środa, 23 marca 2022

Kołacze się duch Goebbelsa

 


„Nie ma czegoś takiego jak posłuszeństwo

w sprawach moralnych i politycznych”.

Hannah Arendt

Niedawno filharmonia w Kielcach, za przykładem kilku instytucji kultury w Polsce ogłosiła, że nie będzie grać utworów rosyjskich kompozytorów. Patrzeć tylko jak jakieś kierownictwo znaczącej w regionie biblioteki zacznie publicznie palić książki: Dostojewskiego, Tołstoja, Bułhakowa, czy Sołżenicyna, a uniwersytety likwidować wydziały rusycystyki.

Jak widać nasza cywilizacja personalistyczna znowu przegrywa z kolektywistycznymi (nota bene „Putin” także reprezentuje kolektywistyczną). I w rezultacie te drugie wprowadzają obcą nam, sprzeczną z Prawami człowieka - odpowiedzialność zbiorową.

Żeby kogoś potraktować „nie po ludzku”, większość z nas musi najpierw tego kogoś odczłowieczyć, sprowadzić przynajmniej do roli gospodarskiego zwierzęcia (np. nazwać „bydłem”, albo przynajmniej „antyszczepionkowcem”), w najgorszym - przedmiotu. Później tempo przemocy wobec „wroga” może już bez problemu nabrać „przemysłowego” rozmachu. Pisała o tym dziś już w archetypicznym „Eichmannie w Jerozolimie: rzeczy o banalności zła” (1963) żydowska filozofka Hannah Arendt. Wydaje się jednak że na próżno. Ci bowiem co czytali nie wyciągnęli z tej lektury wniosków, albo nie chcieli wyciągnąć, a ci co nie czytali dają się wciągać w powtórkę z historii.

Ustalmy jeszcze jedno - o wojnach decydują światowe elity, a nie przysłowiowi „Janusze” z konkurujących ze sobą stron. „A na wojnie świszczą kule,/ Lud się wali jako snopy,/ A najdzielniej biją króle,/ A najgęściej giną chłopy” – zauważyła już w 1885 roku Maria Konopnicka. Beneficjentami i tej niewątpliwie będą współcześni „króle” czyli - globalne elity.

Nie oszukujmy się – TA, to to tzw. wojna hybrydowa, w której m.in. „lenników” napuszcza się na wielkiego konkurenta. Ledwo i my parę dni temu wy-MiG-aliśmy się (na jak długo?) z losu przypisanego Ukrainie. Przypomnijmy - administracje UK i USA namawiały „nas” do przekazania stronie ukraińskiej dziewięciu wojskowych odrzutowców, same zaś nie chciały tego zrobić żeby się nie narazić na odwet… „Putina”!

Zorkiestrowane media właśnie rysują obraz świata porządku prawnego i „demokracji”, walczącego z rosyjskim imperium „zła”. Nagle z dnia na dzień przywódca państwa oligarchicznego, o czym nie raz mówiły massmedia, stał się demokratą. A przywódca Rosji przestał być człowiekiem „dialogu” i teraz stał się „chorym psychicznie”. Zaś skompromitowane do dna WHO, w cieniu toczącej się wojny, na bazie prognozowanych kolejnych „pandemii” kontynuujące tworzenie globalnego rządu, nadal niezmiennie produkujące cyfrowe-kajdany paszportów „kowidowych”, uzurpujące sobie prawo do decydowania o naszym zdrowiu i życiu, w tym jego długości - znowu jest godną zaufania instytucją reprezentującą świat „demokracji” i „wolności”. A rząd w Polsce, który wdrażał łamiący Konstytucję sanitaryzm, ten totalitaryzm XXI wieku… tylko zyskał na popularności! Czy czasem „Putin” nie spadł im jak z nieba?

Teraz te same media, które już dwa lata wbijają nam goebbelsowskim młotkiem w głowy fałszywe propandemiczne narracje, „zapomniały” o nich (z „obostrzeń” jednak rząd nie zrezygnował, nawet wobec 1.5 milionowej do Polski emigracji) – i w niekończącej się serii produkują dla nas, dla naszego użytku, odczłowieczające „wrogów” stygmaty. A kto się nie godzi na to - jest obrzucany prymitywnymi inwektywami typu „ruska onuca”. Bowiem nie wystarcza mediom tylko potępienie wojny. I dziwnie jakoś te nie nawołują do jak najszybszego porozumienia wrogów.

„Bez względu na rodzaj reżimu totalitarnego[…] żadna odmiana nie mogłaby zdobyć władzy, a na pewno tej władzy utrzymać w krótszym lub dłuższym czasie bez wykreowania w przestrzeni publicznej przysłowiowej figury wroga. […] Dlatego też „produkowanie” obrazów wroga należy zaliczyć do jednego z podstawowych zadań propagandy […]” – wyjaśnia Jacek Wojsław w publikacji „Figura wroga w ideologii propagandzie XX-wiecznych totalitaryzmów”.

„W „Mein Kampf” niemiecki dyktator pisał o potrzebie ujęcia sylwetki wroga w taki sposób, by „przeciwników, nawet bardzo różniących się od siebie, sprowadzić do jednego mianownika” – wyjaśnia E.C. Król („Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu”). Współczesna propaganda idąc tą drogą, np. imputuje społeczeństwom, że ci, którzy mają jakiejś wątpliwości co do interpretacji dziejących się wydarzeń są na pewno „proputino-antyszczepionkowcami”.

Właśnie filharmonia w Kielcach ogłosiła, że nie będzie grać utworów rosyjskich kompozytorów. Patrzeć tylko jak jakieś kierownictwo znaczącej w regionie biblioteki zacznie publicznie palić książki: Dostojewskiego, Tołstoja, Bułhakowa, czy Sołżenicyna, a uniwersytety w Polsce likwidować wydziały rusycystyki. Media przyklaskują!

Właśnie „Polsat” z powodu agresji na Ukrainę „Putina”, uniemożliwia oglądanie (na płatnym kanale) występów wybitnych rosyjskich pięściarzy, czy zawodników MMA (nota bene są to imprezy odbywające się w USA). Zwróćmy jeszcze uwagę, że większość z nich od lat mieszka np. w USA, i są to często ludzie (MMA)… pochodzenia czeczeńskiego. A przecież - wiemy to - ci sportowcy mają taki wpływ na decyzje „Putina”, jak ja na działania np. pana Morawieckiego - na którego zresztą nigdy nie głosowałem i nigdy bym nie zagłosował! W sumie – nikt z wyborców PiS go nie wybierał! A jednak ten jest u władzy i rządzi!

„[…] w wielu krajach funkcjonują nadal, a dzięki coraz większej perfekcji technologicznej mass mediów wręcz rozwijają się w najlepsze praktyki wykorzystujące i doskonalące wzorce, metody i techniki propagandy totalnej. Można więc bez ryzyka wielkiej przesady stwierdzić, że po gabinetach szefów współczesnych agencji PR, marketingu, promocji i reklamy kołacze się duch Goebbelsa, nakłaniając do coraz większych uproszczeń, hałaśliwych nagonek i kłamliwych kampanii” – przestrzega Król. Zdaje się nadaremnie.

Krzysztof Sowiński

PS. Z ostatniej chwili. „Użytkownicy Facebooka i Instagrama z niektórych krajów, m.in. z Ukrainy, Polski i Rosji, mogą - ale tylko w postach dotyczących inwazji Rosji na Ukrainę - nawoływać do przemocy wobec rosyjskich żołnierzy czy nawet życzyć śmierci Władimirowi Putinowi” - informuje WP Wiadomości. Niestety, nie przyłączę się do tego chóru – nikomu nie potrafię życzyć śmierci, nawet politycznym wrogom (nie potrafię też życzyć powodzenia oprawcom, nawet tym stojącym po stronie „sprawiedliwej wojny”). Wolałbym raczej im odebrać raz i na zawsze władzę, którą dzierżą i postawić takich przed niezależnym sądem.

Krzysztof Sowiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz