środa, 25 listopada 2015

Epoka nowa jest tuż tuż”....






Śmierć jest jedynie przebudzeniem ze snu”.
Platon

Wielu ludzi pyta mnie - już nie jakim był człowiekiem, ale - jakie poglądy (smutny znak czasu) miał Piotr Szczerski: lewicowe, czy prawicowe? Ostatnio przypisywano mu najczęściej, z naganą w głosie – te drugie. Moim zdaniem Piotr stał ponad tą – mówiąc nieco językiem Zbigniewa Herberta - parcianą dychotomią, tak zręcznie implementowaną nam (chcąc nas dzielić) przez współczesnych inżynierów ludzkich dusz.

A ci jednak przestali już dawno być nie tylko pisarzami, albo twórcami czegokolwiek, ograniczają się do produkowania służebności wobec ludzi najpotężniejszej z władz i do rezonowania poprawnościowych sloganów, kiedy nadchodzi właściwy moment. Piotrowi obca była taka postawa, nawet jeśli błądził i mylił się w swoich zamierzeniach, robił to zawsze na swój rachunek i nie „wykręcał” się nigdy tanim sofizmatem. A co najważniejsze nigdy (jak sądzę, cóż... to tylko są moje i tylko moje spekulacje na jego temat, których źródłem były nasze wspólne kontakty) – nie posługiwał się kategorią „rozsądku”, której ja szczerze osobiście najbardziej ze wszystkiego nienawidzę, widząc w tym bezpośrednią drogę do konformizmu, do „układania się”... kosztem innych - a to jest zarzewiem wszelkiego nieszczęścia, który toczy świat w skali globalnej.

Na naszych oczach, uszach i językach trwa współczesny zaciekły i nie nowy przecież spór o idee, nazywane także niekiedy uniwersaliami, czy powszechnikami. Piotr wsłuchiwał się w ten spór, ale – jako artysta – nie tylko w sensy wypowiadanych zdań, ale reagował także na ich formę i  temperaturę. Obca mu była podwójna etyka - jedna dla „swoich”, druga dla „innych”, w sporze o wartości opowiadał się za tymi niezmiennymi, być może zredukowanymi, ale zmiennie niezmiennymi (czym jestem starszy, to zdaje się bardziej oddaję honor Parminidesowi). By na koniec zaufać współczesnemu platonizmowi, czyli chrześcijańskiej wersji tej wizji uniwersum. Niektórzy uważają, że dał się będąc już u schyłku życia,  łamany przez chorobę „omotać czarnym”, jak się często nazywa w naszym kraju kapłanów obrządku rzymsko-katolickiego, kraju tak bardzo przecież z lewej i prawej strony miłującego „wykluczonego”, czy „bliźniego” i – przyjął z tego co słyszałem chrześcijańskie sakramenty. Moim zdaniem to wydarzenie było tylko prostą konsekwencją jego poglądów. I nie tylko ich, ale i towarzyszącego mu przeczucia, które wymyka się spekulacjom rozumu - transcendencji.

Według tradycyjnych odczytań, noszących piętno relatywizmu, naniesionego przez wykoślawiony marksizm (według czego lewicowość, to jest to, co pozwoli „naszym” zawsze wylądować na czterech łapach), Platon „wierzy” w „swoje” formy (idee) i jest twórcą totalitarnej propozycji. A jednak Voegelin w swoim wspaniałym studium na temat autora „Dialogów”, podsuwa nam inne tropy – prawda jest czystą logiką, wyłania się w opozycji do fałszu, a fałsz wobec prawdy. Takie postrzeganie było (choć czytał wiele, ale nie akurat Voegelina) dla Piotra oczywiste i nie dał się nigdy zwieść „zaciemniaczom” sensów. Coś co i można zdefiniować z biedy jako „konserwatyzm”, było w istocie u niego wołaniem o przyzwoitość.

Podziwiałem Piotra w zasadzie za trzy rzeczy – za ten rodzaj słuchu, który mu pozwalał wysłyszeć szybciej niż innym nawet wyobrazić sobie, każdy fałsz jaki rozgrywał się w przestrzeni publicznej, a zwłaszcza w tzw. polityce i szeroko pojętej sztuce. A ta druga (o trzeciej napiszę przy innej okazji), to odwaga z jaką nie patrząc na poprawności polityczne i obyczajowe – te fałsze komunikował.

Szybko dostrzegł, że coś nie jest tak z naszą zmianą ustrojową, która jakoby dokonała się w 1989 roku, choć widział tam ludzi godnych szacunku. W artystycznej formie wyraził swój sprzeciw wobec tego w „Hemarze”. „Ruszył” w tym spektaklu niektórych ze „świętych” main streamu, uczłowieczył, pokazał ich mroczne zakamarki, sprzeciwił się monolitycznemu obrazowi tych postaci i tak troskliwie przez 25 lat budowanym hagiografiom. O nie! Nie zyskał aplauzu. Ale... osiągnął jedno - ukazał, kto w istocie buduje współczesne narracje. Pokazał, że wbrew pozorom i sloganom o „postępie” i „nowoczesności”, które wokół słyszymy, trwa cicha, ale konsekwentna i brutalna walka o władzę nad historią, o jej interpretację, o zachowanie status quo.

Następnym etapem jego niezgody był „Kordian”. A powstawał, kiedy wyśmiewano wokół nawet samą myśl o jakimś zagrożeniu w Europie, a ethos bohaterstwa uważano za objaw abberacji umysłowej, powtarzając zaklęcia o współczesnych sojuszach i „wolnym rynku”. „Kordian” to dramatyczny głos Piotra w sprawie Polski, Polski współczesnej w którym pokazuje z całą jaskrawością, już bez ubierania w jakiekolwiek woale – miałkość naszej klasy politycznej i niepewność jutra. Co zdaje się (choć nie przeceniajmy, aż tak wpływu sztuki i twórców), też nie mogło się szczególnie spodobać, zwłaszcza tej grupie, która „uwierzyła” w „koniec historii”, więc i w „naturalny” koniec tzw. narodów. „Uwierzyła” i czerpie konkretne korzyści ze swojej wiary.

Summa summarum „Kordian” pojawił się, akurat w tym momencie, kiedy zagrożenia dla Polski stały się aż nazbyt realne.
Niegdyś Wojciech Młynarski napisał m.in. :
„Drugi inżynier twarz pełną natchnienia
I wzrok miał pełen błysków absolutu
Rzekł: "Wszczepmy duszy prototyp sumienia
Które w ogóle nie robi wyrzutów
Kładę na szalę potęgę mej wiedzy"
- Gulgotał głosem jasnym i ochoczym -
"No po co sumieniu wyrzuty, koledzy
Po co wyrzuty, kiedy nie ma po czym?"

Piotr podzielałby zapewne niepokój „tamtego” Młynarskiego. Nie chcę powiedzieć, że ten kielczanin z Krakowa – górnolotnie - był strażnikiem sumienia, ale na pewno był czuły na ten aspekt. Jak powiedział bowiem Paweł Sanakiewicz o Piotrze Szczerskim i była to dla mnie najpiękniejsza przemowa, o jakiej za życia mógł sobie pomarzyć, każdy człowiek, który odszedł i jego będący jeszcze chwilę tutaj bliscy: „Był to przyzwoity człowiek”. Piotr dostrzegał bowiem, że „wyrzuty sumienia”, są częścią naszego ludzkiego istnienia i powodują, że... ten świat jest wart tego cierpienia jakie na nim się rozgrywa.
W tym samym tekście („Inżynierowie dusz”), dodał Młynarski:
„Epoka nowa jest tuż tuż”...

Dziś kiedy powoli dostrzegamy różne niewidzialne ręce i tę współczesnych inżynierów dusz, pokłońmy się Piotrowi Szczerskiemu, który przeczuł ją już w teatrze „wczoraj”. Bo na serio traktował sentencję o tym, że do tego miejsca nie wchodzi się bezkarnie.

A już na koniec... Nawet jeżeli by miało się okazać, że mylił się Platon twierdząc, że  Śmierć jest jedynie przebudzeniem ze snu”, jestem wdzięczny Piotrowi za jego obecność TUTAJ, choćby i nawet to TUTAJ, też nie istniało. Więc dobrze było sobie z nim tę chwilę, której nie było - „ponieistnieć”.

Krzysztof Sowiński