(Tekst z 20 listopada 2020).
Obserwujemy upadek m.in. kultury i powrót do… feudalizmu. Rządzący nagradzają swoich użytecznych trefnisiów i wbrew naszym konstytucyjnym prawom, ogłaszają swoją wolę na konferencjach prasowych. A na protestujących wysyłają wyspecjalizowane w pacyfikacji bojówki policyjne. Czy można było to przewidzieć? Jak najbardziej można… Byli tacy, którzy to zrobili. Dziś o jednym z nich.
Wielu
z nas jest jednak zaskoczonych „pandemią” i jej skutkami. Nie „wierzą”, że ktoś
może ich oszukiwać, uważać ich za „nawóz historii”. (Ci na pewno nie czytali
np. „Konrada Walenroda”). Jednak jak donoszą coraz częściej uczciwsi z lekarzy –
to dopiero w październiku umarło nieco
więcej Polaków niż w analogicznych minionych latach. Ale jest to tylko skutek
od pół roku zamkniętych drzwi placówek zdrowia dla „niekowidowych” pacjentów. I
że obrano celowo fałszywy kurs „ocalenia narodowego”, a przy okazji „zapomniano”
o jednym z fundamentów cywilizacji łacińskiej – „Primum non nocere”. Istnieje
zatem ogromne prawdopodobieństwo, że każdy z nas może umrzeć nie tyle z powodu
wirusa, ale ba… nawet zapalenia wyrostka robaczkowego. Naszemu znajomemu (39
lat) odmówiono pomocy medycznej. Żył w wieku niebezpiecznych idei transhumanizmu
i prywatnych statków wysłanych w kosmos przez Elona Muska, a umarł w mękach jak w średniowieczu. Wspomnę, że w
wiekach średnich na tę chorobę nie było ratunku, a określono ją jako „ból
boku”.
Do
pojęcia średniowiecza odwołał się także Lech Jęczmyk, tytułując swoją książkę –
„Nowe średniowiecze”. Pozycja ta została wydana w 2013 roku. Składa się na
zbiór jego „starych” felietonów. Kontakt z tą publikacją przekonuje nas, że
mamy do czynienia z geniuszem, któremu np. taki sławny Francis Fukuyama nie
dorósł do pięt. Mało tego – jego przekaz (Jęczmyka) jest precyzyjny, zwięzły, a
styl wyśmienity. Jest jeden problem – pisarz ten odwołuje się do wielu tropów
kulturowych, które jeszcze nie tak dawno były znane każdej wykształconej osobie.
Dla jednych będzie to zatem uczta duchowa, dla drugich… „wykluczenie”.
Czy
Jęczmyk ma zdolność przewidywania przyszłości? Nie. Ma tylko nadal zdolność logicznego
myślenia, dostrzegania symptomów powstawania jakiegoś procesu, jego rozwoju i
na tej podstawie wnioskowania o zamierzonych celach. Jak to często mówimy –
łączenia punktów. Zjawisko feudalizacji współczesnego „neoliberalnego” świata zauważył
w tekście zatytułowanym „Wycieczka z Aten do Sparty”. „Przejawia się to erozją
klasy średniej, która Arystoteles uważał za gwaranta demokracji, usztywnienia
barier społecznych, obniżenie poziomu kształcenia […]” – konkludował. Nie
trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że właśnie takie procesy teraz w „czasie
pandemii” nadzwyczajnie przyspieszyły. Kim są tzw. kowidianie jak nie właśnie
ofiarami zarządzania strachem i systemu edukacji z którego wyeliminowano logikę?
Czy każdy z nich nie jest „człowiekiem czterominutowym” z tekstu opublikowanego
pod tym tytułem także przez Jęczmyka? Ludźmi, którzy np. zapomnieli już po
miesiącu, co mówił do nich ówczesny minister zdrowia Szumowski w marcu br. (wspominam
o jego kluczowej wypowiedzi). A dowodził zgodnie z literą nauki, że maseczka
nie chroni przed transmisją i ograniczeniem transmisji jakiegokolwiek wirusa.
Lech
Jęczmyk m.in. wspomina także, że dla współczesnego świata solą w oku są ludzie,
którzy… już przeszli na emeryturę. Według rządzących światem zachodnim – nie
oszukujmy się – psychopatycznych technokratów,
emeryci są już niepotrzebni – generują tylko koszty. (Wspominała o tym m.in. np.
unijna szycha, Ursula Gertruda von der Leyen, nomen omen – matka siódemki
dzieci, nawołująca jednak do radykalnego ograniczenia prokreacji). W Polsce idea
eutanazji, mimo promocji na szeroką skalę, nie zyskała jednak na popularności.
Jęczmyk już ponad 10 lat temu zaobserwował, że równie skutecznym, ale mniej zauważalnym
dla opinii publicznej, będzie w takich państwach jak Polska, sukcesywne
ograniczanie emerytom dostępu do służby zdrowia. A winę z to będzie ponosił
„chaos”. Nie trzeba być zatem prorokiem, żeby stwierdzić, że jeśli „pandemia”
potrwa jeszcze z rok (a zapowiada się, że inżynierowie społeczni już nam przez
siebie „raz zdobytej władzy nie oddadzą już nigdy”), to zrealizujemy w całej unii
ideę Sparty i pozostaną wśród żywych tylko silni, chociaż i los tych też nie
jest pewny. Bo elitom chodzi po głowie od przeszło stu lat głównie problem
przeludnienia. Oczywiście elity chcą redukcji, ale „innych”.
Na
miły Bóg… Nie po raz pierwszy próbuje nas Polaków ktoś zetrzeć z powierzchni
tego globu. Taki car Mikołaj I też próbował i niegdyś tak to spuentował: „Z
Polakami dalibyśmy sobie radę, ale te Polki!”. Moją nadzieję „na Polki”, nadwątliły
jednak marsze kobiet z transparentami - „To jest wojna”. I fakt, jak się
okazało, że to wojnę wypowiedziano… elewacjom zabytkowych budowli. Na szczęście
panie z mojego otoczenia wytłumaczyły mi, że maszerujące to tylko zaledwie
margines. Więc nie tracę nadziei. Zresztą proces oporu już się uruchomił.
Krzysztof
Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz