wtorek, 6 kwietnia 2021

I tyle z nas pozostaje

W drugi dzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, o 17 umarł brat mojej matki, 85 letni wujek Julek. Chorował już dość długo, miał chyba dwa wylewy i w trakcie przyjmowania kroplówki zasnął i już się nie obudził. Pozazdrościć.

Bywał trudnym człowiekiem, ale honorowym, miał "charakter". Do późnych lat wykazywał się dużą, w każdej dziedzinie życia, witalnością. Krążyły o tym legendy. Nie był typem intelektualisty (jednak niekiedy potrafił wyrazić zaskakująco głębokie sądy), ale cale życie bywał niezależny od cudzych opinii. Był - co dziś jest taką rzadkością - odważny.

Na początku lat 50.  był w wojsku (dwa lata w namiotach, w ekstremalnie ciężkich warunkach) i wolał być bitym po gębie przez dowódców i siedzieć w wojskowym "anclu" o chlebie i wodzie  - niż przyznać, że ministrem obrony narodowej w PRL jest Konstanty Rokosowski.

Miał fantazję. Kiedyś już będąc starszym człowiekiem nagle postanowił odwiedzić kuzyna mieszkającego za Buskiem Zdrojem (ponad 50 km). Nie będąc typem sportowca (dużo palił i pił jak wielu z jego pokolenia), wsiadł na zwykły, ciężki rower bez przerzutek i pojechał. Przywitał się z kuzynem Zygmuntem, wypili po parę piwek i... wujek Julek wrócił do swojego domu jeszcze tego samego dnia.

Był też jednym z nielicznych źródeł wiedzy o moim ojcu, który "nagle" umarł w wieku 36 lat, jak ja miałem 5. Lubił mojego ojca i mile, i z szacunkiem go wspominał (nazywał go "honorowym"), w odróżnieniu od innych osób z mojej rodziny. Ci nie „kochali” mojego ojca. Niektórzy mieli zapewne ku temu powody.

Julka łączyła niezwykła więź ze zmarłym kilka lat temu bratem bliźniakiem Stanisławem. Problemy z odróżnieniem ich miała nawet ich matka Julia. Co dopiero np. nauczyciele w szkole. Bracia niemiłosiernie to wykorzystywali. Lista szkół ponadpodstawowych w Świętokrzyskiem, w tym tych z internatem, z których ich wyrzucano za łamanie regulaminu, naprawdę była imponująca. Ostatecznie - nie dali się wykształcić. A bardzo podobni do siebie byli do końca. Pamiętam jak Julek patrzył na zwłoki brata w trumnie, to jakby widział samego siebie.

Stanisław w odróżnieniu od Julka bywał, delikatnie mówiąc asekurancki, miał swój urok, ale był często konfliktowy, a mówił dużo i głośno). Był nazywany przez rodzinę całe jego życie Adasiem.

Zachowały się ich zdjęcia z pogrzebu ich matki, a mojej babki Julii (to ona w czasie II apokalipsy z dziadkiem Teofilem ratowali Żydów). Wujkowie byli przystojnymi młodzieńcami, o urodzie współczesnych im amantów filmowych, z gęstymi czuprynami. Byli – jak na swoje pokolenie - średniego wzrostu (mniejsi ode mnie, który mam prawie 180 cm i uchodzę w swoim, i kolejnym – za niskiego), widać ich ostro na zdjęciu złamanych nad trumną matki. Dosyć późno wyłysieli (jak ja) i nieco utyli. Wujek Adaś kiedy był już w latach potrafił się nie raz bić po twarzy i krzyczeć: „Jak nie nienawidzę tej starej gęby! Nie mogę na nią patrzeć!”. Potrafię (po nim?) robić tak samo. Nie mógł się też pogodzić się z łysieniem i długie lata zaczesywał rozległe zakola. Julek nie miał z tym problemu – zaczął się po prostu krótko strzyc (jak ja teraz).

Jak byłem mały, Adaś często pytał mnie czy będę pił wódkę. Odpowiadałem z obrzydzeniem na samą myśl o gorzale (spróbowaliśmy jej wówczas na mojej i Jacka, mojego barta ciotecznego komunii, bratu smakowała od pierwszego łyku i tak mu już zostało) – że nie! Na to Adaś ripostował: „Będziesz pił. Będziesz… Jak ja. Jak Twój ojciec… Bo... Życie jest ciężkie. Ciężkie…”.

Julek natomiast wolał żebym został piłkarzem. Mówił na mnie Gorgoń. „Co u ciebie słychać Gorgoń?” – zawsze się ze mną witał. Zawiodłem go i nie zostałem piłkarzem, chociaż miałem ku temu smykałkę. Trenerzy i koledzy mnie przez lata nie doceniali. Bo długo byłem mały i słaby, a to był czas, że dorośli zamiast pozwolić nam dzieciom grać w piłkę, kazali biegać wokół boiska z o połowę cięższym kolegą na plecach. Często nie dawałem rady tego zrobić. Dopiero po dwudziestce zrobiłem się bardzo silny (przez lata byłem dużo, dużo silniejszy od ludzi mojej postury) i słynąłem  długie lata, miałem ją do niedawna, ze „zwierzęcej” kondycji. Siłę podobno odziedziczyłem po ojcu Julka i Adasia. To na niego, byłego żołnierza – w jego otoczeniu mówili „Siła”. Później niestety zmieniłem piłkę na sporty walki (też i w tym nic nie osiągnąłem), bo co parę lat, kiedy już reprezentowałem jakiś poziom, wszystko rzucałem i zaczynałem przygodę z nową dyscypliną. Jako 40 latek uczyłem się np. brasil jj, a grubo po 50 zacząłem uczyć się gimnastyki przyrządowej. Rok temu, przerwała to, ciężka moja kontuzja.

Wróćmy do wujka… Choć śmierć kogoś bliskiego, to też śmierć jakiejś naszej części związanej z umarłym. Jako dziecko odwiedzałem mojego rówieśnika Julka syna. Wstawałem zawsze rano, w niedzielę także. W maju przechodziłem obok zachwycająco pachnącej jabłonki, która zakrywała otwarte okno (był to niski parter) domu wujka Julka. Wujek co niedzielę oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu, przez kilka godzin celebrował seks z ciotką Julką (łóżko stało przy oknie). Oznajmiałem wtedy przez koronkową firankę: „Wujek powiedz Darkowi, że jestem”. Wujek nie przerywając sobie i ciotce darł się: „Darek! Krzysiek przyszedł do ciebie!”. Ten ostatni szybko się ubierał i mogliśmy pobiegać już razem.

Ale… Wujkowie razem najczęściej niemiłosiernie się kłócili. Ileż to razy któryś wybiegał z gniewem, w czasie jakichś rodzinnych uroczystości?! Ale... i bez siebie im było trudno żyć dłużej niż kilka dni. Godzili się chodząc na mecze lokalnej drużyny piłkarskiej i oglądając - przy flaszce czegoś mocniejszego - te emitowane w tv. Julek zawsze pił wódkę małymi łyczkami, jakby ją z satysfakcją smakował.

A teraz ta więź… Pamiętam jak byłem dzieckiem - późnym, jesiennym wieczorem Adaś rozmawiał z moimi rodzicami (mamą i moim drugim ojcem) i... nagle krzycząc z bólu, złapał się za bark i padł na podłogę. Okazało się później, że w tym samym czasie kiedy Adaś padł w paroksyzmach cierpienia, Julek został napadnięty. Jakiś złoczyńca, jakich było na naszej wówczas dzielnicy wielu, połamał mu stalową rurką bark.

Kiedy Adaś umarł kilka lat temu, wszyscy byliśmy przekonani, że tuż za nim zaraz umrze Julek. Stało się jednak inaczej. Żył dalej. Niektórzy z nas odczuwali nawet z tego tytułu niemałe rozczarowanie.

W końcu… Teraz znowu mogą być razem.

I tyle z nas pozostaje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz