„Szalone nożyczki” to dawno oczekiwany przez kielecką publiczność, spektakl
w reżyserii Jerzego Bończaka zrealizowany w Teatrze Żeromskiego. Bowiem
widzowie mogą liczyć tym razem, po kilku praniach mózgów jakich doświadczyli w Kielcach, na dużą
dawkę… rozrywki. Ma ta komedia kryminalna i swoje drugie mroczne dno, z którego
niekoniecznie wszyscy jednak zdają sobie sprawę.
To sztuka z 1965 roku autorstwa Paula Portnera, przypomniana
w l. 70. XX wieku w USA. Jak się okazało od tego czasu jest grana na
scenach całego świata i jest jedną z najbardziej popularnych propozycji
teatralnych wszechczasów.
Warto się zastanowić jak ta w zasadzie przeciętna literacko
propozycja, niezbyt oryginalna jeśli chodzi o intrygę i… nieco nudnawa, osnuta
na banalnym wątku kryminalnym osiągnęła taki sukces. No jak? Jej fenomen polega
na tym, że jest to pierwsza w historii sztuka interaktywna.
O co w tym chodzi? Po pierwsze ta propozycja, zgodnie z
zaleceniem jej właścicieli, jest zawsze przykrajana (w ramach identyfikacji) do
miejscowej publiczności – stąd i w Kielcach padają ze sceny m.in. nazwy
ulic, okolicznych miejscowości związane z tym miastem. Po drugie aktorzy w
części drugiej wchodzą w dialog z publicznością, wykorzystując znany z wielu
kryminałów schemat – polegający na tym, że prowadzący śledztwo policjant
zatrzymuje wszystkich podejrzanych i rekonstruuje przebieg wypadków, ustalając
kto mógł być mordercą. W tych działaniach przedstawiciel prawa zwraca się do
publiczności.
To widzowie przypominają o pewnych wydarzeniach, których byli
„świadkami” w części pierwszej. Reżyser musi przewidzieć te uwagi, czy pytania
i na tę okoliczność skonstruować kilka alternatywnych mini scenariuszy. Zmusza
to aktorów występujących w takiej propozycji nie tylko do wygłoszenia swojej
kwestii, ale także do częstych improwizacji, bo jak wynika z historii
dotychczasowych inscenizacji widzowie bywają w swoich pomysłach nieobliczalni.
I to oni w końcu głosując decydują kto jest winny. Jak się okazało w Kielcach,
różni widzowie wskazywali na… innego podejrzanego. Chętnie w tym uczestniczą,
bo też… niczego nie ryzykują, nie są „gwałceni”, czy stawiani w roli oprawców
(może co najwyżej dyskretnie ośmieszani) przez twórców przedstawienia,
pozostają w strefie komfortu, mogą za to wyluzować się i błysnąć
spostrzegawczością. I błyszczą.
Jak już napisałem mamy do czynienia z komedią, więc co rusz
widzowie wybuchają zdrowych śmiechem, fakt niekoniecznie wszyscy w tych samych
momentach.
Tzw. ludzkość doczekała się wielu sentencji związanych ze
śmiechem. Jedni myśliciele chwalą tę czynność, inni jej nadmiar uważają za
oznakę głupoty. „I śmiech niekiedy może być nauką,/ Kiedy się z przywar, nie z
osób natrząsa” – pisał przed laty Ignacy Krasicki. W tej sztuce w Kielcach dość
często ten „śmiech” natrząsa się jednak z osób. Jednym z głównych bohaterów tej
propozycji jest Antoni (energetyczna rola Dawida Żłobińskiego), fryzjer gej.
Twórcy spektaklu niemiłosiernie eksploatują stereotypy związane z wyobrażeniami
o gejach. Niekiedy to przybiera postać dowcipów nie za wysokich lotów. Ale
skoro sama persona Antoniego uważa te okoliczności za śmieszne, to i
publiczność po jakiejś dłuższej chwili na zastanowienie się czy czasem „nie
uprawiają śmiechu nienawiści”, albo jakiejś formy „gejofobii”, też coraz śmielej
sobie porechotuje.
Śmieją się też aktorzy i widzowie z… ludzi z prowincji, a i
śmieją ze stereotypu niezbyt lotnego policjanta niższej rangi (realistyczny
Bartłomiej Cabaj, będzie z nim kreował tę postać na zmianę Łukasz
Pruchniewicz), który zdradza milicyjny rodowód. Śmieją się też ludzie z żony
(pokazująca pazur komediowy, w tej roli dawno niewidziana Teresa Bielińska, gra
na zmianę z Joanną Kasperek), wpływowego lokalnego polityka, która ma
inklinacje do kleptomanii. Fryzjerkę z wdziękiem i lekkością kreowała natomiast
Beata Pszeniczna. Talent komediowy, łatwość w nawiązywaniu kontaktu z
publicznością pokazał także Andrzej Plata, w roli prowadzącego śledztwo
komisarza. Był jeszcze Jacek Mąka, który jakby się zespolił z postacią, także
podejrzanego o dokonanie zbrodni handlarza antykami. Wykorzystano także głosy
Bogdana Gumowskiego i Marka Wtorka z Polskiego Radia w Kielcach. Tylko wciąż
nie wiem, kto zagrał postać zamordowanej słynnej niegdyś pianistki.
Czuć było jednak w tym zabawę, odwieczną ulubioną zabawę elit (polskie też to lubią)… w panów z centrali i prostaczków z
prowincji. Nieśmiertelna zabawa, która nawet doczekała się naukowych refleksji.
Aktorzy w kuluarach chwalili sobie pracę z Jerzym Bończakiem,
chwalili jego profesjonalizm, precyzję z jaką, wykorzystując także swój talent
aktorski, przekazywał swoje oczekiwania dotyczące kreowanych ról aktorom. Mogli
sobie chwilę pograć, nawet jak już wspomnieliśmy, w określonych ramach, bo
ramach, ale także po… improwizować.
W "Anatomy of Crticism" (1957) Northrop Frye omawiając
problematykę związana z obecnością archetypów w literaturze, podsuwa wzorce
fabularyzacji i nazywa je - mythoi. Według tego wzorzec romansowy potwierdza
zwycięstwo dobra nad złem. Tragiczny – zła nad dobrem. Satyryczny
pokazuje panowanie zła i słabość człowieka. Komediowy – chwilowe pojednanie. To
chwilowe pojednanie możemy dostrzec właśnie w „Szalonych nożyczkach”. Lubią to
ludzie, zatem nagrody i festiwale (znając związane z tym praktyki i oczekiwania
jurorów), nie będą udziałem tej propozycji, za to kielecki teatr zyskał maszynę
do robienia frekwencji i dobrego wśród mieszkańców grodu wrażenia.
A teraz o niebezpieczeństwach płynących z tej sztuki. Była
już grana tysiące razy i… utrwala niebezpieczny, wykorzystywany do manipulacji
społecznej projekt… Antyplatoński projekt. Zdecydowanie sprzeczny z tradycją
cywilizacji europejskiej, która jest ujawniana także chociażby w utworach
giganta utworów kryminalnych Agathy Christie. Ta tradycja jest osadzona na
prawie (o rzymskiej proweniencji), gdzie to śledczy na bazie faktów,
rekonstruują przebieg wydarzeń, posługują się narzędziami logiki i dociekają
tzw. prawdy. Ten spektakl propaguje inną wizję, gdzie pytanie o to co jest
prawdziwe poddaje się głosowaniu. Zostawia się zatem przestrzeń do bełkotyzacji
prawa i negocjuje prawdę, widzianą jako społecznie użyteczne narzędzie. A w
takich okolicznościach głos mędrca i głupca jest niestety liczony
jednakowo. A głos manipulatora wielokrotnie.
Krzysztof Sowiński