piątek, 12 marca 2021

Nigdy nie ufaj autorytetom?

 

"Chris jeszcze 20 parę lat temu, w drzwiach takich pubów, były tabliczki:

"Psom i Irlandczykom wstęp wzbroniony". John Irlandczyk, Londyn 2012

Autorzy „Klątwy rodziny Kennedych”, bardzo starają się (jako przedstawiciele tzw. teatru krytycznego), żeby to był spektakl o katolickiej, zdegenerowanej żądnej najwyższej władzy i zaszczytów słynnej amerykańskiej rodzinie.

Ta familia była gotowa nawet poświęcić swoje własne dzieci, w tym upośledzoną Rosemary, siostrę przyszłego prezydenta Johna F. Kennedy’ego, nie pasującą do realizowanego planu. Ale ta narracja mimo, że spółka teatralna Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin ostro fastryguje, co chwila się rwie i widzimy jednak coś innego.

Co takiego? A to, że nigdy nie można ufać autorytetom medycznym! Nigdy!  I ordynowanym nam przez takich ludzi procedurom „leczenia”, mimo tego, że te są opakowane w nośne metafory typu – najnowsze dokonania nauki, konieczne, skuteczne, bezbolesne, przewidywalne.

To przypomnienie jest bardzo aktualne, w czasach kiedy pod pretekstem fałszywej pandemii, globaliści przy pomocy propagandowych regularnych „nalotów dywanowych”, wyprodukowali zapotrzebowanie u prostych ludzi na przyjęcie nowatorskiego preparatu (tzw. szczepionki na „kowida”), za którego negatywne skutki nie chcą nawet przyjąć symbolicznej odpowiedzialności.

Ze spektaklu dowiadujemy się, że początek dramatu Rosemary Kennedy (w tej roli brawurowa Karolina Staniec) sięga momentu jej urodzin. Mimo, że jej matka Rose Kennedy (w roli posągowo-karykaturalnej matrony Joanna Kasperek), sygnalizuje lekarzowi rodzinnemu, że już powinna zacząć rodzić, ten jednak apodyktycznie stwierdza, że jeszcze na to nie pora. Dziecko rodzi się „w terminie”, ale za to niedotlenione. (Scena narodzin Rosie wbija się widzowi  propozycji Rubina w pamięć, jak gwóźdź ze stali chirurgicznej). Dziewczynka nigdy nie będzie się prawidłowo rozwijać. Z czasem ujawnia zachowania odbiegające od tzw. normy. Ale reakcja na to rodziny Kennedych jest typowa dla tamtego okresu. Wówczas surowość zasad moralnych i obyczajów, nie była tylko – jak to próbują pokazać autorzy widowiska – tylko domeną rodzin katolickich. Była powszechna. Dla ukazania ówczesnego klimatu… przypomnijmy korzenie braku m.in. empatii. To przecież protestancka USA (do dziś religią dominująca w tym kraju - 54 proc. jest właśnie to wyznanie, katolicy – to około 24) jako pierwsza wprowadziła w l. 20. XX wieku, przymusową sterylizację dla osób uważanych za upośledzone. Popierali ją wówczas „lewicowcy”, w tym ikony współczesnej lewicy. Margaret Sanger (inspirował się jej dokonaniami m.in. niejaki A. Hitler) w publikacji „Pivot of Civilisation” (1922), m.in. krytykowała dobroczynność  (jest „sentymentalna i patriarchalna”), była orędowniczką „segregacji i sterylizacji” kobiet należących do „klasy debili”. Jak sądzę i dziś np. taki B. Gates podziela jej poglądy. Przypomnijmy, jest bezskutecznie ścigany przez rząd m.in. Indii, za masową sterylizację dziewcząt i kobiet w tym kraju, wykonywaną pod pretekstem tzw. szczepień na choroby zakaźne. Jeśli zatem ktoś widzi w grupie globalistów, której twarzą jest właśnie teraz Gates – wynalazców eliksiru nieśmiertelności podawanego m.in.  polskiej młodzieży i starcom, jest wyjątkowo naiwny. Oficjalnie sterylizacji zaniechano w USA dopiero w l. 60, a np. w Szwecji dekadę później, w 1975 roku. Piętnowana jako zaściankowa Polska nie miała takich tradycji.

Ale wróćmy do Rosemary. Zaczęła dorastać. Przejawiać w niewłaściwych momentach m.in. potrzeby seksualne, które wtedy należały do sfery tabu, nie tylko w rodzinach katolickich. Np. masturbacja jest do dziś nieakceptowana przez wszystkie religie „księgi”, także przez judaizm.

Doradcy medyczni rodziny Kennedych proponują m.in. terapie, które mają obniżyć popęd i ogólnie ekspresję Rosie. M.in.  ordynują „zastrzyki”, po których m.in. pacjentka jest apatyczna i nadmiernie tyje. Ale i te nie pomagają. Lekarze doradzają wówczas, żeby w celu uzyskania większej „kooperatywności pacjenta” sięgnąć po najnowszy hit ówczesnej medycyny, zabieg na mózgu tzw. lobotomię. Po tym zabiegu dziewczyna przestaje samodzielnie chodzić i mówić. Resztę długiego bycia i nie bycia spędza w specjalnym „zakładzie”. Była trzecim (z dziewięciorga rodzeństwa) dzieckiem Josepha (Wojciech Niemczyk, świetnie wcielający się w postać seniora rodu, który życie niehistoryczne uważa za stracone) i Rose Kennedych, m.in. siostrą prezydenta Johna F. Kennedy’ego (w tej roli Bartłomiej Cabaj, ustawiony przez reżysera jako groteskowa, mechaniczna, polityczna „szczekaczka”)  i prokuratora generalnego Roberta F. (Dawid Żłobiński). Ci dwaj członkowie rodu zostali postaciami historycznymi.  Obydwaj zostali zamordowani. Jednak w wizji Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina wygląda tak jakby np. John nieostrożnie bawił się w aucie bronią palną, jak penisem pod kołdrą i padł ofiarą własnej niefrasobliwości i wybujałych ambicji, podobnie zresztą jak jego brat. Para autorska nie może też się pogodzić, że stali się legendą, mitem. Choć globaliści przez dekady dbają, żeby to był mit bez zapalnika.

O co w istocie idzie gra? Po drugiej wojnie światowej wyłonił się nowy ład polityczny. M.in. polega on na tym, że grupa prywatnych udziałowców banku emisyjnego FED narzuciła całemu światu jedną walutę, kreowaną nota bene z powietrza – dolara fiducjarnego, który teraz jak mówi wielu znawców geopolityki, pod pozorem pandemii, przyjmuje ostateczną i już jedyną formę - cyfrową. To będzie oznaczać absolutną kontrolę garstki globalistów nad resztą świata. Możliwość wykonywania lobotomii na dowolnie wybranym narodzie, w dowolnie wybranym momencie. Temu procesowi zaplanowanemu na lata, chciał się przeciwstawić – jak uważa wielu znawców geopolityki – m.in. prezydent Johna F. Kennedy, który wprowadził alternatywną walutę wobec tej emitowanej przez FED, wolną – od przekleństwa ludzkości – lichwy. Te same poglądy miał jego brat prokurator generalny.

I jeszcze jedno. Dziś triumfuje pojęcie tzw. spiskowych teorii. Każdy głupek nim się posługuje stygmatyzując oponenta, a liderzy przemian używają tego skutecznego narzędzia do przejmowania dyskursu i władzy. To narzędzie, wspomnijmy, to twór CIA. To wówczas spiskowymi teoriami zaczęto nazywać każdą hipotezę odbiegającą od main streamowych, dotyczącą śmierci JFK.

Historia rodziny Kennedych jednak nie zakończyła się. Obecnie jeden z ich potomków R.F. Kennedy Jr w publicznym wystąpieniu [Berlin, VIII, 2020] przestrzega świat mówiąc, że fałszywa pandemia, lockdowny są  w istocie etapami na drodze ku totalitaryzmowi. Czy też dosięgnie go „klątwa”?

Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin po raz kolejny zrobili spektakl wg tej samej matrycy znanej np. z „Carycy Katarzyny”. Jak sądzę - pozostała im już tylko parodia samych siebie. A potem powrót do tradycji – m.in. precyzyjnego użycia słowa. Czego zapowiedzią jest ostatni monolog Rosie do publiczności, wypowiedziany w stylu Molierowskim. W monologu tym twórcy m.in. domagają się rzeczy niemożliwej – uczynienia z postaci prywatnej postać historyczną. Ale czy nie jest to czasem apel „sentymentalny i patriarchalny”?

Krzysztof Sowiński