nie ma żadnej wartości merytorycznej manipulować odbiorcami.

Obok większości lekarzy, polityków w tym naszym kryzysie jedną z najbardziej haniebnych ról odgrywa właśnie lwia część dziennikarzy, zwłaszcza tzw. main streamowych. Ci ostatni zamiast dociekania prawdy rezonują tylko i aż propagandę. Bowiem jak zauważył przed laty Bocheński, zamiast być sprawozdawcą i niczym innym, „w ciągu ostatniego wieku dziennikarze przywłaszczyli sobie inną funkcję, a mianowicie występują w roli nauczycieli, kaznodziei moralności. Nie tylko informują czytelników i słuchaczy o tym, co się stało, ale wydaje się im, że mają prawo pouczać ich, co powinni myśleć i czynić”. Pamiętajmy o tym przyswajając kolejne „madrości” z mediów.

I na koniec „nauka”. Wciąż słyszymy wokół słowo „nauka”. Nawet ci, którzy są przekonani, że noszą maseczki, bo te „powstrzymują i ograniczają transmisję wirusa”, uważają, że ich stanowisko jest oparte na przesłankach naukowych. Tymczasem nie ma żadnego randominizowanego badania, które by potwierdzało ten pogląd. Nie ma też badań, które by potwierdzały, że można ograniczać transmisję wirusów stosując kwarantanny i lockdowny. Mało tego – nie ma żadnego badania, które by pokazało proces wyizolowania „kowida”. Bowiem według Bocheńskiego: „nauką nazywa się zespół zdań posiadających następujące cechy: 1. dotyczą wyłącznie faktów zachodzących w świecie, 2. mają charakter obiektywny, są sprawdzalne intersubiektywnie, tj. przez co najmniej dwie różne osoby, 3. zostały ustalone ze starannością, którą odznaczają się naukowcy, 4. zostały ogłoszone przez specjalistów pracujących w danej dziedzinie”. Tymczasem najczęściej rewelacje naukowe we współczesnym świecie ogłaszają nam politycy na konferencjach prasowych, powołując się na opinie ekspertów będących na rządowych i wielkich firm farmaceutycznych listach płac.

Krzysztof Sowiński

PS. W Internecie można znaleźć darmową wersję „100 zabobonów”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz