W tym roku przypada setna rocznica urodzin Stanisława
Lema, najszerzej znanego jako pisarz science-fiction, a przez garstkę jako
filozof. Do tego drugiego grona należy m.in. dr Agnieszka Majcher z Kielc,
która napisała książkę (dostępna tylko w formie pdf) o tym myślicielu
zatytułowaną „Stanisław Lem w anglojęzycznym obszarze kulturowym […]” (2018).
Na okoliczność rocznicy zabrali głos m.in. politycy o
których pisarz miał jak najgorsze zdanie. Sejm RP ustanowił obecny rok – Rokiem
Lema. Na temat Lema wypowiada się mnóstwo podmiotów, nawet „nasz” Teatr
Żeromskiego, może nie tyle kielecki, co w Kielcach zaproponował (12 września
online) „projekt” pt. „Co przewidział Lem?” I co przewidział? Smartfony,
audiobooki („książki to były kryształki z utrwaloną treścią”, „Powrót z gwiazd”
1961,) socjal media, klonowanie, wirtualną rzeczywistość, fałszywą
rzeczywistość (nazywaną powszechnie teraz matrixem). (Próbkę swojego talentu
dała dawno nieobecna w Kielcach Wiktoria Kulaszewska odgrywając liczne grono
swoich klonów. Zapis „projektu” można znaleźć na yt).
Czy twórcy „projektu” wiedzą, że Lem przewidział coś znacznie
ważniejszego? Mianowicie manipulacyjny charakter postmodernizmu („Wyznania
antysemioty”, 1972). I chociaż poddał krytyce francuskich filozofów
postmodernistycznych, mistrzów dekonstrukcji, nieprzydatnych w poznaniu, nie
„przewidział” jednak użyteczności ich refleksji jako narzędzia manipulacji
społecznej. Lem bowiem do końca życia trzymał się twardo empirii, uważając że
np. współczesna fizyka niebezpiecznie zbliża się ku metafizyce.
Zdaniem Agnieszki Majcher najważniejsza jednak z przepowiedni
Lema, to ta wyrażona w liście do Kandela na początku lat 70. XX wieku,
doskonale opisująca aktualną rzeczywistość: "Kongres" jest jakąś
parabolą konsumpcyjnego społeczeństwa, społeczeństwa skierowanego właśnie na
WSZECHUŁATWIANIE jako na WARTOŚĆ NACZELNĄ egzystencji, i to skierowanie rodzi
zapaść wartości autentycznych, tych, co powstawały historycznie, „psychemia”
zaś stanowi ultymatywną i uniwersalną technologię owej łatwizny. Implikacją
finału jest z kolei myśl, że świat urządzono inaczej, że przychodzi moment, w
którym hedonizm instrumentalny zostaje zmuszony do PŁACENIA za swoje praktyki,
i że ta zapłata okazuje się dosyć koszmarna”.
„Lem był w filozofii samoukiem, ale wbrew własnym,
słowom zbudował system [kompletny], jak kiedyś Platon czy Kant. Lema nie bierze
się też w filozofii serio ze względu na sposób, w jaki wyrażał swoje idee. Jego
prace nie mają [bowiem] charakteru akademickiego, a literacki bądź mieszany
[…]. „[..]” – czytamy na portalu „Sprawy nauki”. „To był jeden z niewielu twórczych
umysłów filozoficznych XX wieku, umysł wizjonerski” – mówił także o autorze
„Solaris” wybitny filozof Bogusław Wolniewicz.
M.in. o tym, że wielkość Lema jako filozofa często umykała
w jego przekładach anglojęzycznych pisała w swojej pracy wspomniana Agnieszka
Majcher. Tutaj znajdziesz fragment: https://jagszept.blogspot.com/.../mysl-lema-w-przekadzie...
„Z powodu nieścisłości w pierwszym tłumaczeniu „Solaris” na język angielski, nadal
w kulturze anglojęzycznej często Lem jest odbierany jako pisarz metafizyczny,
piszący o Bogu i religii” – wyjaśnia autorka publikacji.
Dystrybutorzy dokumentu
„Stanisław Lem autor „Solaris” – w którym Borys Lankosz próbuje „uchwycenia
fenomenu Stanisława Lema jako pisarza i myśliciela […]”, piszą, że jego życie
było zagadkowe i był outsiderem. I zdaje się mylą. Lem bowiem prowadził otwarte
życie zamożnego [od pewnego momentu zwłaszcza z ówczesnego „polskiego” punktu
widzenia] turysty, brał udział w debatach naukowych i literackich, pisał
felietony, udzielał wywiadów, korespondował i polemizował z wydawcami, czy tłumaczami.
A jego przeżycia z II wojny światowej były i są znane, sam bowiem o nich mówił
i pisał.
Do Lema dziś próbuje się „podpiąć” tzw. prawica, jak i
lewica (ten podział to wg. prof. Kieresia podział wewnątrz socjalistyczny,
podział który opisuje świat, to zdaniem Kieresia
podział na cywilizacje personalistyczne i gromadne). Ale Lem wymyka się roli nawet
pośmiertnego guru - „bo poddawał świat i ludzkie dokonania bezlitosnej
krytyce”, a przede wszystkim był tradycjonalistą, i chociaż sam mówił, że jest
niewierzącym, wadził się z kościołem katolickim, to był „chrystusocentrystą” i
uważał, że ludzkość nie zdobyła się na nic większego w dziedzinie etyki niż
chrześcijaństwo. Zatem na pewno reprezentował cywilizację personalistyczną.
Opierał się na prawach logiki (studiował m.in. filozofów analitycznych, m.in.
"Dzieje filozofii" Bertranda Russella, czy "Principia
mathematica"). Prenumerował "zachodnie" pisma naukowe. Nauczył
się w tym celu czytać po angielsku, chociaż nie potrafił mówić w tym języku.
Zdarzało się, że kiedy spotkał osobę anglojęzyczną - porozumiewał się z nią na
piśmie (np. ze swoim amerykańskim tłumaczem Michaelem Kandelem). Za to sprawnie
mówił po niemiecku. Nie obca mu była łacina. Jego teksty to w istocie traktaty
filozoficzne podejmujące m.in zagadnienia etyczne, poznania, metafizyki i etc.
W sporze ontologicznym stawał po stronie przypadku. Jednak wiele współczesnych
prac genetyków np. Liptona i fizyków np. Penrose’a - zwiększa prawdopodobieństwo,
że Lem... się mylił. Moim zdaniem nadużywał kwantyfikatora wielkiego. Obserwuję
jak jego język z roku na rok mocno
starzeje się. Czy zatem będą go czytać następne pokolenia?
Kiedyś krytykował łysenkizm w nauce. Dziś pewnie by
krytykował współczesny propandemiczny łysenkizm i już by mu nie była potrzebna
obserwacja wpisów dokonywanych w internecie, do konstatacji - że aż tylu ludzi, którzy
"uwierzyli" w tzw. pandemię której nie ma - jest aż tak głupich.
Pewnie dziś gdyby wskazywał niedorzeczności w narracji
o ‘”pandemii” i powtórzyłby własną refleksję z 2003 roku („Nie ma takich
bredni, w które ludzie nie byliby w stanie uwierzyć”) nazwano by go „foliarzem”,
banowano by jego konto, a wpływowe media i zielono-lewicujący artyści, którzy
mu się gromadnie podlizują w setną rocznicę jego śmierci, pewnie by go
stygmatyzowali.
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz