Nie znoszę kreowanego
przez main stream systemu autorytetów. Tym bardziej nie mam ambicji znaleźć się
w takim gronie, także znawców teatru. Nie mam też możliwości aby osobiście,
metodycznie śledzić, to co się dzieje na polskiej scenie. Ograniczam się zatem głównie
do kieleckiej.
W zasadzie to piszę
bardziej felietony m.in. o teatrze niż fachowe recenzje. Pasjonuje mnie głównie
transfer idei jaki dokonuje się także poprzez teatralny spektakl.
Najczęściej widzę, że nie
mamy do czynienia nawet z próbą (!) ryzyka stworzenia osobistego dzieła sztuki
scenicznej, tylko ze schematycznie skonstruowanymi politpoprawnymi agitkami
pokazywanymi w teatrze, opartymi o tzw. dekonstrukcję. Ta ostatnia w istocie
przejawia się masakrowaniem tekstu źródłowego i opluwaniem ze sceny
„drobnomieszczańskiej” publiczności. Jestem dosyć osamotniony u „nas” w moich
rozważaniach. A może… rzeczywiście po prostu, jak mówią moi znajomi związani z
teatrem, tylko się złośliwie przyp…?
Jednak jak się okazuje podobne
opinie na temat współczesnego teatru maja także i inni. Nie należy ich tylko
szukać w nurcie zorkiestrowanego main streamu. „Od wielu lat sprzeciwiam się
tej patologii toczącej polski teatr, której zawdzięczamy zmniejszenie
frekwencji w teatrach z jakichś 9% społeczeństwa do zaledwie, niecałych 2% w
przeciągu ostatnich 30 lat” – pisze ostatnio na swoim blogu reżyser Grzegorz Kempinsky. Niestety, ja też obserwuję ten odpływ widzów
także i u „nas”.
„Zawdzięczamy to głównie tak zwanej
spółdzielni teatralnej, inaczej zwanej grupą dzierżącą władze w teatrze [….],
którzy pod płaszczykiem pseudointelektualnej głębi oraz wzniosłych politycznych
haseł takich, jak „wolność”, „równość”, „tolerancja”, „demokracja”, „uchodźcy”,
„weganizm”, „prawa kobiet”, „mniejszości
seksualne”, „prawa czarnych”, “prawa Eskimosów”, itd., itp., etc., robią pseudo-teatr” –
dodaje krytyk.
O wiele ostrzejszą
diagnozę współczesnego polskiego teatru przedstawia osoba, zapewne bojąc się
stygmatyzacji, ukrywająca się pod pseudonimem Rita Blackwood: „Dla mnie jednak
problemem są nie tylko wystawiane dziś “sztuki” ale także aktorzy. Na stare
pokolenie aktorów od dawna nie mogę patrzyć, bo większość nie przedstawia sobą,
żadnych głębszych ludzkich wartości, co bardzo wyraźnie pokazały ostatnie,
blisko już dwuletnie czasy tzw. pandemii. Ci ludzie niemal jak jeden mąż
pogalopowali sprzedać się systemowi, tak jak kiedyś sprzedawali się za
odpowiednią sumę ubecji”. Niestety to prawda. Zrobili to tak „lewicowcy” jak i
„prawicowcy”.
Dostało się od niej i
młodym: „Natomiast młode pokolenie aktorskie, to w większości jakieś dziwaczne
beztalencia […]. I ci “młodzi” aktorzy jeszcze bardziej niż ich starzy koledzy
nie mają kręgosłupa, moralności, samokrytyki ani godności […]”.
To smutna… zgodność z
rzeczywistością – także osobiście obserwuje jak wielu znanych mi ludzi wbrew
swoim deklaracjom (wybaczam tym, którzy to robią z niewiedzy, bowiem wiem
jakiego prania mózgów doznali w szkole i co gorsze - na uniwersytetach) przyjęło
dominujący język „nurtu teatru krytycznego” i zręcznie z nim płynie czerpiąc z
tego profity realizując „przy okazji” osobiście ideę „godnego życia” (drobnomieszczańskiego?).
Oczywiście jak przystało na „wyzwolicieli” „uciśnionego prekariatu” z… podatków
„drobnomieszczan”.
Uważam jednak, że mamy
sporo utalentowanych aktorów (i aktorek) młodego pokolenia także w Kielcach, z
których wielu jest zwyczajnie zdezorientowanych, uległo propagandzie. Ale – jak
historia przekonuje – wielu z nich zobaczy w końcu świat jakim on jest w
istocie, któremu trzeba dać świadectwo – złożony, wymykający się mono
przyczynowym diagnozom ich aktualnym autorytetom – reżyserom-ideologom.
Na koniec zostaje pytanie
jak mogło do tego dojść? Podpowiada nam publicysta Krzysztof Karoń: „Przedstawiona
w 1967 r. przez aktywistę Rudiego Dutschke koncepcja „marszu przez instytucje” [także
kultury, przejęta od tzw. Szkoły frankfurckiej] była prosta […]. Jej podstawowa
myśl sprowadza się do tego, że jeśli instytucje starego systemu okazały się
trwałe i odporne na ataki rewolucji, to należy z tych „zewnętrznych” ataków
zrezygnować, ale wprowadzić do tych instytucji swoich ludzi, którzy je zniszczą
od środka. Hasłem marszu przez instytucje było „wywrócić cały ten sklep do góry
nogami”.
Więc jak można, to
wywracają.
Krzysztof Sowiński