czwartek, 19 września 2019

„Stary” i „nowy” teatr w Kielcach



Równo pięć lat temu mieliśmy premierę Hemara, poety przeklętego, w reżyserii Piotra Szczerskiego. Sztuki ważnej pokazującej m.in. proces niszczenia niepokornych artystów przez władze w PRL. Zarysowane wówczas w spektaklu problemy, w moim odczuciu, są aktualne. Nadal się nie tylko w Polsce  twórców i intelektualistów korumpuje, albo niszczy.

Korzenie współczesnych podziałów i „wojny polsko-polskiej”, tkwią właśnie w tamtej epoce przyswojonej wówczas przez Szczerskiego. A nie są wytworem polityków, którzy nagle „dzielą”, jak nam wmawiają propagandowe tuby.

Mam wrażenie, że pięć lat temu skończył się (często bardzo tradycyjny, bywało momentami i sztampowy, skromny), ale uczciwie pojmowany teatr w Kielcach. A zaczął ten efektowny inscenizacyjnie, podbudowany nowoczesnymi "technikami filmowymi" (przypomnijmy Lenina: "Kino to najważniejsza ze sztuk"), prowokujący golizną wg. m.in. postulatów Reicha, specjalizujący się w podawaniu gotowych odpowiedzi, rezonowania (z drobnymi wyjątkami) w istocie globalistycznych, tworzonych wg postheglowskiej matrycy, dogmatów. (Globalizm, wyjaśnijmy, to planowa realizacja totalitarnego superpaństwa, a nie konieczność dziejowa).

Ten pierwszy teatr reprezentowany m.in. przez śp. Piotra Szczerskiego zadawał uczciwe i mające związek z rzeczywistością pytania, był świadectwem troski o wspólne dobro, z empatią pochylał się np. nad tragicznymi postaciami typu Gałczyński (jedna z figur w Hemarze), jeśli stosował, to tę "łagodną perswazję" świętego Augustyna.

Ten drugi teatr „po Szczerskim” stosuje regularnie wobec widza przemoc i gwałt (a także jakże często także wobec… aktorów, w końcu ekshibicjonizm nie jest aż tak częsty). Swoimi opowieściami o "wyzwalaniu" "wykluczonych”, o „dawaniu głosu zdławionym" – tylko… (albo w swojej nieporadności intelektualnej, sądzę jednak że z wyrafinowania) legitymizuje istniejącą przemoc i wzmacnia istniejący porządek. Do cyfrowej klatki dodaje kulturowe pręty autocenzury.

Ten drugi jest także realizacją praktyki instrumentalnego traktowania "faszystowskiego", "niewykształconego", "głupiego", „katolickiego” motłochu. Niszczenia ludzkich tożsamości. A rama teatralno-tekstualna takich projektów jest boleśnie przewidywalna, jak i zaprojektowany styl odbioru. A całość okraszona ironicznym uśmieszkiem reżyserów.

Pierwszy teatr zajmował się "obecnością" podmiotu w świecie, drugi z "obecności" wykoncypował, wyfragmentaryzował "nieobecność" i stworzył w końcu z niej syntetyczną fikcję, która zgrzyta na każdym zakręcie nie tylko z naszymi zdroworozsądkowymi narracjami (już nawet nie chcę podejmować sporu wokół pojęcia prawdy), ale i faktami.

Za fakt uważam obecność artefaktu (nie interpretacji), rozumianego jako skutek działania człowieka, czy natury. Słowem, że się odwołam do jednej z bardziej nośnych opowieści drugiego teatru - "Polski chłop" z kosą w ręku mógł kogoś zabić, ale nie mógł spowodować dziury w czaszce wyjętej z masowego grobu, otworu będącego skutkiem wystrzelonej kuli.

Rozpostarła się ogromna przestrzeń do manipulacji i narzucania jedynie słusznego "dyskursu". Trwa przemoc. Nowoczesna forma przemocy. Sztuka odgrywa w tym znaczącą rolę.

Krzysztof Sowiński

1 komentarz:

  1. znakomity komentarz, dziękuję, bo nazywa rzecz (skok na kasę i władzę) precyzyjnie po imieniu

    OdpowiedzUsuń