Pamięci mojej babci
Stanisławy Sowińskiej,
nr 46499,
więźnia niemieckiego obozu zagłady.
Tej nocy miałem sen. Wiem, że nie dam rady odtworzyć sennej logiki panującej w TAM. Nawet się nie będę starał. Skupię się na TYM co pamiętam i trochę na melodii języka. A pamiętam, (to taka próba racjonalizacji, zgodzimy się?), że zanim usnąłem oglądałem dokument o ostatnich pięciu latach życia Davida Bowie. Słuchałem jego ostatniej płyty – Blackstar. I… pomyślałem nawet WÓWCZAS, że nawet on musiał STĄD odejść.
Także we śnie słyszałem jego muzykę, zdaje się Lazarusa. Znalazłem
się w jakiejś jadalni przypominającej szkolną (pamiętacie?), z takim okienkiem
w ścianie, malowanej do „pasa” na zielono, błyszczącą farbą olejną, a od góry spadała
na nas kredowa biel. Ale to nie ma znaczenia. Chyba była moja już kolej przy
tym okienku, byłem właśnie „pierwszy”, a z kimś w tej kolejce rozmawiałem o
śmierci.
- Widzisz – mówiłem nie wiem po co i komu, bo nie często się
zwierzam z czegoś, chociaż robię wrażenie, że owszem – mój ojciec tak młodo
umarł… Samobójstwo.
A na to, chyba jakaś pani, a może pan z drugiej strony
okienka, widziałem tylko spracowane dłonie. Chyba kobieta jednak: – Nie mów o
tym tak głośno… Bo tamta pani płacze…
Spojrzałem do środka przez to okienko. Stała tam w głębi, przy
rzeźbionym we floresy, które także przeminęły, kredensie, przy blacie. Starannie
uczesane siwe włosy. To moja babcia nr 46 499! Przeżyła niemiecki obóz zagłady.
Tyfus. Leżała już naga w „trupiarni”. A nawet WTEDY prze-żyła jak się rzuciła
na obozowe druty w Boże Narodzenie, po tym kiedy na placu apelowym na kilka różnych
języków, na setki takich samych głosów, w ten nadzwyczajny mróz – śpiewali „Cichą
noc” . Niestety, tak sądziła WÓWCZAS, nie wiadomo dlaczego wyłączono na ten
wieczór prąd, a strażnik na wieżyczce z karabinem w dłoni, zagapił się na tę
CHWILĘ. Przeżyła także „marsz śmierci”. I TAKŻE ten moment, kiedy już po
wojnie, jej szpitalne koleżanki, włamały się cichą nocą do magazynu z
jedzeniem, i jadły dotąd aż umarły z prze-jedzenia. (Piszę o tym, bo pewnie nie
będę miał już drugiej okazji. Piszę dla Ciebie Ty, który przyszłaś po mnie).
Wspominała
PÓŹNIEJ: „Zrozumiałam, że będę żyć. Że muszę żyć. Bo w domu, w Kielcach,
czekali na mnie moi mali synowie. Wiedziałam, że jestem im potrzebna. Tyle lat
byli bez matki”.
Kiedy ich znowu spotkała, chociaż byli nadal jeszcze dziećmi, to oczy mieli już ludzi dorosłych.
Kiedy ich znowu spotkała, chociaż byli nadal jeszcze dziećmi, to oczy mieli już ludzi dorosłych.
A w tym śnie… Stała przy ścianie, na której wisiała makata z
napisem: „Pan Bóg kocha dziadki, które słuchają ojca i matki”. Rąbkiem fartucha
ocierała łzy. Płakała, bo… syn posłuchał, a właśnie WTEDY nie powinien. Wygarnęła
mu bowiem: „Jak masz tak pić i żyć tak jak dalej teraz… to lepiej żebyś….”. Przynajmniej
jest taka na ten temat w mojej rodzinie opowieść. Ale we śnie milczała, tylko szloch
wstrząsał jej okrąglutkim, babcinym ciałem. Zawsze mi się dziwiła, że nie chcę
jeść. Dostała wnuczka niejadka… Niepłaczka… Ludzie jak można nie chcieć, po tym
wszystkim, jeść! Jak można!
„Zjedz jeszcze jedno jajeczko! Zobacz to takie małe
jajeczko, na miękko! Babcia prosi…”
Nie wiem dlaczego nie pobiegłem jej utulić w moich męskich
ramionach. Jaki ja jestem oschły! A może już nie miałem ramion? Wiem, jak bolesne
były dla niej te chwile przez te długie lata, kiedy sobie przypominała, że jej
najmłodszy syn nie żyje, a syn jej syna
tylko trochę przypomina ojca. I głupio i nieszczerze się uśmiecha z tego
powodu. I nie chce się przytulać.
W końcu, żeby już nie wspominać tej śmierci i śmierci innych
dzieci, babcia KIEDYŚ postanowiła umrzeć. Kupiła trumnę i wstawiła do pokoju. Uszyła sobie na maszynie Singer, jej bliźniaczą siostrę karmicielce rodziny, czarną
sukienkę. Pożegnała się. Także ze mną. Ale ja wyjechałem WTEDY. Nie wierzyłem,
że odchodzi „naprawdę”. A ona. Ubrała się. Położyła i… umarła. Dotarło do mnie
(WTEDY?), że to jednak już „na zawsze”.
- Przepraszam babciu, że rozgadałem się w moim śnie o tej
śmierci ojca. Nie powinienem Ci tego przypominać. Może nazbyt długo nie zdawałem
sobie sprawy, że ty nadal możesz nadsłuchiwać kroków. Jego kroków na schodach.
Na ostatnim stopniu. Dźwięku naciśniętej OD TAMTEJ STRONY klamki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz