Nie ma równości. Nic tego nie może zmienić.
Żeby stać się lepszym, trzeba stać się lepszym.
Gustaw Holoubek
Najbardziej hańbiąca dla sztuki jest sytuacja, kiedy jej twórcy (zwłaszcza świadomie) są narzędziem jakiejkolwiek propagandy. Wtedy np. w takim teatrze widzowi pozostaje, po raz nie wiadomo już który, doświadczyć bombardowania poczuciem kolektywnej winy, wykorzystania, a głównie buntu przeciw „parciano-jedwabnej” manipulacji praprawnucząt Aurory, czterdziestoletnich chłopcolożków i niezbyt pięknych dziewczolożek.
Czy takimi są twórcy
najnowszej propozycji Teatru Żeromskiego zatytułowanej Hańba. Wolę żebyście Państwo sprawdzili to jednak sami.
Rzecz jest oparta na
słynnej powieści J. M. Cotetzee. Jednym z bohaterów tego tekstu jest nauczyciel
akademicki, któremu zarzuca się gwałt na studentce. Pozbawiony pracy
specjalista od „literatury białych”, przyjeżdża do dorosłej córki, która
prowadzi farmę. Ta wkrótce zostaje zgwałcona przez zamaskowanych ludzi. Przypadek?
Zderza się wizja świata potomków kalwinistów z miksem marksistowsko-afrykańskim.
To trudny czas przejmowania w RPA władzy przez partię Nelsona Mandeli. Odwetów.
Jak mówi reżyser Maciej Podstawny (GT, IX 2019): „Afryka nie należy już do
białych”. Mówi także: „kobiety nie
należą już do mężczyzn, zwierzęta nie należą już do ludzi, a dzieci nie należą
już do dorosłych”. I absolutnie się… w tej materii myli. Przeczy temu
rzeczywistość RPA. Świata. Dominują go właśnie „męskie” cywilizacje
militarystyczne. Obok towarzysza kałasznikowa „sprawiedliwość dziejową”
wymierza – jak zawsze – towarzysz penis. Chwilowe triumfy cywilizacji utopijnych w niektórych
krajach z korzeniami europejskimi, służą tylko do jednego - mają za
zadanie uśpić czujność oponentów.
Na „co będzie dalej?” pytanie,
które możemy wysnuć z propozycji reżysera już od dawna znamy odpowiedzi. I
możemy powiedzieć, że ten spóźnił się ze swoją produkcją minimum 10 lat.
W ciągu tych lat z kraju
Cotzee’ego wyjechało około miliona ludzi (pisarz do Australii). Co roku decyzję
o emigracji nadal podejmuje ponad 20 tysięcy przeważnie młodych osób. (Zetknąłem
się z takimi ludźmi 10 lat temu w Londynie. Opinia publiczna przyjmowała i
nadal przyjmuje ten exodus z wielką obojętnością). W RPA białych jest mniej niż
4,5 miliona. To potomkowie holenderskich, francuskich, brytyjskich i
niemieckich osadników. Żyją w stanie niepewności, zagrożenia życia. Ogólna
liczba mieszkańców tego kraju to 56,5 milionów. Obecnie w RPA dokonuje się
rocznie 19 tysięcy morderstw (wysoki wskaźnik), z czego znaczny procent niesłychanie
brutalnych na farmerach. Doszło nawet do tego, że białych broni… lider Zulusów (ci
stanowią 20 proc. mieszkańców RPA), król Goodwill Zwelithini kaBhekuzulu, który
protestuje przeciwko wywłaszczaniu farmerów, zaniepokojony… spadkiem m.in. produkcji
rolnej w swoim kraju. Już go mało zajmuje widmo komunizmu krążące po Afryce,
ale realne widmo… głodu.
Jak widać sytuacja w tym
kraju nie jest biało-czarna, jak to widzą twórcy spektaklu. A ten świat nie
dzieli się na „wykluczających” i „wykluczonych”, a granice między „ofiarami” i
„oprawcami” nie są tak oczywiste. Jeśli z tekstu Coetzee’ego można wysnuć jakieś
przestrogi – to takie że „inżynieryjne” wymieszanie, wielu cywilizacji musi
zaowocować przemocą. I że jedna grupa musi wygrać. Że po zburzeniu jakiejś
hierarchii jest tylko anarchia, a i z tej natychmiast ujawnia się także hierarchia tylko o wiele
brutalniejsza.
Tekst powieści w
kieleckiej propozycji jest rozpisany na wielu aktorów. Żaden z wykonawców nie jest
na stałe przypisany do swojej roli (bywa tak postacią, postaciami, jak i
narratorem). Dlatego na scenie możemy zobaczyć na raz kilka córek akademika i
kilku akademików. Trzeba szczerze powiedzieć, że aktorzy wykonali kawał dobrej
roboty. Mnie się jednak najbardziej podobała grająca na żywo na wiolonczeli
Anna Marszałek. Muzyka bowiem uczestniczy w grze, ale nie uczestniczy w
gierkach.
Tylko konia z rzędem, a
nawet latte z mlekiem sojowym, daję temu, kto mi wytłumaczy dlaczego reżyser
każe chodzić po scenie dwóm aktorom z odkrytymi penisami? Drażnienie
katolo-mieszczan? Znowu? Ile razy? Do skutku? Do jakiego?
Na koniec już. Byłby to
całkiem przyzwoity epigoński, jeden z serii niewiarygodnie przewidywalnych w
każdej minucie i centymetrze kwadratowym, postmodernistyczny spektakl - gdyby właśnie
nie ordynarne (kto wie gdyby nas lepiej i
piękniej kuszono) wtręty i akcenty związane z poprawnością polityczną i jej
szytymi parcianym ściegiem: feminizmem, kolonializmem, patriarchalizmem, mizogonizmem,
europocentryzmem i udawaną troską o zwierzęta i planetę (w istocie w tym
wszystkim ważne jest, moim zdaniem, to co niegdyś tak wyraziła Agnieszka Holland
- Chodzi o to, żeby znowu było tak, jak było).
My kielczanie i nie tylko
my, zostajemy z pytaniem - czy dziś jest możliwe wyprodukowanie spektaklu,
który nie byłby zdominowany przez ideologię? Zdaje się, że taki nie jest
możliwy.
Musi się pojawić nowe
pokolenie teatralnych twórców, bo to stare: Maciusiów, Majek, Jol, Dorotek,
Mirków nie jest zdolne wyjść poza ramy w istocie neomarksistowskiego „dyskursu”
wyznaczanego m.in. przez takiego Żizka, rezonowanego przez pośledniejszych, lokalnych
zwolenników i minionych dokonań teatralnych mistrzów typu Lupa.
Błagamy zatem o kogoś z
wizją.
Krzysztof Sowiński
Przedstawienia z powodów geograficznych jeszcze nie widziałem. Recenzję, w jej ogólniejszych konstatacjach, oceniam jako trafną i do zastosowania w 99,99 procentach współczesnych, polskich realizacji propagandy na odcinku "teatr".
OdpowiedzUsuńDziekuje za glos. Zaprszam do Kielc. k
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń