Kanoniczny tekst, dukt zdań dostojnych, kompletnych,
tak obcy teatrowi postdramatycznemu, rewelacyjny Wojciech Niemczyk jako Narrator,
świetna gra pozostałych aktorów, do tego zjawiskowa scenografia Magdaleny
Musiał, a całość w Teatrze Żeromskiego z taktem wyreżyserowana przez Michała Kotańskiego.
Aż mi się żal zrobiło, że nie miałem dziadków ze wsi. Tylko z Kielc, którzy później migrowali do... Auschwitz.
To wszystko pokazuje, że nawet spektakl bez „początku,
środka i końca” – czyli Arystotelesowskiego mimetyzmu może zachwycić kielecką
publiczność, usytuowaną gdzieś na szlaku między Krakowem a Warszawą. Wystarczy
jej tylko w „przedakcji”… nie opluć.
„Nie ma ważniejszego nurtu polskiej powojennej prozy niż nurt
chłopski, skodyfikowany przez Henryka Berezę w Związkach naturalnych,
kanonicznie opisany przez Andrzeja Zawadę w książce Gra w ludowe” – powiada Dariusz Kulesza. Jak
zauważa ten badacz, po zagładzie inteligencji polskiej w czasie II wojny
światowej, nastąpiła wielka migracja ze „wsi do miasta”. Podkreśla on ponadto,
że dokonała się zmiana świadomości narodowej; dawna Polska miała rodowód
szlachecki, wywodziła się ze „szlacheckiego Soplicowa, z epickiego Pana
Tadeusza, z Mickiewiczowskiego głównie romantyzmu, […] powojenna Polska
jest ze wsi”. Wskutek tego pojawiła się szeroka reprezentacja pisarzy wywodzących
się ze wsi, podejmujących tematykę związaną z rodzimym środowiskiem. Warto w
tym miejscu wspomnieć Juliana Kawalca i jego najsłynniejszy utwór Tańczący jastrząb, gdzie pisarz pokazuje
„tragizm osób porzucających wieś, wykorzenionych, niezdolnych odnaleźć się w
nowej przestrzeni, w nowym świecie, w mieście”. Innym ważnym reprezentantem
nurtu wiejskiego jest Tadeusz Nowak, który w A jak królem, a jak katem będziesz podejmuje temat „utraty i
odzyskiwania świętego, wiejskiego uniwersum”.
Ten nurt reprezentuje także
kielczanin ś.p. Jan Krzysztofczyk, którego dwie jednoaktówki Podział i Święcone na pół wystawił przed laty Teatr S. Żeromskiego w
Kielcach.
Jednak zdaniem Kuleszy arcydziełem, największym osiągnięciem powojennej literatury polskiej jest Kamień na kamieniu (1984) Wiesława Myśliwskiego. Tą powieścią – dowodzi ten badacz – „Myśliwski zamknął nurt chłopski polskiej prozy”, przekroczył go dzięki „epickiemu talentowi”.
A wyznaczył tą powieścią nurt „autotransgresyjny” – czyli taki którego postaci same wymyślają sobie rozwój. Warto dodać, że motyw stworzenia lepszego świata dla następnego pokolenia, wcześniej niż Myśliwski, wprowadził też pisarz z naszego regionu Józef Morton w powieści Spowiedź (1937). Jeden z bohaterów utworu stary Okła „chce, aby jego syn został <panem> […]”.
W 1996 roku ten Myśliwski wydał jednak kolejną powieść, znowu arcydzieło polskiej literatury – jest nią Widnokrąg. Jej bohaterem jest Piotr, który wspomina przeszłość – swoich dziadków, wujków, stryjenki i rodziców. Zwykłe, niezwykłe życie.
Adaptacji powieści dokonał Radosław Paczocha. Główną postać, Narratora zagrał Wojciech Niemczyk, który przez ponad trzy godziny przebywał na scenie i ogniskował uwagę widzów, a musiał do tej roli nauczyć się stu trzech stron z powieści! W tej inscenizacji reżyser Kotański zamiast linearności zręcznie zapętlał fabularny czas. W ostateczności dostajemy hipnotyczne koło i kółka wiecznego powrotu – z ich radościami i cierpieniem. Chociaż mało w tym odoru ciężkiej pracy, a więcej zapachu jabłoni. Całość rewelacyjnie wygląda plastycznie za sprawą Magdaleny Musiał i Jakuba Lecha odpowiedzialnego za projekcje.
W zasadzie powinienem już przestać pisać i szczerze powiedzieć – idźcie do teatru zobaczcie to sami! Nawet jak nie uda Wam się zdekodować sensów zawartych w tym spektaklu (jeśli takie zawiera), to i tak urzeknie Was jego magiczny dukt. I zapewniam, że będziecie płakać kiedy np. Piotr będzie żegnał się z matką, niezależnie od tego, czy to kreacja „zapośredniczona”, czy "bezpośrednia", „postępowa”.
Ale jeszcze muszę coś w swoim stylu. Nie jest to tylko nostalgia za krowami i przestrzenią łąk. Za chłopskością. Jest to także opowieść o poszukiwaniu tożsamości. Może jeszcze nie w obliczu bliskiej śmierci (chociaż niepokojąco wygląda ostatnia scena, kiedy Piotr kładzie się i przykrywa kocem Wujka Władka (niesamowita rola Dawida Żłobińskiego!), który „niedawno” odszedł, a spogląda na niego własny, syn tak jak niegdyś Piotr spoglądał na własnego ojca), ale z perspektywy awansu, który się dokonał.
Patrzymy na przeszłość – jak pisze M. Dąbrowski w Autobiografii, czyli próbie tożsamości – „na te lata z intelektualną wyższością człowieka historycznego, człowieka świadomego, ale zarazem tęsknimy za nimi, gdyż właściwa była im siła moralna, prawda i czystość”.
Aczkolwiek badacze uważają, że awans ze wsi do miast już się zakończył. Ja jestem głęboko przekonany, że awans nadal trwa. Wciąż go obserwuję. Partia chłopska niedawno straciła władzę. Wielu jej beneficjentom zagraża utrata stanowiska, dużych pieniędzy do których przywykli, prestiżu. Jakże powiedzieć w rodzinnej wsi o tym? Jakże? Trwają targi, podchody, umizgi, przetasowania, powstają nowe sojusze. Także… w przestrzeni teatru.
Jeden z liderów chłopskich codziennie rezonuje globalistyczne frazeso-dogmaty.
A pod śniegami, jak wyrzut sumienia leżą gnijących miliony ton chłopskich jabłek.
Także pod Sandomierzem Myśliwskiego.
Jeden z liderów chłopskich codziennie rezonuje globalistyczne frazeso-dogmaty.
Stara się o reelekcję do europarlamentu.
Już dawno zapomniał, że życie bierze się nie z "zarządzania" masami, ale ciężkiej pracy.
A pod śniegami, jak obraza boska, leżą gnijących miliony ton chłopskiego znoju.
Nadal są ci, którzy płacą cenę – nadal porzucają swoją cywilizację, jej etykę, przyjmują kryteria obcej – i nadal sumienie z tego powodu w nich zgrzyta. Ale jeszcze jedno jak sądzę pokolenie – i już przestanie.
Widnokrąg Kotańskiego jest o tych, którym jeszcze nie przestało.
I na koniec aktorzy… Jak tu napisać, że wszyscy byli rewelacyjni. Znowu standardowe słowa? Kalki recenzji. Powiem tak – chylę swoją czapkę.
Krzysztof Sowiński
Jednak zdaniem Kuleszy arcydziełem, największym osiągnięciem powojennej literatury polskiej jest Kamień na kamieniu (1984) Wiesława Myśliwskiego. Tą powieścią – dowodzi ten badacz – „Myśliwski zamknął nurt chłopski polskiej prozy”, przekroczył go dzięki „epickiemu talentowi”.
A wyznaczył tą powieścią nurt „autotransgresyjny” – czyli taki którego postaci same wymyślają sobie rozwój. Warto dodać, że motyw stworzenia lepszego świata dla następnego pokolenia, wcześniej niż Myśliwski, wprowadził też pisarz z naszego regionu Józef Morton w powieści Spowiedź (1937). Jeden z bohaterów utworu stary Okła „chce, aby jego syn został <panem> […]”.
W 1996 roku ten Myśliwski wydał jednak kolejną powieść, znowu arcydzieło polskiej literatury – jest nią Widnokrąg. Jej bohaterem jest Piotr, który wspomina przeszłość – swoich dziadków, wujków, stryjenki i rodziców. Zwykłe, niezwykłe życie.
Adaptacji powieści dokonał Radosław Paczocha. Główną postać, Narratora zagrał Wojciech Niemczyk, który przez ponad trzy godziny przebywał na scenie i ogniskował uwagę widzów, a musiał do tej roli nauczyć się stu trzech stron z powieści! W tej inscenizacji reżyser Kotański zamiast linearności zręcznie zapętlał fabularny czas. W ostateczności dostajemy hipnotyczne koło i kółka wiecznego powrotu – z ich radościami i cierpieniem. Chociaż mało w tym odoru ciężkiej pracy, a więcej zapachu jabłoni. Całość rewelacyjnie wygląda plastycznie za sprawą Magdaleny Musiał i Jakuba Lecha odpowiedzialnego za projekcje.
W zasadzie powinienem już przestać pisać i szczerze powiedzieć – idźcie do teatru zobaczcie to sami! Nawet jak nie uda Wam się zdekodować sensów zawartych w tym spektaklu (jeśli takie zawiera), to i tak urzeknie Was jego magiczny dukt. I zapewniam, że będziecie płakać kiedy np. Piotr będzie żegnał się z matką, niezależnie od tego, czy to kreacja „zapośredniczona”, czy "bezpośrednia", „postępowa”.
Ale jeszcze muszę coś w swoim stylu. Nie jest to tylko nostalgia za krowami i przestrzenią łąk. Za chłopskością. Jest to także opowieść o poszukiwaniu tożsamości. Może jeszcze nie w obliczu bliskiej śmierci (chociaż niepokojąco wygląda ostatnia scena, kiedy Piotr kładzie się i przykrywa kocem Wujka Władka (niesamowita rola Dawida Żłobińskiego!), który „niedawno” odszedł, a spogląda na niego własny, syn tak jak niegdyś Piotr spoglądał na własnego ojca), ale z perspektywy awansu, który się dokonał.
Patrzymy na przeszłość – jak pisze M. Dąbrowski w Autobiografii, czyli próbie tożsamości – „na te lata z intelektualną wyższością człowieka historycznego, człowieka świadomego, ale zarazem tęsknimy za nimi, gdyż właściwa była im siła moralna, prawda i czystość”.
Aczkolwiek badacze uważają, że awans ze wsi do miast już się zakończył. Ja jestem głęboko przekonany, że awans nadal trwa. Wciąż go obserwuję. Partia chłopska niedawno straciła władzę. Wielu jej beneficjentom zagraża utrata stanowiska, dużych pieniędzy do których przywykli, prestiżu. Jakże powiedzieć w rodzinnej wsi o tym? Jakże? Trwają targi, podchody, umizgi, przetasowania, powstają nowe sojusze. Także… w przestrzeni teatru.
Jeden z liderów chłopskich codziennie rezonuje globalistyczne frazeso-dogmaty.
A pod śniegami, jak wyrzut sumienia leżą gnijących miliony ton chłopskich jabłek.
Także pod Sandomierzem Myśliwskiego.
Jeden z liderów chłopskich codziennie rezonuje globalistyczne frazeso-dogmaty.
Stara się o reelekcję do europarlamentu.
Już dawno zapomniał, że życie bierze się nie z "zarządzania" masami, ale ciężkiej pracy.
A pod śniegami, jak obraza boska, leżą gnijących miliony ton chłopskiego znoju.
Nadal są ci, którzy płacą cenę – nadal porzucają swoją cywilizację, jej etykę, przyjmują kryteria obcej – i nadal sumienie z tego powodu w nich zgrzyta. Ale jeszcze jedno jak sądzę pokolenie – i już przestanie.
Widnokrąg Kotańskiego jest o tych, którym jeszcze nie przestało.
I na koniec aktorzy… Jak tu napisać, że wszyscy byli rewelacyjni. Znowu standardowe słowa? Kalki recenzji. Powiem tak – chylę swoją czapkę.
Krzysztof Sowiński