(Tekst z 12 grudnia 2020 roku)
Jak widać szaleństwo
„kowidowe” nie kończy się. I zdaje się, w założeniu, ma się nigdy nie zakończyć. Na jego bazie odebrano
nam już większość praw konstytucyjnych. A teraz rząd przy aprobacie tzw.
opozycji podjął także próby unieważnienia najważniejszej z naszych wolności
zagwarantowanej nam w Konstytucji RP w artykule 39.
Przypomnijmy jego
brzmienie: „Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym,
bez dobrowolnie wyrażonej zgody”. Chodzi oczywiście o tzw. wyszczepienie całego
narodu i zapowiedzi rządu łamania oporu
tych, którzy nie wyrażą na swoje szczepienie zgody. Jakbyśmy komuś powiedzieli
rok, czy dwa lata temu o realizowanym także w Polsce scenariuszu pt. „Pandemia”
zostalibyśmy oskarżeni o szerzenie „spiskowych teorii”.
Czy ktoś przewidział taki
rozwój przypadków? Oczywiście było ich wielu i nie korzystali ze szklanej kuli,
ale z obserwacji rzeczywistości. O jednym z nich już wspominałem - Lechu
Jęczmyku, którego jeszcze 10 lat temu chwalono „za to, że widzi to co jest
skryte”, pisałem w poprzednim numerze tego pisma. Dziś taki minister zdrowia
oskarżałby go o szerzenie „spiskowych teorii” i „kołtuństwo”, jak to robi wobec
tych naukowców, którzy mają czelność negować rządowe narracje. Teraz ujawnianie
tego co jest skryte, ba… nawet stawianie pytań dotyczących logiki scenariusza
realizowanego przez rząd – jest natychmiast stygmatyzowane, a ich autor zostaje
wykluczany z oficjalnego dyskursu. Często także pozbawiany pracy i prawa do
wykonywania zawodu.
Wielu spośród nas (w
nadziei, że jednak nie zostaliśmy metodycznie potraktowani jak „nawóz
historii”) za ten pozorny bezsens rządowych działań wini przypadek i tradycyjny
bałagan. Zobaczmy jak świetnie do opisu takiego toku myślenia pasuje taka
refleksja - „Mamy tutaj po prostu
doskonale kontrolowany bałagan, stwarzający pozory zarówno porządku jak i wolności”.
Jej autorem jest Janusz Zajdel. Zawarł ją w swojej powieści - „Limes inferior” (1983).
Opisał w niej świat
przyszłości zbudowany na propagandowym kłamstwie serwowanym „obywatelom” przez trzymające
władzę elity, na bazie którego tenże rząd trzyma w gigantycznym więzieniu cały naród.
(Czyż matka ziemia nie stała się ostatnio właśnie naszym globalnym więzieniem? Przynajmniej
w tej części gdzie „czwartą” władzę sprawują tzw. neoliberalne media. A gdzie
ich wpływ jest ograniczony, zauważmy, tam nie ma „pandemii”). Na ich nieustannej
inwigilacji (w powieści Zajdla funkcję
tę realizuje - obrączka na palcu każdego z obywateli, emitująca sygnał, który
umożliwia „służbom bezpieczeństwa” nieustanną obserwację „podejrzanych”, a
podejrzani są wszyscy). Czy nam to czegoś znowu nie przypomina? A wszystko to –
oczywiście dzieje się dla dobra
społeczeństwa.
Wyjaśnijmy Zajdel
uprawiał gatunek literacki nazywanym dystopią. Jest to wizja przyszłości oparta
właśnie na obserwacji rzeczywistości.
Wspomnijmy o tym także,
że jeden z bohaterów „Paradyzji” Zajdla nosi nazwisko Nikor Orley Huxwell. Jest
to anagram od nazwisk Orwella i Huxleya, klasyków antyutopii. Pierwszy z nich
to autor „1984” (1949), drugi „Nowego wspaniałego świata” (1932). Orwell nie
miał żadnych iluzji co do kierunku w jakim pójdzie przyszły świat, tuż przed
śmiercią (1950) tak to wyraził: „Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość,
wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!''. Huxley uważał, że elity
będą rządziły motłochem przy pomocy miksu propagandy i farmakologii (powieściowy
narkotyk nazywał się soma). Będą robiły to w taki subtelny sposób, że
społeczeństwo nawet sobie nie zda sprawy z własnego niewolnictwa. Nie ma w tym
projekcie bezpośredniej przemocy, która mogłaby implikować opór. Oczywiście są
więzienia-wyspy dla tych, którzy nie uwierzyli w rządowe narracje (czy taką
funkcję będą pełniły dziś naprędce postawione „polowe” szpitale?). A umiera się
w tej „nowej normalności” po ukończeniu 61 lat, bez objawów uprzedniego
starzenia. Wiadomo – człowiek stary to tylko koszty, nie inwestycja.
Przyjrzyjmy się
współczesnym elitom i ich działaniom, ich sposobom „przekonywania”. Jak widać
współczesne są bardzo niecierpliwe i używają wszystkich dostępnych środków opisanych
przez wspomnianych pisarzy – wobec większości bezlitośnie stosują propagandę
strachu i poczucia winy, dla dysydentów mają tradycyjną policyjną pałkę i
więzienia. A kwestia jak serwować ludziom „somę” doustnie, czy przy pomocy
iniekcji, też została już dawno rozwiązana. Teraz chodzi tylko o to, żeby
„soma” była „dostępna dla każdego”.
Obserwując to wzmacniane
przez media szaleństwo, kłamstwa o pandemii jakimi jesteśmy co dzień precyzyjnie
po goebbeslowsku truci - przyszedł mi na myśl jeszcze taki fragment tekstu Janusza
Andrzeja Zajdla („Wyjście z cienia”): „Dla
naszych przodków wolność zawsze znaczyła tak wiele, że gotowi byli oddać życie
w jej obronie, przeciwstawić się przeważającej sile przeciwnika... Jak to się
dzieje, że wobec nielicznej stosunkowo garstki Proksów wszystkich opuściły
nagle — ta odwaga i determinacja, to przywiązanie do wolności... Powiedzcie,
jak to jest możliwe, że przez tyle lat pozwalamy ograniczać swobodę naszych
poczynań, że oddaliśmy się pod kuratelę jakichś obcych istot - i wszystkim
opadły nagle ręce... Każdy z osobna wie, że ten stan to ledwo zamaskowana
niewola, okupacja... A wszyscy razem - poddają się temu... - To nie jest sprawa
samych Proksów. Oni tylko umiejętnie wykorzystują pewne cechy niektórych ludzi.
Sami osobiście nie maczają w tym łap. Posługują się ludźmi - powiedział Milt z
goryczą”.
Zmieniłbym tylko jedno,
zamiast „każdy wie” użyłbym „wielu wie”. Z badań wynika, że dzisiejszych Proksów jest mniej niż 1 procent. Mniej niż
jeden.
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz