Ze Stefanem Żeromskim był i jest problem – szokował
przełamywaniem tabu obyczajowego, imponował humanistyczną troską z jaką
opisywał los bliźnich, które kolejne pokolenia sprytnych ludzi nazywają
„lewicowością”. Wymykał się zero-jedynkowym klasyfikacjom. A pełna wiedza o nim
była nieznana przez kilkadziesiąt lat.
Dziś niektórzy z czytelników twierdzą, że
to co było kiedyś atutem jego twórczości
i znakiem rozpoznawczym – bogata metafora, wspaniałe opisy przyrody – są
mankamentem. (Ja bym dodał jeszcze w tych opisach - zachwyt nad kobiecą urodą!)
Dla mnie był jednak tym, który imponował w swoim pisarstwie szczerością. A to
wbrew pozorom bardzo rzadka cecha, nie tylko w jego czasach
Ostatnio miałem okazję widzieć sporo zdjęć pisarza z różnych
okresów jego życia (zbiory MNKi w Kielcach): w szkolnym mundurku, atrakcyjny młodzieniec
(187 cm
wzrostu!), równie dręczony przez
pożądanie jak i gruźlicę (uważający za swoją epoką, że onanizm to grzech
straszniejszy niż wizyta w domu publicznym i kiedy pisze („Dzienniki”) o tym
pierwszym – ze zgrozą w kontekście opowieści o występnym koledze - mieli w
sercu także własny ciężki grzech). Kolejna fotografia - szczupły pan w średnim
wieku nadal przystojny, ze śladami choroby, już z przerzedzoną znacznie
czupryną, ale nadal z błyskiem w oku, które
nadal notowało jak: (…) mknęły, mknęły,
mknęły bez ustanku wiosenne stroje kobiece o barwach czystych, rozmaitych i
sprawiających rozkoszne wrażenie, jakby natury dziewiczej. Kiedy niekiedy
wynurzała się z powodzi osób jadących twarz subtelna, wydelikacona, tak nie do
uwierzenia piękna, że widok jej był pieszczotą dla wzroku i nerwów. Wyrywał z
piersi tęskne westchnienie jak za szczęściem — i ginął unosząc je w mgnieniu
oka ze sobą” („Ludzie bezdomni”).
Później mamy zdjęcia bardziej upozowane, w duchu tamtej
epoki - miały egzemplifikować dostojność „sumienia narodu”, troskliwego ojca (fotografia
z małą córką Moniką).
Widziałem, też zdjęcie dramatycznie schorowanego mężczyzny u
schyłku jego życia – w sanatorium, siedzi wśród innych pacjentów, a na poręczy
ławki, przycupnęła jednym krągłym pośladkiem, blisko niego roześmiana młoda
pielęgniarka, można by rzec - „(…) panna
dwudziestokilkuletnia, ciemna brunetka z niebieskimi oczami, prześliczna i
zgrabna” („Ludzie bezdomni”), połączona spojrzeniem pełnym tajemnicy z legendarnym
już wówczas pisarzem, który z błyskiem w oku, pozwolił sobie może na nazbyt
prywatny i swawolny gest - rękę zbyt blisko „kibici” dziewczyny. Gest, który
zapisał na zawsze fotograf.
Jego powieść „Ludzie bezdomni” stałą się „biblią” współczesnego
mu młodego pokolenia, wzorem postaw, zaczynem żywotnego narodowego mitu.
„Dzieje grzechu” (1908) wywołały skandal obyczajowy, a „Przedwiośnie” (1926), było
źródłem nieporozumień i rozczarowań, które bardzo go zasmuciły u schyłku życia.
Po ukazaniu się „Dziejów”, pierwszej polskiej powieści o tematyce erotycznej Eliza
Orzeszkowa zarzucała mu „erotomanię” i „histerię”, Władysław Reymont uważał utwór
za niepotrzebny, zaś „dewiacją znakomitego talentu” określał powieść wybitny
badacz polskiej literatury Artur Hutnikiewicz.
Być może Orzeszkowa była najbliższa prawdy – erotomania! Zachwyt
nad tą częścią ludzkiej natury! „Barki jej wąskie, wysmukłe, okrągłe dźwignęły
się do góry. Dziewicze łono drży od westchnienia… Długi szereg wieków, który
odtrącił jej ręce, który zrabował jej ciało od piersi i zorał prześliczne
ramiona szczerbami, nie zdołał go zniweczyć” („Ludzie bezdomni”) – z pod
czyjego pióra mógłby wyjść tak opis, jak nie spod ręki „erotomana”?! Dziś zamiast
tajemnic „erotyki” możemy, co najwyżej pooglądać trochę silikonowych biustów,
eksponowanych na pierwszych stronach popularnych portali, a zamiast debaty
publicznej dotyczącej powieści, wysłuchać współczesnych autorytetów, w tym wypowiedzi
podstarzałej, infantylnej aborcjonistki (to tak w kontekście pytań stawianych w
związku z „Dziejami grzechu”). To takie teraz łamią tabu.
Jego „Przedwiośnie” zaś doczekało się pochlebnych recenzji w…
sowieckiej „Prawdzie”, gdzie powieść uznano za „(…) wyraźną pochwałę
komunizmu i rewolucji proletariackiej”. W Polsce natomiast spadły gromy na
głowę już schorowanego pisarza.
Na nic się zdały protesty samego Żeromskiego:
„[…] oświadczam krótko, iż nigdy nie byłem zwolennikiem rewolucji […], a w „Przedwiośniu”
najdobitniej potępiłem rzezie i kaźnie bolszewickie. Nikogo nie wzywałem
na drogę komunizmu, lecz za pomocą tego utworu literackiego
usiłowałem, o ile to jest możliwe, zabiec drogę komunizmowi, ostrzec,
przerazić, odstraszyć. Chciałem […] wezwać do stworzenia wielkich, wzniosłych,
najczyściej polskich, z ducha naszego wyrastających idei, dokoła
których skupiłaby się zwartym obozem młodzież, dziś pchająca się
do więzień, ażeby w nich gnić i cierpieć za obcy komunizm.
[…] Nie zrozumiano ohydy, okropności, tragedii pochodu na Belweder –
sceny, przy której pisaniu serce mi się łamało. Koroną moich usiłowań
stały się pochwalne artykuły w pismach moskiewskich, głoszące, iż
przyłączyłem się do komunistów […]. Nie, panowie władcy Moskwy,
i panowie sympatycy władców Moskwy. Sprawa „nie ma się tak dobrze”.
Zawsze, wciąż, dawniej i teraz mówię to samo, iż tutaj w Polsce
musimy wypracować, stworzyć, wydźwignąć i wdrożyć w życie idee, które
by przewyższyły moskiewskie, które by dały naprawdę
i w sposób mądry ziemię i dom bezrolnym i bezdomnym, które
by wydźwignęły naszą świętą, wywalczoną ojczyznę na wyżynę świata,
gdzie jest jej miejsce”.
(„W odpowiedzi Arcybaszewowi i innym”)
Niestety nie udało mu się. Po II wojnie światowej komunizm
zawitał do Polski (a nawet się pleni tutaj nadal, bo i dziś też nie wiele „wypracowaliśmy”),
jego popiersia jako prekursora nowego ustroju (system nadal zbawia świat!),
najczęściej tworzone w duchu tzw. „realizmu socjalistycznego” zaludniły szkoły
i instytucje kultury. Zakrólowała, a może „zapierwszosekretarzowała”(?) jedna interpretacja „Przedwiośnia”, choć
niekoniecznie zgodna z wolą pisarza. Część jego wypowiedzi została podana
cenzurze, nie tylko ze względu na „treści” polityczne, jak i obyczajowe. Np. z
jego „Dzienników”, przy publikacji usunięto znaczne fragmenty dotykające sfery
intymnej – dotyczące pierwszych doświadczeń erotycznych, wizyt w domach
publicznych, problemów z chorobami wenerycznymi w młodzieńczym wieku pisarza. Żeromski
musiał być także nieskazitelny moralnie. W pogadankach o nim nie wolno było
wspominać o jego zapisach dotykających tej sfery życia, a także faktu, że
porzucił swoją pierwszą żonę i żył w tzw. konkubinacie z Anną Zawadzką, z którą
miał nieślubne dziecko - Monikę Żeromską.
„(…) legenda o małżeństwie z Anną utrzymywała się aż do śmierci
pisarza" – wspomina prof. Jerzy Adamczyk, badacz życia i twórczości
pisarza. W testamencie Żeromski napisał, iż "z całą świadomością"
uznaje ją za żonę "wbrew wszelkiej innej opinii, która by związek ten
inaczej traktować zamierzała". Legenda niestety trwała o wiele dłużej niż
sądzi Profesor.
Tak nota bene Stefan Żeromski w czasie I wojny światowej znalazł
się w Zakopanem, z dwiema rodzinami - z
Oktawią z synem Adasiem i Anną Zawadzką z córką Moniką. Czy pisarz krążył tylko
taktownie między dwoma willami?
Prof. Jerzy Adamczyk: „Przygotowując objaśnienia do listów
zastanawiałem się niejednokrotnie, czy tę wiedzę, którą zdobyłem
"przebijając się i przedzierając" przez liczne dokumenty, upublicznić czy nie.
Postanowiłem podzielić się nią, ponieważ, jak sądzę, ujawnienie jej ani nie
wyrządzi przykrości zainteresowanym, bo nie ma już ich wśród żywych, ani nie
umniejszy ich powagi". „(…) Ponadto,
listy osób wybitnych wydaje się po to, by w świadomości potomnych zapisał się
ich obraz możliwie najbogatszy i najprawdziwszy. Mam nadzieję, że wyłaniający
się z listów obraz człowieka i pisarza o nazwisku Stefan Żeromski będzie bardziej wielowymiarowy i prawdziwszy niż przed edycją listów”.
Znikają jego książki z kanonu lektur szkolnych, więc nie
wiadomo czy w ogóle będzie…
Mogę powiedzieć za Giladem Atzmonem, współczesnym filozofem:
„Teraz sporo zajmuję się Szkołą Frankfurcką, ludźmi, którzy wierzyli, że należy
rozmontować Zachód. Wypowiedzieli wojnę patriarchalnej rodzinie, kościołowi i
systemowi edukacji. I dużo osiągnęli, a szczyt ich działalności przypadł na
okres rewolucji z 1968 roku. Udało im się zniszczyć Zachód i zepsuć lewicę,
zmienić ją w przeciwieństwo lewicy związkowej, która była dość produktywna,
jeśli chodzi o dbanie o interesy ludzi i podział społeczeństwa. (…) Lewica jest
obrzydliwa i jest to tragiczne. Nie wiem, jak wy, ale większość ludzi, których
znam, na jakimś etapie była lewicowa, bo wierzyliśmy w etykę i wierzyliśmy, że
lewica jest motywowana etyczną myślą. Teraz naprawdę nie znajduję już u lewicy
żadnej formy rozumowania i myślenia etycznego. Bardzo mnie to smuci”. Zakrzyknę
zatem zamiast tego, żeby oprzeć się pesymizmowi - „Erotomanii wszystkich krajów
łączmy się”!
Z nadzieją, że Stefan Żeromski dziś podzielałby i te opinie.
Krzysztof Sowiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz