Muzuem Histori Naturalnej w Londynie |
Przerażające i piękne są
te zastygłe w ułamku ruchu zwierzęta. Wołają o pióro poety, o pędzel
mistrza, zadumę, a doświadczają zbyt pośpiesznych, powierzchownych
błysków fleszy. Miałem okazje pobyć z nimi sam na sam. Zobaczyłem ich dusze.
Mam niejasne uczucia wobec tego doświadczenia, ale jedno jest pewne - przypisywanie tej wystawie propagowania
zabijania zwierząt przekroczyło granice absurdu.
Tylko w skrócie przypomnę – Muzeum Narodowe w Kielcach
otrzymało propozycje przejęcia kolekcji ponad 160 spreparowanych zwierząt, z
różnych kontynentów. Dwa tygodnie temu został otwarta wystawa. I myli się, kto
mówi, że takich wystaw nie ma już w „cywilizowanych” muzeach świata. Jesienią ubiegłego
roku oglądałem taką ekspozycję w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie,
towarzyszyła jej adnotacja, że żadne ze zwierząt nie zostało zabite dla potrzeb
tej placówki, i że kiedy się już nie da dalej konserwować eksponatów,
całość zostanie zutylizowana. Podobnie jak sądzę, jest w Kielcach.
Nie będę mówił o misji muzeum, ale trzymając się argumentacji przeciwników wystawy można by zakazać np. eksponowania militariów, a nie jedno ostre narzędzie przyczyniło się do skrócenia kogoś o głowę. Nie jeden rapier, czy jatagan będący w zbiorach kieleckiej placówki, ma swoją mroczną tajemnicę – a oglądany z bliska i skojarzony z ludzkim ciałem wywołuje grozę. Ale nie budzi to publicznych emocji.
Słowem – czy tego chcemy, czy nie – to nasza kultura jest w dużej
mierze oparta na przemocy. Ta przemoc dzisiejsza nie jest bardziej humanitarna,
nie oddawajmy się iluzji, że np. biały fosfor, to coś lepszego niż ostrze
jataganu. Dzisiejsza przemoc jest
zakamuflowana i podlana ketchupem propagandy, który tak cudownie rozszyfrował
stary genialny Julian Tuwim, w wierszu „Do prostego człowieka”. Nie oszukujmy się –
nadal wychowujemy ludzi do przemocy. Przemocy doświadczamy każdego dnia,
jesteśmy jej źródłem i ofiarą. A nasza przemoc, nie jest przemocą, przemocą są
zawsze ICH działania. Ich.
Tak się złożyło, że jestem teraz pracownikiem muzeum,
zajmuję się tam digitalizacją i to mnie przypadła z aparatem w ręku, czynność
skatalogowania każdego zwierzęcia. Towarzyszyła mi kompetentny muzealnik, a i myśliciel,
erudyta, zdecydowanie także gatunek wymierający -
Joanna Kielar, wówczas pracownik Działu Przyrody w muzeum.
Przed ponad dwa tygodnie, każde zwierzę braliśmy z wielką uwagą i troskliwością w ręce, już nie ze względu tylko na przepisy związane z eksponatami, ale powodowani szacunkiem do tych istot.
Za oknami światło zmieniało się w późno popołudniowe, nadciągnęły granatowe chmury, wydłużały się cienie stłoczonych, w jednej sali gromady zwierząt. Groza i piękno, dreszcz skradający się po plecach. Z metkami na szyjach, przywodziły na myśl senne koszmary, ludzkie i zwierzęce hekatomby. Milczeliśmy, baliśmy się, że za chwilę je obudzimy ze zbyt długiego snu. I co wtedy? Co?
A koniec pracy, był zawsze czasem modlitwy w ich intencji. Om mani padme hum. Tyle tylko mogę dla nich zrobić. Om mani padme hum. Buddyjska mantra współczucia.
Muzuem Histori Naturalnej w Londynie |
Wielkiego wzruszenia dostarczyła mi niewielka pantera. Wygląda bardzo skromnie. Miałem jakiś inny w głowie obraz tego gatunku, wydawał mi się większy, potężniejszy. Przyznam, że na safari nie bywam, ostatni raz w ZOO natomiast, byłem jako dziecko, a jako dorosły z własnej woli takiego nie odwiedziłem.
Więc zaskoczyły mnie jej niewielkie rozmiary i nadwymiarowo duże łapy. Jak głosi wieść, czy być może tylko łowiecka legenda - to tymi okaleczyła pięciu myśliwych, niektórzy wskutek ran umarli. Kurczył się jej świat, zaczął sąsiadować z ludzką wsią. Lamparcica zaczęła polować na zwierzęta hodowlane. Wieśniacy zawiadomili myśliwych. Zwierzę w mig (mylił się Kartezjusz, że zwierzęta nie myślą), zrozumiało, że to teraz na nią polują i ona też zaczęła na swoich prześladowców. Nieuchwytna (do czasu, cóż ona wie o współczesnej technologii zabijania?), skradała się od tyłu, skakała na plecy i prawą łapą jeszcze w locie, zrywała z twarz i głów płaty skóry i mięsa.
Czy obudziła się we mnie, w człowieku, natura drapieżnika,
który podziwia teraz innego drapieżnika, z taką historią, któremu fachowcy przypisują
doskonałość w ewolucji?
A teraz stoi już ta „kotka” na wieczność przyczajona.
Zawsze gnę się przed nią do samej ziemi. Pochylam nad jej
naturą i odwagą.
O innym stosunku ludzi do zwierząt, pisze słynna podróżnik
Beata Pawlikowska w „Dzienniku”:
„Indianie Ameryki Północnej powszechnie uważali, że w każdej
rzeczy przebywa moc ducha. Wszystko, co powstało z woli Stwórcy, niezależnie od
tego czy ożywione czy nieożywione posiada duszę. Duszę ma każda roślina,
zwierzę, a nawet gleba. Dusze te mają na siebie wpływ, są wzajemnie zależne.
Wszystkie rzeczy są ze sobą powiązane i są święte”. Dalej wspomina wypowiedź
Hurona – „Wiele razy widziałem duszę mojego konia w jego oczach”.
W 1975 roku powstało "Wyzwolenie zwierząt", Petera
Singera, które by się zgadzało z wieloma opiniami Huronów, książka nazywana
biblią Ruchu Wyzwolenia Zwierząt.
"Jest to opowieść o tyranii człowieka wobec zwierząt” –
pisze tam autor. Zmienia się nasz stosunek do braci mniejszych, pojawiają się wegetarianie z wyboru, dokarmiamy bezdomne zwierzęta, lepiej
traktujemy swoje.
Osobiście jestem przekonany, że zwierzęta mają dusze. Że
przeżywają ogromne emocje, przekonuje mnie właśnie mój pies-staruszek,
stukający mnie nosem żądający spaceru, w tym momencie właśnie, kiedy piszę te
słowa. Parafrazując słowa Indianina – codziennie widzę duszę w jego oczach.
Ale nawyk podpowiedział mi i chciałem napisać – „muszę mu
towarzyszyć teraz prawie bez przerwy w jego ostatnich, zdaje się tygodniach
życia”, by stwierdzić, że „chcę”. Więc uczy mnie, co to miłość, cierpienie i
nauczy mnie odchodzenia, kiedy przyjdzie kres.
I od każdego z nas zależy czy w Kielcach, na wystawie
dostrzeżemy sacrum, czy profanum. Czy dostrzeżemy duszę? Nawet konstatacja
(już taką słyszałem na wystawie) – „O jaki ten skurczybyk jest wielki” ( to o lwie),
może być początkiem nowego myślenia.
Na drzwiach lokalnej sceny dramatycznej, widnieje sentencja Tadeusza
Kantora: „Do teatru nie wchodzi się bezkarnie”. Podobna powinna towarzyszyć
zwiedzającym kielecką propozycje muzealną. To cena jaką przyjdzie nam zapłacić za przenikanie się dusz. Warto podjąć to ryzyko.
Chris
PS. Występuję tutaj prywatnie. Niczego, z nikim nie
konsultowałem. Nikogo nie reprezentuję.
http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,47262,13325007,_Wystawa_zacheca_do_zabijania___Obroncy_zwierzat_prosza.html
Oburza nas śmierć zakonserwowana w eksponacie, bo w sklepie szukamy najświeższego kawałka mięsa, które mechanicznie oddzieliło się od śmierci. Reklamujemy przemysłowy chów kurczaków karmionych najlepszą paszą tylko po to, żeby nam smakować. Otulamy się w seksi futerko z lisów. Prowadzimy dzieci do zoo, gdzie mogą pogapić się na zbaraniałe małpki. W łódzkim muzeum przyrodniczym mamy dziesiątki wypchanych ptaków i słonia, i motyle na szpilce, i inne kociaki. I dajemy radę.
OdpowiedzUsuń