"Chris jeszcze 20 parę lat temu, w drzwiach takich pubów, były tabliczki:
"Psom i Irlandczykom wstęp wzbroniony". John Irlandczyk, Londyn 2012
Autorzy „Klątwy rodziny
Kennedych”, bardzo starają się (jako przedstawiciele tzw. teatru krytycznego),
żeby to był spektakl o katolickiej, zdegenerowanej żądnej najwyższej władzy i
zaszczytów słynnej amerykańskiej rodzinie.
Ta familia była gotowa nawet
poświęcić swoje własne dzieci, w tym upośledzoną Rosemary, siostrę przyszłego
prezydenta Johna F. Kennedy’ego, nie pasującą do realizowanego planu. Ale ta
narracja mimo, że spółka teatralna Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin ostro
fastryguje, co chwila się rwie i widzimy jednak coś innego.
Co takiego? A to, że
nigdy nie można ufać autorytetom medycznym! Nigdy! I ordynowanym nam przez takich ludzi procedurom
„leczenia”, mimo tego, że te są opakowane w nośne metafory typu – najnowsze
dokonania nauki, konieczne, skuteczne, bezbolesne, przewidywalne.
To przypomnienie jest
bardzo aktualne, w czasach kiedy pod pretekstem fałszywej pandemii, globaliści
przy pomocy propagandowych regularnych „nalotów dywanowych”, wyprodukowali
zapotrzebowanie u prostych ludzi na przyjęcie nowatorskiego preparatu (tzw.
szczepionki na „kowida”), za którego negatywne skutki nie chcą nawet przyjąć
symbolicznej odpowiedzialności.
Ze spektaklu dowiadujemy
się, że początek dramatu Rosemary Kennedy (w tej roli brawurowa Karolina
Staniec) sięga momentu jej urodzin. Mimo, że jej matka Rose Kennedy (w roli posągowo-karykaturalnej
matrony Joanna Kasperek), sygnalizuje lekarzowi rodzinnemu, że już powinna
zacząć rodzić, ten jednak apodyktycznie stwierdza, że jeszcze na to nie pora. Dziecko
rodzi się „w terminie”, ale za to niedotlenione. (Scena narodzin Rosie wbija
się widzowi propozycji Rubina w pamięć,
jak gwóźdź ze stali chirurgicznej). Dziewczynka nigdy nie będzie się prawidłowo
rozwijać. Z czasem ujawnia zachowania odbiegające od tzw. normy. Ale reakcja na
to rodziny Kennedych jest typowa dla tamtego okresu. Wówczas surowość zasad
moralnych i obyczajów, nie była tylko – jak to próbują pokazać autorzy widowiska
– tylko domeną rodzin katolickich. Była powszechna. Dla ukazania ówczesnego
klimatu… przypomnijmy korzenie braku m.in. empatii. To przecież protestancka
USA (do dziś religią dominująca w tym kraju - 54 proc. jest właśnie to
wyznanie, katolicy – to około 24) jako pierwsza wprowadziła w l. 20. XX wieku, przymusową
sterylizację dla osób uważanych za upośledzone. Popierali ją wówczas „lewicowcy”,
w tym ikony współczesnej lewicy. Margaret Sanger (inspirował się jej dokonaniami
m.in. niejaki A. Hitler) w publikacji „Pivot of Civilisation” (1922), m.in.
krytykowała dobroczynność (jest „sentymentalna
i patriarchalna”), była orędowniczką „segregacji i sterylizacji” kobiet
należących do „klasy debili”. Jak sądzę i dziś np. taki B. Gates podziela jej
poglądy. Przypomnijmy, jest bezskutecznie ścigany przez rząd m.in. Indii, za
masową sterylizację dziewcząt i kobiet w tym kraju, wykonywaną pod pretekstem
tzw. szczepień na choroby zakaźne. Jeśli zatem ktoś widzi w grupie globalistów,
której twarzą jest właśnie teraz Gates – wynalazców eliksiru nieśmiertelności
podawanego m.in. polskiej młodzieży i
starcom, jest wyjątkowo naiwny. Oficjalnie sterylizacji zaniechano w USA
dopiero w l. 60, a np. w Szwecji dekadę później, w 1975 roku. Piętnowana jako
zaściankowa Polska nie miała takich tradycji.
Ale wróćmy do Rosemary.
Zaczęła dorastać. Przejawiać w niewłaściwych momentach m.in. potrzeby
seksualne, które wtedy należały do sfery tabu, nie tylko w rodzinach
katolickich. Np. masturbacja jest do dziś nieakceptowana przez wszystkie
religie „księgi”, także przez judaizm.
Doradcy medyczni rodziny
Kennedych proponują m.in. terapie, które mają obniżyć popęd i ogólnie ekspresję
Rosie. M.in. ordynują „zastrzyki”, po
których m.in. pacjentka jest apatyczna i nadmiernie tyje. Ale i te nie
pomagają. Lekarze doradzają wówczas, żeby w celu uzyskania większej
„kooperatywności pacjenta” sięgnąć po najnowszy hit ówczesnej medycyny, zabieg
na mózgu tzw. lobotomię. Po tym zabiegu dziewczyna przestaje samodzielnie
chodzić i mówić. Resztę długiego bycia i nie bycia spędza w specjalnym
„zakładzie”. Była trzecim (z dziewięciorga rodzeństwa) dzieckiem Josepha
(Wojciech Niemczyk, świetnie wcielający się w postać seniora rodu, który życie
niehistoryczne uważa za stracone) i Rose Kennedych, m.in. siostrą prezydenta Johna F. Kennedy’ego (w tej roli Bartłomiej Cabaj,
ustawiony przez reżysera jako groteskowa, mechaniczna, polityczna „szczekaczka”)
i prokuratora generalnego Roberta F. (Dawid
Żłobiński). Ci dwaj członkowie rodu zostali postaciami historycznymi. Obydwaj zostali zamordowani. Jednak w wizji
Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina wygląda tak jakby np. John nieostrożnie bawił
się w aucie bronią palną, jak penisem pod kołdrą i padł ofiarą własnej
niefrasobliwości i wybujałych ambicji, podobnie zresztą jak jego brat. Para
autorska nie może też się pogodzić, że stali się legendą, mitem. Choć
globaliści przez dekady dbają, żeby to był mit bez zapalnika.
O co w istocie idzie gra?
Po drugiej wojnie światowej wyłonił się nowy ład polityczny. M.in. polega on na
tym, że grupa prywatnych udziałowców banku emisyjnego FED narzuciła całemu światu
jedną walutę, kreowaną nota bene z powietrza – dolara fiducjarnego, który teraz
jak mówi wielu znawców geopolityki, pod pozorem pandemii, przyjmuje ostateczną
i już jedyną formę - cyfrową. To będzie oznaczać absolutną kontrolę garstki
globalistów nad resztą świata. Możliwość wykonywania lobotomii na dowolnie
wybranym narodzie, w dowolnie wybranym momencie. Temu procesowi zaplanowanemu
na lata, chciał się przeciwstawić – jak uważa wielu znawców geopolityki – m.in.
prezydent Johna F. Kennedy, który wprowadził alternatywną walutę wobec tej
emitowanej przez FED, wolną – od przekleństwa ludzkości – lichwy. Te same
poglądy miał jego brat prokurator generalny.
I jeszcze jedno. Dziś
triumfuje pojęcie tzw. spiskowych teorii. Każdy głupek nim się posługuje
stygmatyzując oponenta, a liderzy przemian używają tego skutecznego narzędzia do
przejmowania dyskursu i władzy. To narzędzie, wspomnijmy, to twór CIA. To
wówczas spiskowymi teoriami zaczęto nazywać każdą hipotezę odbiegającą od main
streamowych, dotyczącą śmierci JFK.
Historia rodziny
Kennedych jednak nie zakończyła się. Obecnie jeden z ich potomków R.F. Kennedy
Jr w publicznym wystąpieniu [Berlin, VIII, 2020] przestrzega świat mówiąc, że fałszywa
pandemia, lockdowny są w istocie etapami
na drodze ku totalitaryzmowi. Czy też dosięgnie go „klątwa”?
Jolanta Janiczak i Wiktor
Rubin po raz kolejny zrobili spektakl wg tej samej matrycy znanej np. z „Carycy
Katarzyny”. Jak sądzę - pozostała im już tylko parodia samych siebie. A potem powrót
do tradycji – m.in. precyzyjnego użycia słowa. Czego zapowiedzią jest ostatni
monolog Rosie do publiczności, wypowiedziany w stylu Molierowskim. W monologu
tym twórcy m.in. domagają się rzeczy niemożliwej – uczynienia z postaci prywatnej
postać historyczną. Ale czy nie jest to czasem apel „sentymentalny i
patriarchalny”?
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz