Równo pięć lat temu
mieliśmy premierę Hemara, poety
przeklętego, w reżyserii Piotra Szczerskiego. Sztuki ważnej pokazującej m.in.
proces niszczenia niepokornych artystów przez władze w PRL. Zarysowane wówczas w
spektaklu problemy, w moim odczuciu, są aktualne. Nadal się nie tylko w
Polsce twórców i intelektualistów
korumpuje, albo niszczy.
Korzenie współczesnych
podziałów i „wojny polsko-polskiej”, tkwią właśnie w tamtej epoce przyswojonej
wówczas przez Szczerskiego. A nie są wytworem polityków, którzy nagle „dzielą”,
jak nam wmawiają propagandowe tuby.
Mam wrażenie, że pięć lat
temu skończył się (często bardzo tradycyjny, bywało momentami i sztampowy,
skromny), ale uczciwie pojmowany teatr w Kielcach. A zaczął ten efektowny inscenizacyjnie,
podbudowany nowoczesnymi "technikami filmowymi" (przypomnijmy Lenina:
"Kino to najważniejsza ze sztuk"), prowokujący golizną wg. m.in.
postulatów Reicha, specjalizujący się w podawaniu gotowych odpowiedzi,
rezonowania (z drobnymi wyjątkami) w istocie globalistycznych, tworzonych wg postheglowskiej
matrycy, dogmatów. (Globalizm, wyjaśnijmy, to planowa realizacja totalitarnego
superpaństwa, a nie konieczność dziejowa).
Ten pierwszy teatr
reprezentowany m.in. przez śp. Piotra Szczerskiego zadawał uczciwe i mające
związek z rzeczywistością pytania, był świadectwem troski o wspólne dobro, z
empatią pochylał się np. nad tragicznymi postaciami typu Gałczyński (jedna z
figur w Hemarze), jeśli stosował, to
tę "łagodną perswazję" świętego Augustyna.
Ten drugi teatr „po
Szczerskim” stosuje regularnie wobec widza przemoc i gwałt (a także jakże często
także wobec… aktorów, w końcu ekshibicjonizm nie jest aż tak częsty). Swoimi
opowieściami o "wyzwalaniu" "wykluczonych”, o „dawaniu głosu zdławionym"
– tylko… (albo w swojej nieporadności intelektualnej, sądzę jednak że z
wyrafinowania) legitymizuje istniejącą przemoc i wzmacnia istniejący porządek.
Do cyfrowej klatki dodaje kulturowe pręty autocenzury.
Ten drugi jest także realizacją
praktyki instrumentalnego traktowania "faszystowskiego",
"niewykształconego", "głupiego", „katolickiego” motłochu. Niszczenia
ludzkich tożsamości. A rama teatralno-tekstualna takich projektów jest boleśnie
przewidywalna, jak i zaprojektowany styl odbioru. A całość okraszona ironicznym
uśmieszkiem reżyserów.
Pierwszy teatr zajmował
się "obecnością" podmiotu w świecie, drugi z "obecności"
wykoncypował, wyfragmentaryzował "nieobecność" i stworzył w końcu z
niej syntetyczną fikcję, która zgrzyta na każdym zakręcie nie tylko z naszymi zdroworozsądkowymi
narracjami (już nawet nie chcę podejmować sporu wokół pojęcia prawdy), ale i
faktami.
Za fakt uważam obecność
artefaktu (nie interpretacji), rozumianego jako skutek działania człowieka, czy
natury. Słowem, że się odwołam do jednej z bardziej nośnych opowieści drugiego
teatru - "Polski chłop" z kosą w ręku mógł kogoś zabić, ale nie mógł
spowodować dziury w czaszce wyjętej z masowego grobu, otworu będącego skutkiem
wystrzelonej kuli.
Rozpostarła się ogromna
przestrzeń do manipulacji i narzucania jedynie słusznego "dyskursu".
Trwa przemoc. Nowoczesna forma przemocy. Sztuka odgrywa w tym znaczącą rolę.
Krzysztof Sowiński
znakomity komentarz, dziękuję, bo nazywa rzecz (skok na kasę i władzę) precyzyjnie po imieniu
OdpowiedzUsuń