To
książka, której Państwo zapewne nigdy nie przeczytacie. Macie nikłe szanse
wziąć ją w swoje ręce. Jest unikatowa (pierwsze wydanie). Mowa o „Klasztorze i
kobiecie” publikacji z 1929 roku autorstwa Stanisława Wasylewskiego.
Dlaczego
po nią sięgnąłem? Po pierwsze – bo jest napisana pięknym polskim językiem. Po
drugie – bo może być jednym z przyczynków do snucia narracji o feminizmie, po
trzecie – bo wiele cech dawniejszych Polaków opisanych przez Wasylewskiego,
możemy obserwować i dziś.
Najpierw
o języku. To rzecz pisana lekkim, archaizującym językiem, można ją jednak
uważać za traktat historyczny, odwołuje się bowiem do obszernej bibliografii.
Ponadto zawiera 9 drzeworytów i 8 inicjałów artysty Władysława Skoczylasa,
grafika (wybitnego drzeworytnika), malarza, a także pedagoga działającego w
Warszawie w latach dwudziestych XX wieku. Te grafiki są plastyczną
egzemplifikacją wątków poruszanych w tekście traktatu.
Głównym
tematem publikacji jest los kobiet, które trafiły do klasztoru. „Dopiero za
trzy wieki pobije król Jagiełło Krzyżaki pod Grunwaldem. Jeszcze nie masz wcale
na świecie Warszawy. Gdańsk jest mizerną osiedlą rybaków […]” – pisze, a raczej
wiedzie swą gawędę Wasylewski o prapoczątkach zjawiska. Wspomina także, o losie
kobiety przed przyjęciem przez Polskę chrześcijaństwa. Wbrew panującym mitom,
nie był zbyt ciekawy. Właśnie teraz wbrew prawdzie historycznej coraz bardziej
popularne są narracje o tym, że człowiek w tym kobieta, najbardziej byli
szczęśliwi właśnie w warunkach jakie
panowały np. w Polsce przed czasem panowania Mieszka I.
Właśnie
przyjechał do Polski Juwal Noach Harari (główny ideolog globalisty serwującego
nam pod pozorem pandemii sanitaryzm, prowadzący ku komunizmowi cyfrowemu,
Klausa Szwaba) – izraelski historyk i profesor na Wydziale Historii
Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, autor wykreowanych przez main stream bestsellerów
„Sapiens: od zwierząt do bogów”, „Homo deus: krótka historia jutra” i „21
lekcji na XXI wiek”. To jego właśnie z nabożną czcią przywitał sam Mateusz
Morawiecki, premier na co dzień uchodzący za prawicowca i konserwatystę. A jako
taki powinien zdystansować się od izraelskiego ideologa, który m.in. uważa, że
człowiek nie jest już tajemniczą istotą, obdarzoną m.in. wolną wolą tylko
zwierzęciem, które „można hakować”… Ba nawet trzeba. A rządzić takimi powinna
wąska grupa ludzi – o statusie homo deus (oczywiście to m.in. on należy do tej
grupy). W istocie mamy tutaj do czynienia ze znanymi nam z przeszłości opresyjnymi ideologiami –
darwinizmem społecznym, maltuzjanizmem, rasizmem, eugeniką, ale podanymi teraz
w nowym „postępowym”, „cyfrowym” opakowaniu. To właśnie Harrari m.in. uważa, że
człowiek był najszczęśliwszym, kiedy żył w stanie pierwotnym i ten ideolog
proponuje w jakiejś formie powrót do tego stanu zalecając m.in.
deindustralizację, zaniechanie tradycyjnej etyki (chrześcijańskiej), logiki
(greckiej) i prawa (pochodzenia rzymskiego). Czyli filarów cywilizacji
łacińskiej, która wygenerowała m.in. coś takiego jak prawa człowieka.
A
jaki był los kobiet na naszym terenie w epoce przedchrześcijańskiej? „W kolebce
już ją kupował [ktoś] lub z kolebki porywał i wienił, czyli brał we wiano, by
potem hodować ze zwierzęciem pospołu na niewiastę dla siebie, czy syna […]” –
wyjaśnia autor „Klasztoru”. Mówił także, że musiało minąć wiele lat zanim po
przyjęciu chrześcijaństwa zaniechano procederu handlu kobietami. „Nie wywiodło
to kobiety z niewoli, wprowadziło raczej do nowej” – pisze. Z ręki
mężczyzny-wojownika, kobieta często też trafiała (tak pozbywali się często
„nadmiaru” córek rodzice) w ręce mężczyzny opata. „Zaszyli ją w kaftan owczej
wełny. […] Miała odtąd pełnić najtwardszą posługę. […] I najpokorniej słuchać”
– poetycko, ale dosadnie referuje Wasylewski.
Zakonnice były poddawane przemocy, często bite do krwi, bo uważano, że
„ciało kobiety jest osiołkiem duszy i mieszkaniem szatana”. […] „Bo nie raz
bywało tak, że niejednego z ojców świętobliwych nagle zła siła porwie i mimo
chęci niesie aż prościutko w panieńskie dormitarze, gdzie go potem do
niektórych grzechów śmiertelnych przymusza”.
Nota
bene autor publikacji wywodzi, że słowo kobieta pochodzi od „kobi”, czyli
wróżenia.
Z
czasem klasztory zmieniały się i stały się także miejscem ucieczki kobiet, jak
wylicza historyk: „Z łożnic małżeńskich i z pod rodzicowej przemocy, od
kołowrotów rozpusty […]”. A oddanie córki do klasztoru, było dla szlachty
okazją do podniesienia familijnego prestiżu.
W
czasie różnych burz dziejowych, których w minionych wiekach było aż nadmiar,
takich jak np. wojny niestety klasztory były niszczone, a zakonnice często
gwałcone i mordowane.
Rosła
ich rola, nie tylko wykonywały proste prace jak pranie, gotowanie, zajmowały
się zwierzętami hodowlanymi i pracami rolniczymi, ale te zdolniejsze były także
wykorzystywane do przepisywania ksiąg, tworzenia pięknych ornamentów. Poza tym
sprawowały ważną rolę społeczną, jak przytacza Wasylewski „Kobieta jest furtką
przez którą piekło w duszę człowieka trafia, zaś zakonnica dziewica boża, to
zatyczka, która furtkę podpiera”. Niektóre tak się poświęcały, że latami
mieszkały w domkach pustelniczych (XIII wiek) . „Przez te otwory siostra
służebna wstawia pokutnicom co rano jadło liche, pokutne […]”.
Obwiązywały
je surowe zasady. Miały min. „w sobie mieć” m.in. „ciężkość postawy ciała (!),
stałość i mocność w uczynkach, czy rozpusty się warowanie”.
Mamy
także przekazy, że kiedy w Prusach zapanował protestantyzm, tam wiele sióstr
m.in. w Gdańsku, nie chciało wrócić do świeckiego życia. Były tego też i
prozaiczne przyczyny – w klasztorach miały co jeść, miały swoje bezpieczne
schronienie.
Do
dziś wśród nas są siostry zakonne, np. w regionie Świętokrzyskiem, mamy
kilkanaście różnych zgromadzeń. Co robią? Prowadzą szkoły, przedszkola,
noclegownie, domy opieki tak dla dzieci, jak i dorosłych, pracują w hospicjach.
Są m.in. nauczycielkami, psychologami, pielęgniarkami i etc.
Wasylewski,
co istotne, opisuje także lata reformacji w Polsce, pisze: „Jakiś dziwny, z
tajemniczych źródlisk jął obejmować Polskę i roziskrzał temperamenty. Niczem
piwem dubeltowem, upił się szlachcic reformacją. […] Chadzały skroś
Rzeczypospolitej persony przedtem nieznane”.
„Przez
dzień nieomal, tak nagle, dokonała się wielka przemiana w naturze Polaka XVI-go
wieku” – dodaje. […] Zaczęły się swary i pogwarki, a wreszcie bijatyki po
dworach i sejmikach, o to, komu dać kreskę, Chrystusowi Panu, czy staremu Bogu
Ojcu?”.
Czyż
te czasy nie przypominają współczesnych sporów Polaków? Czy nie są świadectwem
działalności wówczas pierwszych w Polsce organizacji typu „ngo”, których celem
było i wówczas realizacja odwiecznego
devide et impera, zasady wzniecania wewnętrznych konfliktów wśród swoich
wrogów? „Musimy podzielić Polskę na tak wiele różnych grup etnicznych, na wiele
części i podzielonych grup jak to jest tylko możliwe” – zalecał Heinrich
Himmler w swoim ściśle tajnym memorandum („Traktowanie Obcych rasowo na
wschodzie”, 1940) i nie robił tego z troski o Polaków.
Jeśli
przyjrzymy się uważnie naszej rzeczywistości spostrzeżemy, że dzielenie to
nadal skuteczna i niezaniechana metoda walki. Niestety.
Krzysztof
Sowiński
PS.
Egzemplarz książki pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz