piątek, 17 maja 2019

Para



Jechałem do pracy jak zwykle na rowerze. Podjechałem do ruchliwego skrzyżowania. Z boku jest mały parking. I zobaczyłem. Najpierw jego. Bezradnie dreptał wokół niej. Usłyszałem jego cichy płacz jak dziecka. Ona leżała bez ruchu na jednym z pustych miejsc. Wokół mnóstwo ludzi. Nikt się nie zatrzymywał. Nawet nie spoglądał w ich stronę. Podjechałem blisko. Zszedłem z roweru. Może jest tylko ogłuszona? Przecież tak bywa. Ona. Leżała na boku. Rozciągnięta. Nie było żadnych śladów krwi. On. Na mój widok odszedł nieco spłoszony na bok. Pochyliłem się nad nią. On. Zbliżył się trochę do mnie. Przełamał strach. Instynkt. Patrzył w  skupieniu na to co robię. Jakby z nadzieją. Jakby oczekiwał od takiego olbrzyma jak człowiek cudu. Niestety nie oddychała. A wokół jej głowy i po tej chodziły już mrówki. Zamknięte oczy. Nie żyje. Nie było krwi. Wyglądała jakby spała. Jej ciało nie było też zdeformowane. Nie wiem czy ją potrącił jakiś samochód i dopełzła te parę metrów do parkingu i tu skonała, czy została potrącona w tym samym miejscu gdzie leżała. Jeszcze chwilę nad nią pokucałem i wstałem. „Nie potrafię nic zrobić. Pomóc” – musiałem pomyśleć. „Piękny kaczorku musisz sobie znaleźć nową żonę. Pogodzić się. Pewnie znajdziesz sobie wkrótce nową”. A teraz sobie popłaczesz. Jak dziecko”. Przypomniałem sobie, że pary kaczek mimo posiadania skrzydeł lubią sobie razem pochodzić skrzydło w skrzydło. I odjechałem.

Ponad osiem godzin później wracałem tą samą drogą. On był nadal w tym samym miejscu. Wciąż pilnował tej maleńkiej kaczuszki.  Robiło się naprawdę niebezpiecznie dla niego. Gęstniał ruch na parkingu. Znowu odjechałem.

Następnego ranka on był w tym samy miejscu i nadal nad nią kwilił.

Kiedy wracałem już go nie zobaczyłem. Szukałem pod parkującymi autami. Dopiero na trawniku zobaczyłem nieruchome ciało jej i… jego. Też już nie oddychał. I miał zamknięte oczka. Ciało zdeformowane. Przykurzony. Tylko łebek miał nadal piękny z tą pulsującą zielenią piórek.
Jak mi powiedział parkingowy ktoś go „w końcu” przejechał. „Nie uciekał. Kierowca trąbił, a on nie uciekał. Krzyczałem.  Machałem rękami. A on do końca odważnie patrzył na zbliżające się koła”.
Było zimno jak na tę porę roku. Poczułem na twarzy wilgoć. Pewnie... Para. Para.

Krzysztof Sowiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz