piątek, 15 listopada 2019

"...odszedł bez nobla, ale z twarzą"



Wielu czytelników sądzi, że literacką nagrodę nobla przyznaje się za oryginalność, nadzwyczajny styl dzieła, które proponuje pisarz. To głośne wyróżnienie, to jednak w istocie niezbyt kosztowne narzędzie używane do kreowania i ekspansji określonych ideologii. Podkreślmy, że od wielu lat tzw. lewicowych.

Dlatego konserwatysta Zbigniew Herbert, zdawał sobie sprawę, że „nobla” nigdy nie dostanie, choć kandydatem do tej nagrody był przez… ponad 30 lat.

„Był nominowany już pod koniec l. 60” – wyjaśnia Joanna Siedlecka, autorka „Pana od poezji”, biografii pisarza. Jak przypomina, ten artysta bardzo szybko zdobył światowy rozgłos i był zgłaszany do „nobla” przez Niemców, później także przez Amerykanów i Szwedów. Natomiast o to żeby tak się nie stało, zabiegały władze PRL, które Herberta uważały za wroga.

 „Przeglądałam materiały dotyczące tego poety. Był całe życie inwigilowany, dręczony. Przeżył je z bezpieką na karku” – w jednym z wywiadów dowodziła  Siedlecka. Piotr Jaroszyński inny badacz mówi, że mimo tego był to „artysta o niezafałszowanym sumieniu”.

„Herberta także niszczono rozpowszechniając pogłoski, że jest chory psychicznie, że jest alkoholikiem” – dodaje biografka. Taka narracja o poecie przeżyła nawet upadek PRL-u. Pamiętam jak na początku lat 90. chciałem zorganizować w Kielcach spotkanie z autorem „Pana Cogito”, moi przełożeni z Gazety Wyborczej w Kielcach, w której wówczas pracowałem odradzali mi to jednak. Pamiętam, że używali tych samych stygmatów co bezpieka. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że dawnych przyjaciół Adama Michnika i Zbigniewa Herberta poróżniła sprawa „grubej kreski”.  Bowiem, poeta tak pisał o elitach sprzed 1989 r.: „Byli nie inżynierami dusz, ale fuszerami. Sfuszerowali swoje życie i swoje książki, teraz fuszerują nam Rzeczpospolitą”. Jedno z jego zdań dziś brzmi nadzwyczaj profetycznie: „Naród da się oszukać, bo to już robili, a państwo sprzedać, a tego się nauczą jako nowego geszeftu”. Mówił także, co brzmi także aktualnie: „Elity komunistyczne były suto opłacane przez państwo, temu służyło właśnie Ministerstwo Kultury i Sztuki, aby finansować posłusznych reżimowi twórców. To ministerstwo […] przetrwało i weszło do nowej epoki, głównie po to aby dawne elity nadal mogły spokojnie prosperować”. Poeta ostatecznie zerwał przyjazne kontakty, z wpływowym wówczas środowiskiem Michnika i Giedroycia. Podpisał na siebie wyrok cywilny w Polsce m.in. mówiąc: "Michnik jest manipulatorem. To człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny […]”.  Kiedy pojawiła się ponownie szansa „w wolnej Polsce” na literacką nagrodę nobla dla osoby piszącej w języku polskim, dostała ją Wisława Szymborska, a nie Herbert. Mimo tego, że jak wspomina Siedlecka, poetka ta: „[…] była bardzo słabo znana w świecie i miała mały dorobek”.

Jednak to nie koniec. Herbert do dziś jest marginalizowany. Oficjalnie 2018 był rokiem tego pisarza, ale niestety nie było książek poety w polskich księgarniach. „To był Rok Zbigniewa Herberta bez Herberta” – pointuje Siedlecka.

 „Herbert jest jak barometr, czuły detektor, dzięki któremu można się zorientować czy środowisko w którym się żyje jest skażone czy też nie. Jest przeciwwagą do Miłosza, którego siła talentu w połączeniu z pokrętnymi wyborami i Heglowskim ukąszeniem – gdyby nie odtruwająca obecność autora „Pana Cogito” – mogła by zaważyć nad stanem duszy Polaków. Bogu dzięki za tego poetę – obywatela” – w necie pisze jeden z wielu czytelników.

Jak wspominał Jaroszyński Zbigniew Herbert „...odszedł bez nobla, ale z twarzą”.

Krzysztof Sowiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz