„Nie ma czegoś
takiego jak posłuszeństwo
w sprawach
moralnych i politycznych”.
Hannah Arendt
Niedawno filharmonia w
Kielcach, za przykładem kilku instytucji kultury w Polsce ogłosiła, że nie
będzie grać utworów rosyjskich kompozytorów. Patrzeć tylko jak jakieś
kierownictwo znaczącej w regionie biblioteki zacznie publicznie palić książki:
Dostojewskiego, Tołstoja, Bułhakowa, czy Sołżenicyna, a uniwersytety likwidować
wydziały rusycystyki.
Jak widać nasza cywilizacja
personalistyczna znowu przegrywa z kolektywistycznymi (nota bene „Putin” także
reprezentuje kolektywistyczną). I w rezultacie te drugie wprowadzają obcą nam,
sprzeczną z Prawami człowieka - odpowiedzialność zbiorową.
Żeby kogoś potraktować „nie
po ludzku”, większość z nas musi najpierw tego kogoś odczłowieczyć, sprowadzić
przynajmniej do roli gospodarskiego zwierzęcia (np. nazwać „bydłem”, albo przynajmniej
„antyszczepionkowcem”), w najgorszym - przedmiotu. Później tempo przemocy wobec
„wroga” może już bez problemu nabrać „przemysłowego” rozmachu. Pisała o tym
dziś już w archetypicznym „Eichmannie w Jerozolimie: rzeczy o banalności zła”
(1963) żydowska filozofka Hannah Arendt. Wydaje się jednak że na próżno. Ci bowiem
co czytali nie wyciągnęli z tej lektury wniosków, albo nie chcieli wyciągnąć, a
ci co nie czytali dają się wciągać w powtórkę z historii.
Ustalmy jeszcze jedno - o
wojnach decydują światowe elity, a nie przysłowiowi „Janusze” z konkurujących ze
sobą stron. „A na wojnie świszczą kule,/ Lud się wali jako snopy,/ A
najdzielniej biją króle,/ A najgęściej giną chłopy” – zauważyła już w 1885 roku
Maria Konopnicka. Beneficjentami i tej niewątpliwie będą współcześni „króle”
czyli - globalne elity.
Nie oszukujmy się – TA,
to to tzw. wojna hybrydowa, w której m.in. „lenników” napuszcza się na wielkiego
konkurenta. Ledwo i my parę dni temu wy-MiG-aliśmy się (na jak długo?) z losu przypisanego
Ukrainie. Przypomnijmy - administracje UK i USA namawiały „nas” do przekazania
stronie ukraińskiej dziewięciu wojskowych odrzutowców, same zaś nie chciały
tego zrobić żeby się nie narazić na odwet… „Putina”!
Zorkiestrowane media
właśnie rysują obraz świata porządku prawnego i „demokracji”, walczącego z
rosyjskim imperium „zła”. Nagle z dnia na dzień przywódca państwa oligarchicznego,
o czym nie raz mówiły massmedia, stał się demokratą. A przywódca Rosji przestał
być człowiekiem „dialogu” i teraz stał się „chorym psychicznie”. Zaś
skompromitowane do dna WHO, w cieniu toczącej się wojny, na bazie
prognozowanych kolejnych „pandemii” kontynuujące tworzenie globalnego rządu, nadal
niezmiennie produkujące cyfrowe-kajdany paszportów „kowidowych”, uzurpujące
sobie prawo do decydowania o naszym zdrowiu i życiu, w tym jego długości - znowu
jest godną zaufania instytucją reprezentującą świat „demokracji” i „wolności”. A
rząd w Polsce, który wdrażał łamiący Konstytucję sanitaryzm, ten totalitaryzm
XXI wieku… tylko zyskał na popularności! Czy czasem „Putin” nie spadł im jak z
nieba?
Teraz te same media,
które już dwa lata wbijają nam goebbelsowskim młotkiem w głowy fałszywe
propandemiczne narracje, „zapomniały” o nich (z „obostrzeń” jednak rząd nie
zrezygnował, nawet wobec 1.5 milionowej do Polski emigracji) – i w niekończącej
się serii produkują dla nas, dla naszego użytku, odczłowieczające „wrogów”
stygmaty. A kto się nie godzi na to - jest obrzucany prymitywnymi inwektywami
typu „ruska onuca”. Bowiem nie wystarcza mediom tylko potępienie wojny. I dziwnie
jakoś te nie nawołują do jak najszybszego porozumienia wrogów.
„Bez względu na rodzaj
reżimu totalitarnego[…] żadna odmiana nie mogłaby zdobyć władzy, a na pewno tej
władzy utrzymać w krótszym lub dłuższym czasie bez wykreowania w przestrzeni
publicznej przysłowiowej figury wroga. […] Dlatego też „produkowanie” obrazów
wroga należy zaliczyć do jednego z podstawowych zadań propagandy […]” – wyjaśnia
Jacek Wojsław w publikacji „Figura wroga w ideologii propagandzie XX-wiecznych
totalitaryzmów”.
„W „Mein Kampf” niemiecki
dyktator pisał o potrzebie ujęcia sylwetki wroga w taki sposób, by
„przeciwników, nawet bardzo różniących się od siebie, sprowadzić do jednego
mianownika” – wyjaśnia E.C. Król („Propaganda i indoktrynacja narodowego
socjalizmu”). Współczesna propaganda idąc tą drogą, np. imputuje
społeczeństwom, że ci, którzy mają jakiejś wątpliwości co do interpretacji
dziejących się wydarzeń są na pewno „proputino-antyszczepionkowcami”.
Właśnie filharmonia w
Kielcach ogłosiła, że nie będzie grać utworów rosyjskich kompozytorów. Patrzeć
tylko jak jakieś kierownictwo znaczącej w regionie biblioteki zacznie
publicznie palić książki: Dostojewskiego, Tołstoja, Bułhakowa, czy Sołżenicyna,
a uniwersytety w Polsce likwidować wydziały rusycystyki. Media przyklaskują!
Właśnie „Polsat” z powodu
agresji na Ukrainę „Putina”, uniemożliwia oglądanie (na płatnym kanale) występów
wybitnych rosyjskich pięściarzy, czy zawodników MMA (nota bene są to imprezy
odbywające się w USA). Zwróćmy jeszcze uwagę, że większość z nich od lat
mieszka np. w USA, i są to często ludzie (MMA)… pochodzenia czeczeńskiego. A przecież
- wiemy to - ci sportowcy mają taki wpływ na decyzje „Putina”, jak ja na działania
np. pana Morawieckiego - na którego zresztą nigdy nie głosowałem i nigdy bym
nie zagłosował! W sumie – nikt z wyborców PiS go nie wybierał! A jednak ten jest
u władzy i rządzi!
„[…] w wielu krajach
funkcjonują nadal, a dzięki coraz większej perfekcji technologicznej mass mediów
wręcz rozwijają się w najlepsze praktyki wykorzystujące i doskonalące wzorce, metody
i techniki propagandy totalnej. Można więc bez ryzyka wielkiej przesady
stwierdzić, że po gabinetach szefów współczesnych agencji PR, marketingu,
promocji i reklamy kołacze się duch Goebbelsa, nakłaniając do coraz większych uproszczeń,
hałaśliwych nagonek i kłamliwych kampanii” – przestrzega Król. Zdaje się
nadaremnie.
Krzysztof Sowiński
PS. Z ostatniej chwili. „Użytkownicy
Facebooka i Instagrama z niektórych krajów, m.in. z Ukrainy, Polski i Rosji,
mogą - ale tylko w postach dotyczących inwazji Rosji na Ukrainę - nawoływać do
przemocy wobec rosyjskich żołnierzy czy nawet życzyć śmierci Władimirowi
Putinowi” - informuje WP Wiadomości. Niestety, nie przyłączę się do tego chóru
– nikomu nie potrafię życzyć śmierci, nawet politycznym wrogom (nie potrafię
też życzyć powodzenia oprawcom, nawet tym stojącym po stronie „sprawiedliwej
wojny”). Wolałbym raczej im odebrać raz i na zawsze władzę, którą dzierżą i
postawić takich przed niezależnym sądem.
Krzysztof Sowiński