niedziela, 7 lutego 2021

W rękach „Proksów”

 

(Tekst z 12 grudnia 2020 roku)

Jak widać szaleństwo „kowidowe” nie kończy się. I zdaje się, w założeniu,  ma się nigdy nie zakończyć. Na jego bazie odebrano nam już większość praw konstytucyjnych. A teraz rząd przy aprobacie tzw. opozycji podjął także próby unieważnienia najważniejszej z naszych wolności zagwarantowanej nam w Konstytucji RP w artykule 39.

Przypomnijmy jego brzmienie: „Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody”. Chodzi oczywiście o tzw. wyszczepienie całego narodu i zapowiedzi rządu  łamania oporu tych, którzy nie wyrażą na swoje szczepienie zgody. Jakbyśmy komuś powiedzieli rok, czy dwa lata temu o realizowanym także w Polsce scenariuszu pt. „Pandemia” zostalibyśmy oskarżeni o szerzenie „spiskowych teorii”.

Czy ktoś przewidział taki rozwój przypadków? Oczywiście było ich wielu i nie korzystali ze szklanej kuli, ale z obserwacji rzeczywistości. O jednym z nich już wspominałem - Lechu Jęczmyku, którego jeszcze 10 lat temu chwalono „za to, że widzi to co jest skryte”, pisałem w poprzednim numerze tego pisma. Dziś taki minister zdrowia oskarżałby go o szerzenie „spiskowych teorii” i „kołtuństwo”, jak to robi wobec tych naukowców, którzy mają czelność negować rządowe narracje. Teraz ujawnianie tego co jest skryte, ba… nawet stawianie pytań dotyczących logiki scenariusza realizowanego przez rząd – jest natychmiast stygmatyzowane, a ich autor zostaje wykluczany z oficjalnego dyskursu. Często także pozbawiany pracy i prawa do wykonywania zawodu.

Wielu spośród nas (w nadziei, że jednak nie zostaliśmy metodycznie potraktowani jak „nawóz historii”) za ten pozorny bezsens rządowych działań wini przypadek i tradycyjny bałagan. Zobaczmy jak świetnie do opisu takiego toku myślenia pasuje taka refleksja  - „Mamy tutaj po prostu doskonale kontrolowany bałagan, stwarzający pozory zarówno porządku jak i wolności”. Jej autorem jest Janusz Zajdel. Zawarł ją  w swojej powieści - „Limes inferior” (1983).

Opisał w niej świat przyszłości zbudowany na propagandowym kłamstwie serwowanym „obywatelom” przez trzymające władzę elity, na bazie którego tenże rząd trzyma w gigantycznym więzieniu cały naród. (Czyż matka ziemia nie stała się ostatnio właśnie naszym globalnym więzieniem? Przynajmniej w tej części gdzie „czwartą” władzę sprawują tzw. neoliberalne media. A gdzie ich wpływ jest ograniczony, zauważmy, tam nie ma „pandemii”). Na ich nieustannej inwigilacji  (w powieści Zajdla funkcję tę realizuje - obrączka na palcu każdego z obywateli, emitująca sygnał, który umożliwia „służbom bezpieczeństwa” nieustanną obserwację „podejrzanych”, a podejrzani są wszyscy). Czy nam to czegoś znowu nie przypomina? A wszystko to –  oczywiście dzieje się dla dobra społeczeństwa.

Wyjaśnijmy Zajdel uprawiał gatunek literacki nazywanym dystopią. Jest to wizja przyszłości oparta właśnie na obserwacji rzeczywistości.

Wspomnijmy o tym także, że jeden z bohaterów „Paradyzji” Zajdla nosi nazwisko Nikor Orley Huxwell. Jest to anagram od nazwisk Orwella i Huxleya, klasyków antyutopii. Pierwszy z nich to autor „1984” (1949), drugi „Nowego wspaniałego świata” (1932). Orwell nie miał żadnych iluzji co do kierunku w jakim pójdzie przyszły świat, tuż przed śmiercią (1950) tak to wyraził: „Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!''. Huxley uważał, że elity będą rządziły motłochem przy pomocy miksu propagandy i farmakologii (powieściowy narkotyk nazywał się soma). Będą robiły to w taki subtelny sposób, że społeczeństwo nawet sobie nie zda sprawy z własnego niewolnictwa. Nie ma w tym projekcie bezpośredniej przemocy, która mogłaby implikować opór. Oczywiście są więzienia-wyspy dla tych, którzy nie uwierzyli w rządowe narracje (czy taką funkcję będą pełniły dziś naprędce postawione „polowe” szpitale?). A umiera się w tej „nowej normalności” po ukończeniu 61 lat, bez objawów uprzedniego starzenia. Wiadomo – człowiek stary to tylko koszty, nie inwestycja.

Przyjrzyjmy się współczesnym elitom i ich działaniom, ich sposobom „przekonywania”. Jak widać współczesne są bardzo niecierpliwe i używają wszystkich dostępnych środków opisanych przez wspomnianych pisarzy – wobec większości bezlitośnie stosują propagandę strachu i poczucia winy, dla dysydentów mają tradycyjną policyjną pałkę i więzienia. A kwestia jak serwować ludziom „somę” doustnie, czy przy pomocy iniekcji, też została już dawno rozwiązana. Teraz chodzi tylko o to, żeby „soma” była „dostępna dla każdego”.

Obserwując to wzmacniane przez media szaleństwo, kłamstwa o pandemii jakimi jesteśmy co dzień precyzyjnie po goebbeslowsku truci - przyszedł mi na myśl jeszcze taki fragment tekstu Janusza Andrzeja Zajdla („Wyjście z cienia”):  „Dla naszych przodków wolność zawsze znaczyła tak wiele, że gotowi byli oddać życie w jej obronie, przeciwstawić się przeważającej sile przeciwnika... Jak to się dzieje, że wobec nielicznej stosunkowo garstki Proksów wszystkich opuściły nagle — ta odwaga i determinacja, to przywiązanie do wolności... Powiedzcie, jak to jest możliwe, że przez tyle lat pozwalamy ograniczać swobodę naszych poczynań, że oddaliśmy się pod kuratelę jakichś obcych istot - i wszystkim opadły nagle ręce... Każdy z osobna wie, że ten stan to ledwo zamaskowana niewola, okupacja... A wszyscy razem - poddają się temu... - To nie jest sprawa samych Proksów. Oni tylko umiejętnie wykorzystują pewne cechy niektórych ludzi. Sami osobiście nie maczają w tym łap. Posługują się ludźmi - powiedział Milt z goryczą”.

Zmieniłbym tylko jedno, zamiast „każdy wie” użyłbym „wielu wie”. Z badań wynika, że dzisiejszych  Proksów jest mniej niż 1 procent. Mniej niż jeden.

Krzysztof Sowiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz