Obok teatru, w którym
aktywiści polityczni chłoszczą „faszystów”, czyli wszystkich tych, którzy nie
podzielają utopii „sił postępu”, teatru, który ma ambicje zmieniania świata na
tzw. lepszy (co jak dotychczas zawsze się kończy ludobójstwem na wielką skalę),
są jeszcze sceny, które podsuwają społeczeństwu rozrywkę. Ta ostatnia jest bowiem
potrzebna każdemu od czasu do czasu, choćby dla głębszej refleksji nad
przemijaniem i na złapanie psychicznej równowagi.
Takim jest teatr TeTaTeT Mirosława
i Teresy Bielińskich, założony przez tę
znaną parę aktorów rok temu. Właśnie widzowie mogli zobaczyć najnowszą
propozycję tej „spółki” zatytułowaną Kochajmy
się (drugą po ubiegłorocznym Umrzeć
ze śmiechu, która nadal gromadzi widzów). Ten spektakl muzyczny wyreżyserował
Mirosław Bieliński. Składa się na tę propozycję kilkanaście szlagierów z
okresów międzwojnia i tego powojennego. Konwencja z którą obcuje widz i zarazem
słuchacz nieprzypadkowo nawiązuje do tradycji wysokich lotów polskiego kabaretu.
Całość jest ujęta w ramę towarzyskiego spotkania w modnej kawiarni. Przybyli
tam ludzie konwersują ze sobą przy pomocy tekstów m.in. Wojciecha Młynarskiego
i Agnieszki Osieckiej. Rozbrzmiewają metafory w sposób błyskotliwy, a zarazem
syntetyczny opisujące odwieczne ludzkie dylematy, w tym te związane z miłością.
Ta synteza, maesteria dawnych tekściarzy jest niby gotowy akt oskarżenia, wobec
autorów i kompilatorów współczesnych bełkotliwych, długich i pozbawionych, co
najgorsze, wyobraźni tekstów, które zdominowały wiele scen polskich teatrów.
Dopiero u Bielińskich przypominamy sobie na nowo jakie zasoby leksykalne
posiada polski język!
Wspomnijmy, że w spektaklu wystąpili: Teresa Bielińska, Magdalena Daniel,
Anna Iwasiuta-Dudek, Magda Szczepanek, Ewa Pająk, Mirosław Bieliński, Marcin
Brykczyński, Wojciech Niemczyk i pianista Wojciech Lisowicz. O każdej z tych osób w dobie Internetu można znaleźć
kilka informacji, więc nie będę się zbyt wiele rozpisywał na ten temat.
Mnie osobiście miło było widzieć i słyszeć Annę Iwasiutę-Dudek, która znowu
jest w Kielcach (co za głos, ekspresja ruchowa i styl…). Miałem też okazję
posłuchać dwóch „przychodzących” gwiazd polskiej wokalistyki (i nie tylko jak sadzę
w branży aktorskiej) Magdaleny Szczepanek i Magdaleny Daniel. Pierwsza na
scenie była modelowym przykładem tego co kojarzymy z miłością romantyczną, druga
udanie reprezentowała, tę nieco swawolną miłość jaka jest najczęściej udziałem tzw.
dziewczyn z sąsiedztwa. Przypomnieć sobie Ewę Pająk, aktorkę niegdyś związana z Teatrem Lalki i Aktora „Kubuś” (rola kelnerki,
która jednym gestem potrafi wpływać na emocje dziesiątków widzów). Zdziwiłem
się, że na scenie dostrzegłem też Wojciecha Niemczyka, który przecież jest
teraz w takiej fazie swojego zawodowego żywota, że może przebierać między
propozycjami, a jednak wybrał udział w Kochajmy
się. Nie będę zachwalał jego kreacji. Jest mu to absolutnie niepotrzebne.
Zobaczyliśmy także Marcina Brykczyńskiego, który w nostalgicznej konwencji rodem
z Kabaretu Starszych Panów czuje się jak we własnej skórze. Acha… jest jeszcze
pianista, nie strzelajcie do niego – gra nawet lepiej niż byłoby to konieczne.
A jak Mirek Bieliński zaintonował „seksapil to nasza broń…” i zawtórowała
mu żona – brawom nie było już końca.
Oczywiście można się czepić paru rzeczy, np. relacji między wokalami w
partiach chóralnych, ale to nie moja „działka” i o tym lepiej ode mnie napisała
Agnieszka Majcher.
Dostaliśmy rzecz o zauroczeniu i pożądaniu wyrażanym czasami jednym
gestem i słowem. Dostaliśmy rzecz o
miłości, a nie jak często dziś to bywa o kopulacji.
Już kończąc – my przybyli na tę premierę obcowaliśmy z dobrze skrojonym spektaklem
rozrywkowym. Tylko w tle takich propozycji gdzieś niepokojąco czai się pytanie –
jak długo jeszcze bez oskarżeń o „wykluczenie” – będzie można pokazywać rzeczy
w których mężczyzna przyjmuje rolę… mężczyzny, kobieta zabiega o… i kusi kochanka?
Jak długo? Bo takie propozycje przecież wprost odwołują się do nienawistnej „postępowym siłom” tradycji, a nawet
esktradycji. Zatem trzeba koniecznie zrewidować całe zastępy tekstów – zaczynając
gdzieś tam od Petrarki, a skończyć chociażby na Osieckiej. Młynarskiego bowiem chłoście
resocjalizacji zdaje się swoją publiczną aktywnością poddaje już jedna z jego
córek.
Krzysztof Sowiński
Małe sprostowanie, nie jestem na etacie w żadnym teatrze.Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuńWzialem informacje z netu. Przyjmuje do wiadomosci korekte. :) k
OdpowiedzUsuń