niedziela, 10 marca 2013

"Jądro ciemności" - upadek duszy, czy dialektyka pewności?

Niekiedy w ciszy i przez przypadek powstaje coś ważnego, co nie zostanie "dostrzeżone" przez mainstream, może nawet celowo pominięte? Nie będzie przebojem.

Idę - jak się mawia "sobie",  wiele miesięcy po premierze "Jądra ciemności", do kieleckiego Teatru im. S. Żeromskiego w Kielcach.
Po drodze spotykam dziennikarza z "Radia Kielce", w sumie jedynego medium w regionie, o którego uwagę zabiegają wokół nie tylko twórcy.

Może jedynego, (nie żeby nie miało czerwonych plam w przeszłości, pamiętamy te referencje słusznej partii, tę dialektykę pewności),  które się oparło materialnej degradacji zawodu dziennikarza. Nie sprowadziło jego roli - do "pojawienia się" najczęściej nieprzygotowanej, dwudziestoparolatki, z odważnym dekoltem, na utrzymaniu rodziców, pracującej za kilka śmiesznych i upokarzających groszy, marzącej bezpodstawnie o karierze Stokrotki.

Zamieniamy kilka słów. Dziennikarz sądził, że idę na premierę do Teatru Kubuś, kiedy prostuję, jest lekko zdziwiony - bo w sumie po co chodzić do teatru nie na premiery? Już wszystko przebrzmiało, spektakl oceniony, opisany i przeżuty... A ja uparcie... Ostrzegł mnie - "to momentami irytująca sztuka".

No miał rację, długimi momentami, tyle, że... nie nudzi. Zasługa to aktorów - Edwarda Janaszka, Macieja Pesty, Andrzeja Platy, wcielających się wciąż, w spektaklu, w nowe postaci. Może najbardziej zaskakujące jest obsadzenie białego dryblasa, o jasnych włosach i oczach, niczym prosto z "Main Kampf", w roli... 12-letniego czarnego chłopaka (Maciej Pesta). Świetna kreacja, być może z podwójnym dnem? A może to tylko moja nadinterpretacja, widza marzącego o teatrze - zwierciadle współczesnego gościńca?

Podobno reżyser (Szymon Kaczmarek) zapowiadał, że to rzecz, która odkrywa prawdziwe oblicze Afryki, i że nie jest to kraina mlekiem i miodem płynąca. Jeśli tak, to nie wiem na jakiej podstawie sądził, że tak - my publiczność uważamy? Chybił.
O "W pustyni i w puszczy" dawno zapomnieliśmy. Murzynka  Bambo nikt już nie czyta. Afryka to m.in. "Heban", o którego autorze coraz więcej smutnych rzeczy do nas czytelników dociera po latach, Afryka to "legendarne" zdjęcie umierającego z głodu, na spalonej ziemi dziecka, za którym czai się sęp... To narody mordujące się przy pomocy maczet. To... przemilczane dziś ucieczki "białych" z RPA. Coetzee... Pokłady uranu... Czy to wszystko wstrząsnęło światem? No nie bardzo.
Odsyłam do tekstu o moim przyjacielu Dramanie z Mali.
http://bezprzeginania.blogspot.com/2013/01/draman-z-mali-ja-z-polski-z-kieszeniami.html

Coś teraz powiniem napisać o Josephie Conradzie... Mapkę prowadzącą do skromnego grobu pisarza w  Canterbury, można tam dostać w informacji turystycznej.
Niby na podstawie jego "Jądra ciemności", jest oparta rzecz w Kielcach. Ale nie oszukujmy się, ilu oglądaczy, (może ten chłopak z wyeksponowanymi bicepsami, który wziął dziewczynę na pierwszą randkę, właśnie na "coś" do teatru), nie wspomnę o recenzentach, zna opowiadanie Korzeniowskiego?  Pisarza o którym teraźniejsi Anglicy, w pubie w Bishopsbourne, mówią - "Był tu taki. Jego dom, to któryś z tych koło kościoła".

Więc, zdaje się można i bez Josepha Conrada... W sumie, to może tylko taki wabik, że to niby zajmujemy się trudną sprawą - wybitnym dziełem sztuki, psychologią i moralizowaniem. Takie kilka punktów po stronie plus, już na początku. Koturny pod bose stopy. Niekiedy szkielet na którym snujemy swoją opowieść. Tkankę, którą wypełniamy nieznośną, boleśnie milczącą, pustą - czaso-scenę.

Na początku aktorzy, opowiadają o historii Konga, gdzie się dzieje akcja, choć tak naprawdę spektakl zbudowany jest z luźnych fragmentów, czyli tylko zawsze fragment, jak rzekł niegdyś inny stary mistrz - Tadeusz Różewicz. O tym, że Europejczycy, podbili te tereny, a z ich mieszkańców uczynili niewolników, niepokornych zakuwali w łańcuchy, obcinali dłonie, zabili połowę populacji. Osiem mln ludzi. Osiem. Statystyka... Pewien mędrzec, językoznawca, polityk minionej epoki, miał na jej temat pragmatyczne zdanie. Po cichu - tego nas nauczyło doświadczenie - jak sadzę, podzielamy tę opinię

No i teraz my, niby biali ludzie mamy się bić w piersi, bo my to uczyniliśmy. A w tyle słychać gromkie, "Nigdy więcej" współczesnych zawodowych specjalistów od sumień i skrzywdzonych mniejszości. I od biedy oczywiście.
"My to uczyniliśmy! My!"  Czyli ma się rozumieć - Wy...
Prawda? 
A jednak tego nie zrobił tzw. biały człowiek, tylko tzw. elity. Elity, które dorobiły się gigantycznych majątków na handlu niewolnikami, na eksploatacji nie tylko Afryki. Elity, których potomkowie są... nadal elitami i są tak wpływowe, że można przeczytać tylko hagiografie na ich temat. Od czasu do czasu widzimy następną generację - jak otworzy jakąś znaczącą szkołę, (jej absolwenci, pośpiewają z partytury elit), przytuli do miejsca z sercem dziecko, zatroska się o nadmiar dwutlenku węgla, o zasoby wody, kurczące się miejsce na planecie.
Elity dla których przemoc, to tylko narzędzie, mało estetyczny epizod, a nie upadek duszy.
Elity, które... za nic miały życie ludzkie, białe życie także. Podobno w skutek szkorbutu i innych chorób związanych z niedożywieniem, w czasach Conrada, zmarło około 1 milion żeglarzy. Podobno już od dawna elity wiedziały, że to brak witaminy C, powoduje tę gigantyczna liczbę zgonów, nawet wiedziały jak temu zaradzić (kiszona kapusta, którą już ze sobą brali Wikingowie) i... nic... Nie wiele znaczyło ludzkie życie. Nie wiele znaczy. Cóż się zmieniło? Zatem dobra rada - cieszmy się z życia, póki czas.

Mylił się poeta, pisząc, że najważniejsza jest odwaga. Oj mylił. Więc idźcie i bądźcie rozsądni.
Bądźcie rozsądni, to może... przypadnie Wam jakiś kęs współczesnego Kongo... Tylko bądźcie rozsądni...To pozwoli Wam być może przeżyć. W końcu rozsądni, są niezbędni... elitom.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz