(Tekst z 23 styczniua 2021 roku).
Wobec fałszywej,
nieweryfikowalnej w kategoriach metody naukowej, strategii walki „naszego
rządu” z tzw. pandemią - w wyniku czego
tenże rząd ogłasza niekończące się m.in. ludobójcze lockdowny - buntują się
kolejni Polacy. Nie ma niestety wśród nich tzw. artystów.
Do nielicznych dotąd skutecznie
pacyfikowanych przez wyspecjalizowane państwowe mundurowe formacje miłośników
wolności, ostatnio dołączają stojący już nad przepaścią restauratorzy. W
Kielcach na razie protestuje kilku – są szykanowani i zastraszani przez
miejscową policję i tzw. sanepid. W innych częściach Polski buntowników jest na
szczęście znacznie więcej. Niestety wśród osób protestujących przeciwko okradaniu
nas z wolności, zdrowia i dorobku życia, przeciwko zarządzaniu nami z
psychopatyczną konsekwencją strachem i poczuciem winy – nie ma artystów, w tym
aktorów.
Za to gwiazdy polskiego ekranu
i main streamowego teatru haniebnie rezonują globalistyczne propandemiczne matryce
i frazesy. Zaś ci pomniejsi - swoje frustracje wyrażają na portalach
społecznościowych. Jak nigdy dotąd modne stały się wywiady. Liczni aktorzy
robią je z innymi… kolegami i koleżankami aktorami. Czy to coś ciekawego? Niestety
to bardzo mocno „branżowe” rozmowy, przywołujące na myśl grupy wsparcia, a nie
platformy dyskusji o sztuce w czasie „zarazy”. A dominującym językiem tych
wywodów jest, ten już tyle razy krytykowany - postpsychoanalizy (nota bene –
zdumiewa jak to się zagnieździło w ludziach! Niebywałe!). Ale nie to jest
najgorsze! Poraża zgoda tych aktorów na ten „pandemiczny” fałsz. Ta ich niemoc
do szukania prawdy na własną rękę i oporu!
A przecież kiedyś ludzie z
takiej Pomarańczowej Alternatywy (przypomnę młodszemu pokoleniu, że to był
antykomunistyczny ruch happeningowy) kruszyli ironią mury totalitaryzmu. A dziś...
Na portalach społecznościowych widać zdjęcia aktorów w masce - symbolu tresury
społecznej i bezradnie pytających - „kiedy to się wszystko skończy?!”.
Więc im odpowiem - to
dopiero początek! I to Wy pozwoliliście na to, wtedy kiedy po raz pierwszy
założyliście, wbrew literze nauki, maskę na twarz! Reszta to już tego konsekwencje.
A teraz… Właśnie
przedstawicielka nowego bidenowskiego rządu w USA – stwierdziła, że będzie
forsować ideę noszenia… już nie jednej, ale dwóch masek! Niewątpliwie i nas –
jako kraju zewnątrzsterowalnego – także będzie to dotyczyć. Oczyma wyobraźni
już widzę zdjęcia aktorów masowo podporządkowujących się i tej nowej „dyrektywie”.
Niedawno moi młodzi
przyjaciele z grupy Covid-1984 borykając się m.in. z brakiem rekwizytów teatralnych,
zorganizowali happening na ulicach Kielc - przeciwko zamachowi stanu w Polsce
pod pretekstem „pandemii”. To byli tylko tzw. amatorzy. A w tym samym czasie "zawodowe"
aktorki z naszego teatru "uczyły" ludzi (na propagandowych filmikach)
jak zakładać maski i trzymać tzw. dystans społeczny. Prawda, że to przeraża?
„To, że jesteśmy w dupie
to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać” - pisał niegdyś Stefan Kisielewski w czasach
starej komuny. W czasach niewątpliwie nowej, nasi ulubieńcy znani nam ze scen realizują
i to proroctwo dawnego mistrza. Jeszcze lepiej się „urządza” dyrekcja Teatru
Żeromskiego w Kielcach? A może się tylko czepiam i żądam niemożliwego? „Piórem”
specjalistki ds. marketingu zawiadamia: „[…] przygotowujemy się do realizacji
prapremiery pt. "Expiria" w choreografii Agnieszki Kryst”. Dalej, że
to będzie: „studium kobiecego ciała”. Prawda, że odkrywcze i na czasie? Później,
że to „Koprodukcja z Nowym Teatrem w Warszawie oraz Art Stations Foundation z Poznania”.
Szykuje się długa… zatem lista płac. Jak zwykle.
Jakie jeszcze ma
propozycje „Żeromski”? Warsztaty aktorskie dla dzieci. Oczywiście online. I
także online wykład jakiejś reżyserki. Ale… Mimo „pandemii” jak się wydaje –
dyrektor placówki Michał Kotański ma szansę zrealizować wszystkie zaplanowane
premiery! To że widz ich nie zobaczy, zdaje się mało komu przeszkadza.
Dominuje hasło: „Zaproś
teatr do domu!”. Więc biegnę przypomnieć, że w domu to ja mam Netflixa i np.
rewelacyjnie, perfekcyjnie nakręcone filmy (jak jest to np. w przypadku „Czarnego
lustra”), oparte na rewelacyjnych i mających związek z tzw. rzeczywistością w
tym „pandemią” i jej konsekwencjami, absolutną kontrolą ludzi - scenariuszach. Produkcje
parafilmowe naszego teatru wyglądają przy tym marnie, amatorsko, a na dodatek poruszają
(nie pierwszy to już raz) tematy…
banalne. Mam tutaj na myśli chociażby „Dropie”, spektakl oparty na powieści Natalki
(ten infantylizm… czy to znak rozpoznawczy sztuki epoki trockizmu? Wspomnę, że
wywołana Natalka ma 33 lata) Suszczyńskiej, w reżyserii Anny Mazurek.
Jest to mówiąc językiem
Bocheńskiego – bełkot. I co najgorsze wtórny. Dajmy tego próbkę: "Przeżywałam
kolejne dni według harmonogramu: makaron z pesto, leżenie aż do zaśnięcia,
spanie aż do wybudzenia, a potem kolejne odcinki Świata według Kiepskich".
(Tzw. czytanie tej propozycji dostępne jest na fanpage'u teatru i na yt).
Trochę,
ale jedynie trochę, to jednak i broni się ten „nasz” teatr. Np. zrealizowanym
słuchowiskiem dokumentalnym pt. „Harcerz na wojnie" w reżyserii Tanji
Miletić-Oručević (dostępny na yt). Tekst propozycji został oparty na
wspomnieniach ojca (Jan Kinastowski, bohater tej propozycji) Anny Kinastowskiej,
„zaś tło historyczno-społeczne lat 20. XX kreśli historyk dr Marek Maciągowski”.
(Tak nota bene to ten sam historyk, który nie bał się kiedyś napisać rzetelnego
eseju o trudnych relacjach polsko-żydowskich w Kielcach, szkoda, że tę pracę
naukową odrzucili niegdyś twórcy w swoim manipulacyjnym tworze zatytułowanym „1946”).
Słuchowisko – jest pozornie nudnawe, monotonne, nie pokazuje bohaterstwa w
stylu amerykańskich produkcji o herosach, niczym w polskim filmie „nic się nie
dzieje”. Ale…. zamiast tego… ujawnia przykrą codzienność wojenną – głód (mamy
wiele opisów potraw z tamtej epoki), brud, zmęczenie, wyczerpanie, zwątpienie, traumy,
rany, pobyty w szpitalach polowych, śmierć kolegów i cudowne ocalenie głównego
bohatera audycji. To ostatnie jest przypomnieniem fundamentalnej kwestii
(metafizycznej?) w naszym kręgu cywilizacyjnym – czy o naszym życiu decyduje przypadek, czy przeznaczenie?
To jest pytanie dotyczące współczesnego sporu – przypadek, czy Logos?
Reasumując
ten cały ustęp. „Wykorzystamy” szansę na odrodzenie sztuki słuchowiska?
Jak widać nie wiele dzieje się wśród
„artystów”. Dla sprawiedliwości dodam, że w innych placówkach kultury w mieście
– także mamy bezradne „czekanie na normalność”, albo raczej na tzw. nową
normalność. Tymczasem ja rozmarzyłem się o nowej Pomarańczowej Alternatywie… w
Kielcach. Ale nie sądzę, żeby coś takiego zaistniało. Bowiem nad wolność współcześni
rewolucjoniści-artyści, tak bardzo identyfikujący się na scenie z biedą,
„wykluczeniem”, prekariuszami, prekariuszkami i prekariusz(wstaw odpowiednią
końcówkę, albo jej reprezentację braku) - dziś przekładają… mieszczański komfort.
Jak dotychczas tylko
jeden ze znanych mi aktorów, tęskniący za żywym kontaktem z widzem,
zapowiedział, że wystąpi „chociaż to nielegalne” (wspomnę – że nielegalne to są
zakazy płynące od premiera) z monowypowiedzią np. w „Lidlu” przy Warszawskiej.
Prosił mnie, żebym mu pomógł szukać adekwatnego tekstu. Przyszło mi do głowy,
żeby mógłby zacząć od zaadresowanego do miejscowych przedstawicieli rządu wiersza
Czesława Miłosza, zaczynającego się tak:
„Który skrzywdziłeś
człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego
wybuchając,
Gromadę błaznów koło
siebie mając”.
I miejmy nadzieję, że
dzisiejsi „nasi” przywódcy polityczni skończą tak jak to obrazuje ostatnia
linijka tego tekstu. Zasłużyli na to.
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz