Warto wybrać się na tę sztukę
nie tylko ze względu na świetną reżyserię i znakomite kreacje aktorskie, ale także
po to, żeby sobie przypomnieć – jak wyglądały niegdyś prawdziwe zarazy, w relacji
do opowieści o fałszywej pandemii, którą przez zorkiestrowane media main
streamowe jesteśmy zastraszani już od ponad półtora roku.
Więc jak wyglądały? Nie
było domu żeby, żeby ktoś tam nagle nie umarł. I co ważne. Policja wówczas nie musiała
„przekonywać” w sporze o istnienie pandemii, metalowymi pałkami i gazem, protestujących tłumów
domagających się swoich nagle i podstępnie zawłaszczonych przez władze praw. Wystarczająco
wymowne były leżące na ulicach niepogrzebane ciała. Wyjście na zewnątrz wówczas
było aktem odwagi, a nie przyczynkiem do stygmatyzacji i penalizacji wychodzącego.
Dodam, że dla widzów w szczelnie
zaciągniętych maskach na twarzy, przyciśniętych dużymi okularami, ludzi zwanych
„kowidianami” – ten spektakl jest doskonałą okazją do podkarmienia swojej psychozy.
I pewnie ci przerażeni biedacy nie zauważą nawet, że jeden z bohaterów sztuki grany przez
Wojciecha Niemczyka mówi słowami dramatu, że „maseczki” przed niczym nie
chronią, są tylko znakiem iluzji tego, że coś można z zarazą zrobić.
„Zaraza” sztuka Neil Bartletta (brytyjskiego dramaturga, specjalisty od
„tożsamości i języka mniejszości seksualnych”), w reżyserii znanej już w
Kielcach (wyreżyserowała na scenie „Żeromskiego” „prawie równo”), Uny
Thorleifsdottir odwołuje się do „Dżumy” (1947) powieści Alberta Camusa. W tym znanym
niegdyś tekście pisarz pokazuje rozwój
epidemii w Oranie, we francuskiej Algierii w latach 40. XX wieku.
Albert Camus był „wielkim
humanistą” - to fakt, ale także faktem jest że przez długie lata naiwnie komunizował.
Nie tylko on. Np. taki filozof jak Sartre po podróży do ZSRR w 1954 roku, gdzie
został zaproszony i szczególnie honorowany, w wywiadzie dla
"Liberation" mówił, że "istnieje całkowita swoboda wypowiedzi w
ZSRS". 20 lat później pisał, ale jakoś szczególnie „cicho”, że wtedy kłamał.
Postawa piewców komunizmu była powszechna dla intelektualistów francuskich tamtej
epoki. „Zarazili” niestety swoimi utopiami kilka pokoleń ludzi. Niestety. To tacy
dokonali „marszu przez instytucje” i teraz rządzą „Zachodnim” światem. Stawiam złoto
przeciwko pieniądzowi dłużnemu, że bez tych właśnie „przywódców”, naszej 21
wiecznej „pandemii” nie byłoby wcale.
I jeszcze coś w kontekście
„polskim”, wspomnijmy, że „po angielskim wydaniu „Innego Świata” [wstrząsającym
tekście, pokazującym prawdziwe oblicze komunizmu] Herlinga-Grudzińskiego z
przedmową Bertranda Russela w 1951 r., do paryskiego wydawnictwa Gallimard
został wysłany maszynopis powieści, który trafił w ręce Alberta Camus,
pracującego w tamtym czasie w wydawnictwie jako lektor. Książka została przez wydawnictwo
odrzucona. Jak podkreśla córka pisarza, Catherine Camus w rozmowie z Piotrem Kieżunem,
stało się to jednak za sprawą André Malraux, a nie Alberta Camus, który
twórczość polskiego pisarza uważał sobie za bliską oraz sprzeciwiał się
niewydaniu francuskiego przekładu” („Kultura Liberalna”, 24 lipca 2018). Słowem
działali wg zalecenia Hegla – "Jeśli
teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów".
Dopiero agresja Armii
Czerwonej na Węgry (1956) pozwoliła nobliście (Camus) zobaczyć czym komunizm
jest w istocie. (Więcej w: „Gułag w oczach Zachodu" Dariusza Tołczyka i
"Historia niedokończona. Francuscy intelektualiści 1944-1956" Tony'ego
Judta).
Reżyserka „Zarazy” delikatnie,
chociaż kilkakrotnie wspomina tło społeczne wybuchu epidemii – mówi się w spektaklu
o dzielnicach nędzy, o rzekach rynsztoków płynących ulicami miasta, głodzie i
nierównościach społecznych. To w takich warunkach pojawia się śmiercionośna
bakteria yersinia pestis. Bakteria nie wirus!
Warto w końcu to zrozumieć
– bez głodu, brudu, braku podstawowej opieki medycznej – jakakolwiek epidemia,
czy pandemia – NIE JEST MOŻLIWA!
Nota bene - nie wiem czy to
jest błąd w tłumaczeniu, ale Joanna Kacperek (grająca lekarkę Rieux) mówi na
scenie o wirusie bakterii! Ok. Można to rozumieć jako metaforę zagrożenia, ale
w czasie propandemicznej histerii rozpętanej przez rząd i wzmocnionej przez
media, trzeba to traktować jako znaczące przekłamanie, które w zamierzeniu ma
budować fałszywy w istocie związek między tamtą „zarazą”, a tą dzisiejszą.
Sztuka zorganizowana w
stylu reportażu pokazuje kolejne etapy rozwoju „zarazy” i postawy ludzi nią dotkniętych.
(Tak nota bene w końcu rozszyfrowałem matrycę wg której robi się współczesny, „nowoczesny”
teatr, ale może o tym kiedy indziej. Jest teraz sprawa ważniejsza. Najważniejsza
z tych, które kiedykolwiek w historii ludzkości były). Ku swojemu zdumieniu, my
widzowie, odkrywamy, że główna lekarka miasta (w powieści Camusa lekarzem był heteroseksualny
mężczyzna, w propozycji kieleckiej jest to kobieta grana przez Joannę Kasperek,
w nieheternormatywnym związku, to chyba jest właśnie wkład w tę sztukę i to zagadnienie
wspomnianego już Neila Bartletta) zamiast zamknąć się w ośrodku zdrowia i
udzielać teleporad za podwójną stawkę ryzykuje swoje życie i jest tam gdzie
chorują i umierają jej pacjenci. Poszkodowanym ludziom pomaga także Tarrou, który zrewidował
swoje poglądy i uznał, że w sytuacji zagrożenia nie wystarczy uczciwie jako
dziennikarzom przystało opisywać wydarzenia, ale trzeba zrobić coś więcej – dać
świadectwo człowieczeństwa także czynem. (W tej roli Wojciech Niemczyk, który
wzruszył widzów pokazując tragiczną śmierć granego przez siebie bohatera). Zagrali
także Bartłomiej Cabaj (dziennikarz Rambert), Dawid Żłobiński (Grand, ktoś w
rodzaju głównie specjalisty od statystyki, podziwiam tego aktora i teraz jak prawie
zawsze) i Andrzej Plata (Cottard). Cała czwórka szczególnie mi się spodobała,
kiedy „odegrała” nadzwyczajne „zarazowe” posiedzenie rady miejskiej, która – znowu
jesteśmy zdziwieni – zamiast zarządzać strachem obywateli – specjalnie
bagatelizuje wydarzenie. Dlaczego? Bo przecież zaraza rozwija się głównie w dzielnicach
biedoty, więc nie ma powodów do nadzwyczajnego niepokoju. Nie ma też sposobu na
zarazę. Sama przyszła, sama nagle się skończy. To pewne. (Tylko ta ”nasza” 21
wieczna – wbrew wszelkiej logice nie chce zamilknąć. Jest wciąż reanimowana
odwiecznymi infekcjami sezonowym, nazywanymi teraz kolejnymi „falami”). Poza
tym… Dla elit byliśmy i jesteśmy tylko producentami niepotrzebnego śladu węglowego,
dawniej mawiano na to - ton zwykłego gówna. Nie ma o „co” drzeć szat. Summa sumarom - widzieliśmy czterech
samców w mało twarzowych garniturach, siedzących w lekceważącej pozie
eksponującej genitalia i używających gestów dominacji – budzących szczególną odrazę.
Wielu z nas przeżywa
iluzję, że wszyscy pragną całym sercem końca wywołanych wojen, czy pandemii. Biegnę
ich rozczarować nie wszyscy – osobnika, który chce jej trwania brawurowo zagrał
Andrzej Plata. Dzięki spekulacji (został zerwany łańcuch dostaw do miasta podstawowych
artykułów i rozpoczął się w nim także i głód), ta przerażająca figura nadzwyczajnie
się wzbogaciła i to tylko się dla takich jak on liczy. Zaufajcie mi – „pandemiami”
i wojnami żywią się gigantyczne korporacje, tak wielkie, że „nie mogą upaść”.
Tak na marginesie – jak mi
opowiadał jeden z moich przyjaciół lekarzy, większość ludzi ze znanego mu środowiska
medycznego, otwarcie mówi „pandemio trwaj!” i za dodatki „kowidowe” ekspresowo
spłaca teraz raty za które nabyli imputowane im tzw. godne życie i kupuje nowe jeszcze lepsze auta, znak mieszczańskiego statusu (nota bene do tego poziomu aspiruje także wielu z pozoru wydawało się "niepokornych" artystów, w tym ludzi teatru). I mało kto z nich mówi, że
„król jest nagi”, a ci którzy to uczciwie wykrztusili - są objęci ostracyzmem
zawodowym i są nękani przez tzw. izby lekarskie.
Na koniec tej propozycji w
„Żeromskim”, lekarka (odmieniona zwłaszcza w brzmieniu głosowym Joanna Kacperek)
mówi, że wirus może się pojawić w każdej chwili, ukryty w listach i etc. (Głównie
wypatruje się go z „prawej strony”, zaniedbuje jednak „lewą”). Rzeczywiście
ma rację. Teraz rozmnożył się najgroźniejszy z wirusów – wirus ignorancji! To
dzięki naszej zbiorowej ignorancji – rząd Morawieckiego wspierany przez tzw.
opozycję – krok po kroku, plaster po plastrze (stalinowska taktyka) – odbiera nam
kolejne wydawałoby się już na wieczność wywalczone prawa konstytucyjne, w tym
prawo do dysponowania swoim ciałem! A Australia, czy Kanada stały się dziś gigantycznymi
więzieniami, wielkimi nowoczesnymi, scyfryzowanymi gułagami. Czy doczekają się pióra jakiegoś Grudzińskiego, który da świadectwo tym wydarzeniom?!
Natomiast ci, którzy
pilnują żeby narracja o pandemii nie wygasła, wprowadzają do języka nową
kategorię – „Dobrowolność to przymus”, obok znanych już z Orwella typu - „Wojna
to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła”.
„Zaraza” jest
częścią trwającego właśnie rozpisanego na kilka tygodni w „Teatrze im. Stefana Żeromskiego” III
Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego.
Krzysztof Sowiński