Komisja
Noblowska, to z wyjątkiem Henryka Sienkiewicza (Quo vadis, „nobel” 1905, za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie
eposu” i „rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”), chce
zawsze inaczej niż polski naród.
Naród
chciał „nobla” dla człowieka jednoosobowej instytucji, sumienia narodu i jego
nauczyciela Stefana Żeromskiego (Niemcy się nie zgodzili) i nagrodę dostał (1924)
Władysław Reymont (nie twierdzę, że powieść Chłopi,
nie zasługuje na takie wyróżnienie). Naród chciał dla Zbigniewa Herberta (wielu
z nas do dziś mówi i myśli idiomem tego poety) – nagrodę dostał Czesław Miłosz
(1980, za „całokształt twórczości”), który mówił o sobie, ze jest polskojęzycznym
Litwinem. Ponadto jest autorem przyjętego przez tzw. zachód z radością jako oskarżycielski
dokument - Campo di Fiori - wiersza
języczka spustowego kolejnych negatywnych dla narodu cyklu wydarzeń, które
znamy pod pojęciem „pedagogiki wstydu”. Naród odebrał ten wiersz jak i wiele
innych wypowiedzi pisarza, nie jako napomnienie wyartykułowane z troską przez
autorytet, ale potwarz. Jak już jednak pisałem w innym miejscu, Miłosz to jest
ktoś jako - pisarz i myśliciel. Warto go reinterpretować.
Naród
nadal upierał się przy Herbercie (środowisko tzw. lewicy laickiej w Polsce się
jednak nie zgodziło), nie wykluczał Tadeusza Różewicza, ale „nobla” dostała
(1996, „za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i
biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”) -
Wisława Szymborska, w młodości komunistka, całe życie beneficjentka
„junackiego” wyboru i nietuzinkowa poetka, ale jednak - jak mi się wydaje –
banalistka. Uczone osoby przekonują mnie, żebym jednak dojrzał w niej
niewiarygodnie syntetyczną filozofkę. Ale w końcu zadajmy sobie pytanie – czy
inwestuje się „nobla” w rozważania „pierwsze”?
Teraz
naród kocha od lat ponad wszelkimi podziałami, twórczość Wiesława Myśliwskiego
(odwołujemy się do wykreowanych przez niego symboli), ale „nobla” (2018)
otrzymuje ("za narracyjną wyobraźnię połączoną z encyklopedyczną pasją, co
sprawia, że prezentuje, że przekraczanie granic jest formą życia”) - neomarksistka kulturowa Olga Tokarczuk, z
twórczości której nikt chyba nie jest w stanie tak „od ręki” cokolwiek
zacytować.
Warto
też wspomnieć, że literatka ta chciałaby ostatecznie zlikwidować ten naród, jak
mówi „zdecentralizować” (bo nie zna bardziej podłego). Ale co gorsze, niestety nawet
i na ten pomysł sama nie wpadła. Jest jak zwykle - wtórnym i użytecznym pudłem
rezonansowym, przemawiającym w imieniu tych, którzy „zdecentralizowane”,
natychmiast „scentralizują”.
Krzysztof Sowiński