czwartek, 14 lipca 2022

Klasztor i kobieta i.... ngo

 

To książka, której Państwo zapewne nigdy nie przeczytacie. Macie nikłe szanse wziąć ją w swoje ręce. Jest unikatowa (pierwsze wydanie). Mowa o „Klasztorze i kobiecie” publikacji z 1929 roku autorstwa Stanisława Wasylewskiego.

Dlaczego po nią sięgnąłem? Po pierwsze – bo jest napisana pięknym polskim językiem. Po drugie – bo może być jednym z przyczynków do snucia narracji o feminizmie, po trzecie – bo wiele cech dawniejszych Polaków opisanych przez Wasylewskiego, możemy obserwować i dziś.

Najpierw o języku. To rzecz pisana lekkim, archaizującym językiem, można ją jednak uważać za traktat historyczny, odwołuje się bowiem do obszernej bibliografii. Ponadto zawiera 9 drzeworytów i 8 inicjałów artysty Władysława Skoczylasa, grafika (wybitnego drzeworytnika), malarza, a także pedagoga działającego w Warszawie w latach dwudziestych XX wieku. Te grafiki są plastyczną egzemplifikacją wątków poruszanych w tekście traktatu.

Głównym tematem publikacji jest los kobiet, które trafiły do klasztoru. „Dopiero za trzy wieki pobije król Jagiełło Krzyżaki pod Grunwaldem. Jeszcze nie masz wcale na świecie Warszawy. Gdańsk jest mizerną osiedlą rybaków […]” – pisze, a raczej wiedzie swą gawędę Wasylewski o prapoczątkach zjawiska. Wspomina także, o losie kobiety przed przyjęciem przez Polskę chrześcijaństwa. Wbrew panującym mitom, nie był zbyt ciekawy. Właśnie teraz wbrew prawdzie historycznej coraz bardziej popularne są narracje o tym, że człowiek w tym kobieta, najbardziej byli szczęśliwi  właśnie w warunkach jakie panowały np. w Polsce przed czasem panowania Mieszka I.

Właśnie przyjechał do Polski Juwal Noach Harari (główny ideolog globalisty serwującego nam pod pozorem pandemii sanitaryzm, prowadzący ku komunizmowi cyfrowemu, Klausa Szwaba) – izraelski historyk i profesor na Wydziale Historii Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, autor wykreowanych przez main stream bestsellerów „Sapiens: od zwierząt do bogów”, „Homo deus: krótka historia jutra” i „21 lekcji na XXI wiek”. To jego właśnie z nabożną czcią przywitał sam Mateusz Morawiecki, premier na co dzień uchodzący za prawicowca i konserwatystę. A jako taki powinien zdystansować się od izraelskiego ideologa, który m.in. uważa, że człowiek nie jest już tajemniczą istotą, obdarzoną m.in. wolną wolą tylko zwierzęciem, które „można hakować”… Ba nawet trzeba. A rządzić takimi powinna wąska grupa ludzi – o statusie homo deus (oczywiście to m.in. on należy do tej grupy). W istocie mamy tutaj do czynienia ze znanymi nam z  przeszłości opresyjnymi ideologiami – darwinizmem społecznym, maltuzjanizmem, rasizmem, eugeniką, ale podanymi teraz w nowym „postępowym”, „cyfrowym” opakowaniu. To właśnie Harrari m.in. uważa, że człowiek był najszczęśliwszym, kiedy żył w stanie pierwotnym i ten ideolog proponuje w jakiejś formie powrót do tego stanu zalecając m.in. deindustralizację, zaniechanie tradycyjnej etyki (chrześcijańskiej), logiki (greckiej) i prawa (pochodzenia rzymskiego). Czyli filarów cywilizacji łacińskiej, która wygenerowała m.in. coś takiego jak prawa człowieka.

A jaki był los kobiet na naszym terenie w epoce przedchrześcijańskiej? „W kolebce już ją kupował [ktoś] lub z kolebki porywał i wienił, czyli brał we wiano, by potem hodować ze zwierzęciem pospołu na niewiastę dla siebie, czy syna […]” – wyjaśnia autor „Klasztoru”. Mówił także, że musiało minąć wiele lat zanim po przyjęciu chrześcijaństwa zaniechano procederu handlu kobietami. „Nie wywiodło to kobiety z niewoli, wprowadziło raczej do nowej” – pisze. Z ręki mężczyzny-wojownika, kobieta często też trafiała (tak pozbywali się często „nadmiaru” córek rodzice) w ręce mężczyzny opata. „Zaszyli ją w kaftan owczej wełny. […] Miała odtąd pełnić najtwardszą posługę. […] I najpokorniej słuchać” – poetycko, ale dosadnie referuje Wasylewski.  Zakonnice były poddawane przemocy, często bite do krwi, bo uważano, że „ciało kobiety jest osiołkiem duszy i mieszkaniem szatana”. […] „Bo nie raz bywało tak, że niejednego z ojców świętobliwych nagle zła siła porwie i mimo chęci niesie aż prościutko w panieńskie dormitarze, gdzie go potem do niektórych grzechów śmiertelnych przymusza”.

Nota bene autor publikacji wywodzi, że słowo kobieta pochodzi od „kobi”, czyli wróżenia.

Z czasem klasztory zmieniały się i stały się także miejscem ucieczki kobiet, jak wylicza historyk: „Z łożnic małżeńskich i z pod rodzicowej przemocy, od kołowrotów rozpusty […]”. A oddanie córki do klasztoru, było dla szlachty okazją do podniesienia familijnego prestiżu.

W czasie różnych burz dziejowych, których w minionych wiekach było aż nadmiar, takich jak np. wojny niestety klasztory były niszczone, a zakonnice często gwałcone i mordowane.

Rosła ich rola, nie tylko wykonywały proste prace jak pranie, gotowanie, zajmowały się zwierzętami hodowlanymi i pracami rolniczymi, ale te zdolniejsze były także wykorzystywane do przepisywania ksiąg, tworzenia pięknych ornamentów. Poza tym sprawowały ważną rolę społeczną, jak przytacza Wasylewski „Kobieta jest furtką przez którą piekło w duszę człowieka trafia, zaś zakonnica dziewica boża, to zatyczka, która furtkę podpiera”. Niektóre tak się poświęcały, że latami mieszkały w domkach pustelniczych (XIII wiek) . „Przez te otwory siostra służebna wstawia pokutnicom co rano jadło liche, pokutne […]”.

Obwiązywały je surowe zasady. Miały min. „w sobie mieć” m.in. „ciężkość postawy ciała (!), stałość i mocność w uczynkach, czy rozpusty się warowanie”.

Mamy także przekazy, że kiedy w Prusach zapanował protestantyzm, tam wiele sióstr m.in. w Gdańsku, nie chciało wrócić do świeckiego życia. Były tego też i prozaiczne przyczyny – w klasztorach miały co jeść, miały swoje bezpieczne schronienie.

Do dziś wśród nas są siostry zakonne, np. w regionie Świętokrzyskiem, mamy kilkanaście różnych zgromadzeń. Co robią? Prowadzą szkoły, przedszkola, noclegownie, domy opieki tak dla dzieci, jak i dorosłych, pracują w hospicjach. Są m.in. nauczycielkami, psychologami, pielęgniarkami i etc.

Wasylewski, co istotne, opisuje także lata reformacji w Polsce, pisze: „Jakiś dziwny, z tajemniczych źródlisk jął obejmować Polskę i roziskrzał temperamenty. Niczem piwem dubeltowem, upił się szlachcic reformacją. […] Chadzały skroś Rzeczypospolitej persony przedtem nieznane”.

„Przez dzień nieomal, tak nagle, dokonała się wielka przemiana w naturze Polaka XVI-go wieku” – dodaje. […] Zaczęły się swary i pogwarki, a wreszcie bijatyki po dworach i sejmikach, o to, komu dać kreskę, Chrystusowi Panu, czy staremu Bogu Ojcu?”.

Czyż te czasy nie przypominają współczesnych sporów Polaków? Czy nie są świadectwem działalności wówczas pierwszych w Polsce organizacji typu „ngo”, których celem było i wówczas realizacja odwiecznego  devide et impera, zasady wzniecania wewnętrznych konfliktów wśród swoich wrogów? „Musimy podzielić Polskę na tak wiele różnych grup etnicznych, na wiele części i podzielonych grup jak to jest tylko możliwe” – zalecał Heinrich Himmler w swoim ściśle tajnym memorandum („Traktowanie Obcych rasowo na wschodzie”, 1940) i nie robił tego z troski o Polaków.

Jeśli przyjrzymy się uważnie naszej rzeczywistości spostrzeżemy, że dzielenie to nadal skuteczna i niezaniechana metoda walki. Niestety.

Krzysztof Sowiński

PS. Egzemplarz książki pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz